Na wstępie, zacznę od tego,że bardzo się staram bywać tutaj częściej , a to wszystko dzięki Wam i dzięki setkom miłych słów, jakie od Was słyszę. Czuję się po trochu zażenowana i speszona, a to wszystko dlatego, że tak Was zaniedbałam perfidnie.Tak więc dzisiaj wstałam bladym świtem ( co prawda, bladym świtem to ja wstaję codziennie ), ale dzisiaj po zrobieniu porannego koktajlu, który to młodość wieczną , ma mi przynieść i siły witalne przywrócić- zasiadłam do komputera, bo po pracy i ślęczeniu z nosem w monitorze, to ja już ,jak królik albinos wyglądam i nijak na oczy nie widzę.
A jeśli już jestem w temacie zaległości, to mówiłam,że przetworów w tym roku nie zrobiłam. Proszę bardzo- zaległości nadrabiam wszędzie, a mój “przetwór”, sztuk jeden, w postaci soku malinowego, jest już w gąsiorku :) Z tymi przetworami, to tak źle nie będzie, jak pamiętacie zapewne, u mnie produkcja hurtowa zawsze się odbywała, tak więc mam jeszcze sporo dżemów,soków,papryk, ogórków itp.. w spiżarni . Problem największy , to mam z grzybami…zbliżają się święta, a u mnie w grzybowych słojach, puchy. W lasach, z tego co słyszałam, też jakiegoś specjalnego urodzaju nie ma,a Szef mój, skąd inąd bardzo ludzki Pan, obiecał mi dzień wolny 21.09- tak więc jadę na grzybki:) Jestem zmęczona,ogólnie to nawet bardzo, bardzo zmęczona, a na ten jeden dzień, czekam jak na zbawienie. W końcu będę miała długi weekend. W tym roku, to człowiek nawet urlopu nie miał. Madzia przenosiła ciążę o tydzień, więc warowałam w domu jak pies Pluto, później rodziłyśmy..ha, ha…szkoda,że Wam nie mogę opowiedzieć jak było, to dopiero był ubaw po pachy- no ale Madzia by mnie pewnie zabiła :) A później..była już Tosia i jakoś tak,dwa tygodnie zleciały.
Wczoraj z pracy wyszłam o 17.30, po pracy zakupy, w domu byłam po 20, pchanie wielkiego wózka, po 9 godzinach , to chyba nie na zdrowie babci! Zanim to człowiek wytaszczy to wszystko, rozpakuje, poupycha gdzie trzeba, jest godz.. 21. Po zakupy, też muszę jeździć sama, bo wysłać moje towarzystwo, to kupią jak leci, a ja wszystko bardzo ..hmmm…selekcjonuję:) Kiedyś miałam zamiar napisać nawet serię postów, jak za minimum, dobrze jeść i z głodu nie zejść. Czasami, aż sama się nie mogę nadziwić, jak niskie są nasze dzienne stawki żywieniowe:)
No ale , ja to chciałam właściwie o łosiach napisać, bo tyle osób się nie może nadziwić,że one tak u nas pomykają po ulicach. To naprawdę nie fotomontaż- w okresie jesiennym łosie widujemy nieomalże codziennie- nie zapominajcie, że ja mieszkam na skraju puszczy. Ten z poprzedniego postu, to dopiero łosiołek :) Jednoroczniak- więc malutki. Pierwsze spotkanie bliskiego stopnia,z łosiem, miałam jak Magda, była chyba jeszcze w podstawówce. Jechałyśmy przez las rowerami obok siebie i jak to mamy w zwyczaju o czymś namiętnie rozprawiałyśmy.W pewnym momencie, coś mnie delikatnie przystopowało- spojrzałam na ścieżkę,a moje koło od roweru znajdowało się pomiędzy, dwoma, jakimiś cherlawymi drzewkami.Zaczęłam podnosić powoli głowę, a to się ciągnęło i ciągnęło, w końcu rachityczne patyki się skończyły i pokazało się wielkie “coś”..wtedy wiedziałam już,że to coś ,jest owłosione i na pewno żyje. Z tyłu usłyszałam cichy szept Madzi…mamuś- tylko nie krzycz, w szkole mówili,żeby nie krzyczeć i nie uciekać. Nawet nie w głowie było mi uciekać, nogi wrosły mi w ziemię, a głowy wcale nie miałam zamiaru wyżej podnosić,żeby zobaczyć komu wjechałam między nogi. Mijały –pewnie sekundy- ale dla mnie ciągnęło się to w nieskończoność, nogi nieznajomego osobnika nie cofnęły się nawet o krok.Podniosłam powoli głowę i stanęliśmy dosłownie pysk w pysk. Ja i ogromny łoś, a musicie wiedzieć,że łosie, są największymi ssakami,żyjącymi w Polsce, wyróżniający się wyjątkowo długimi nogami.“Mój “ łoś miał do tego,wielki łeb z ogromnym porożem.Jakby tego było mało popatrzył mi zaciekawiony prosto w oczy i zaczął , tak dziwnie kręcić głową, zataczając coś na kształt “U”. Bałam się nawet drgnąć, był naprawdę olbrzymi. Łosie dorastają nawet do 3 metrów, a to chyba wysokość mojego salonu ! W końcu ktoś musiał wykonać pierwszy krok, nie żebym była taka odważna, ale jeszcze chwila, a zaczęłabym po prostu wrzeszczeć. Delikatnie cofnęłam rower i dałam niewielki, jeden kroczek, do tyłu. Łeb w dalszym ciągu zawzięcie wykonywał “U”, a w wyrazie pyska nic się nie zmieniło. Cofnęłam się jeszcze kawałek, tak że zrównałam się z Magdą, łoś niezmordowanie machał głową, utrwalając literki. Spytałam szeptem co teraz?, Madzia mówi “ nie wiem, ale spójrz w bok” . Spojrzałam,a pomiędzy drzewami ,w pewnym oddaleniu , stała chyba łosia żona z dzieckiem. Zaczęłyśmy się dalej powoli i cichutko wycofywać, łoś ani drgnął, stał i dalej machał łbem…dziwne stworzenie :)W końcu zniknęłyśmy za zakrętem, wskoczyłyśmy na rowery i tyle nas widzieli :)Do domu wracałyśmy przez bagniska i chaszcze, ale żadna siła nie zmusiłaby nas do przejścia ponownie po ścieżce.
Jak widzicie łosie są nieszkodliwe, ponieważ nie mają właściwie naturalnych wrogów ( jedynie wilki i niedźwiedzie – a te u nas nie występują), więc spacerują sobie wszędzie i czują się jak u siebie w domu:) Niestety , zdarzają się również wypadki samochodowe z uczestnictwem łosi, bo łoś idzie, przed siebie i nie patrzy.. Na rozlewisku, jak wstaje świt, można zobaczyć kąpiące się i nurkujące łosie.Ogólnie łosi ci u nas dostatek. Są słodkie, aczkolwiek wzbudzają respekt swoim ogromem. Pytacie co robić jak się spotka łosia- chyba nic- po prostu zejść mu z drogi :) U nas łosie ładnie pozują do zdjęć, chodzą po ulicach, zjadają jabłka z ogrodów i ogólnie są chyba przyzwyczajone do przebywania między nami, a my przyzwyczailiśmy się do nich.
Kochani, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i mam nadzieję,że temat “Przystanku Alaska “ wyczerpałam :). Zmykam, bo zaraz się spóźnię do pracy , a mój ludzki szef, przestanie być ludzki :)
Buziaki i do usłyszenia…
21 to idealny dzień na urlop!!!!1 moja rocznica slubu..hihihi...a ja byma jednak wrzeszczała:)))))
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana, uwielbiam do Ciebie zaglądać i czerpać radość z każdego Twojego napisanego słowa. Przygoda z łosiem bardzo sympatyczna, jest co wspominać, i wierzę że w momencie spotkania nie było wam do śmiechu. Pozdrawiam cieplutko. Agnieszka
OdpowiedzUsuńChyba bym zeszła na zawał gdybym tak spotkała łosia! U nas to tylko pełno dzików,lisów i sarenek. Kiedyś szłyśmy z mamą rano do pracy i słyszymy nagle BUCH. A to właśnie mały łosiek przestraszył się chyba nas i wskoczył do sąsiadów na podwórko ...
OdpowiedzUsuńA to ci historia:D żeby tak u mnie spotkać łosia:( betonowa dżungla mnie otacza:( Ale z rana narobiłaś smaka na koktajl..
OdpowiedzUsuńI znów niespodzianka .Niedziela we wtorek ?To chyba Pani nieobecność sprawiła , że komentuję już drugi raz , do tej pory tylko czytałam.Jeśli można prosić - to proszę poczynić wpisy o tym jak tanio i dobrze jeść . Myślę ,że to byłoby zbawienne dla wielu czytelniczek .
OdpowiedzUsuńKorzystam z Pani wspaniałej ściągi na sprzątanie ,ściąga na tanie gotowanie byłaby SUPER !Perfekcyja Pani Domu to przy Pani -pikuś.Pozdrawiam serdecznie .
Malinki mniamuśne, takie sniadanko może nie syci ale napewno dodaje humoru :-)
OdpowiedzUsuńOpowieści o łosiach super. Zazdroszczę takiego bliskiego kontaktu.
Napisz kiedyś jak oszczędzać na zakupach żywnościowych, to może byc ciekawy temat, chyba każda z nas próbuje i ma swoje sposoby.
Pozdrawiam ciepło!
Witaj kochana!
OdpowiedzUsuńGratuluję bycia Babcią a Madzi Mamą!
Mimo,że jestem bardzo cichym podczytywaczem cieszę się niezmiernie, że wróciłaś. Fajnie jest czytać kiedy ktoś tak ciekawie pisze...
Od razu powiem, że bardzo chętnie dowiem się co i jak wygląda w ekonomicznych zakupach(pasa trzeba przycisnąć, więc wicie rozumicie :-/)i tajemnic parę bym poznała... hmmm
Aha! Zapomniałam!
Dziecię me nastoletnie po podczytaniu i obejrzeniu światecznych fotek krzyknęło" No! To juz wiesz jak ubierzemy nasze mieszkanie!? Identycznie!" Tak, więc nie znikaj, bo pewnie zasypię Cie pytaniami i prośbami o pomoc artystyczna duszo.
Pozdrawiam ciepło
buziaki kochana :) nie mogę wysłać do Ciebie żadnej informacji, wszystko mi wraca :(
OdpowiedzUsuńBardzo fajna historyjka.
OdpowiedzUsuńWiem, że jesteś zapracowana, ale pewnie cykl postów o żywieniu za grosze nie tylko mi by się przydał, a do tego ubarwiony twoimi ślicznymi zdjęciami byłby nie lada rarytasem.
pozdrawiam
No właśnie takie skojarzenie miałam czytając :))"Przystanek Alaska" wypisz -wymaluj:))))buziaczki:))))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś, myślałam, że juz na dobre opuściłaś blogowy świat. A może jednak napiszesz "jak za niewiele(pieniązków) przeżyć wiele(dni). Myślę, że nie będę jedyną zainteresowaną! Miłego tygodnia. Pozdrawiam serdecznie. Gosia
OdpowiedzUsuńKochana,opowieść o łosiu fascynująca. Poczułam jego wzrok nieomal ale w tym wszystkim zapomniałaś podać przepis na ten koktail wieczną młodość, urodę i zdrowie dający, Jak długo trzeba używać ,żeby uzyskać Twój efekt? Buziaki
OdpowiedzUsuńMilego wtorku i wszystkich kolejnych dni
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A(polonia)
Pyszny koktail i fajna opowieść o łosiach :)) i zaciekawilaś mnie serią postów, jak za minimum, dobrze jeść i z głodu nie zejść ;p moze jednak je napiszesz ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
Alleluja, dobrze, że jestes ze swoimi postami :)
OdpowiedzUsuńA ja bym chętnie poczytała o twoich sposobach na niedrogie gotowanie :) Może jeszcze Cię kiedyś najdzie ochota na napisanie takiego posta :)
OdpowiedzUsuńihihihihihi cudownie , że jesteś !!! poprawiłaś mi humor a nie mogę generalnie się ruszyć :( jakieś diabelstwo weszło mi między łopatki (skurcz jaki czy cuś ) i ogólnie jedyna pozycja w pół zgięta przed monitorem wchodzi w grę :)))) temat łosi fantastyczny - zazdroszczę jak nie wiem co takiego towarzystwa , a o Madzi porodzie to chętnie bym poczytała ihihihihii może kiedyś się zgodzi na Twoje wyznania ?? :)) a o tym jak przeżyć za nic to też kiedyś chciałam pisać :))) i myślę , że to problem wielu w dzisiejszych czasach :)) dla mnie podstawą jest wypad na rynek a tam same cuda za grosze :) później trochę pracy w domu i obiadki za grosik jak malowane ihihihihi pozdrawiam cieplutko i życzę miłej pracy ...
OdpowiedzUsuńWitaj, Skowronku :) Jaka miła niespodzianka :) Ja dzisiaj postanowiłam zrobić sobie dzień "oddechu" a decyzję podjęłam spontanicznie pięć minut przed wyjściem do pracy, bo czuję się chyba podobnie jak Ty. Dzięki temu mogę teraz rozkoszować się Twoją opowieścią o łosiach i zdjęciami - proste rzeczy opisujesz i pokazujesz w niezwykły sposób. Najcenniejsze w tym jest to, że nie poprzestaję na czytaniu i oglądaniu, ale mobilizujesz mnie do działania. Dzięki wielkie!
OdpowiedzUsuńEllis, jak zawsze TY i kawa- to mój najlepszy poranek
OdpowiedzUsuńWow, ale historia!
OdpowiedzUsuńJeszcze maliny masz? I to jaką ilość - mmm, pycha!!!
Słońce Ty moje, takie spotkanie to "COŚ"
OdpowiedzUsuńNie każdy może się takim pochwalić i sobie na takie pozwolić, Ty to co innego,wszak mieszkasz gdzie mieszkasz i masz, nie każdy ma ;))), trochę zazdraszczam, bo łosie lubię, ale sama pewnie w portki bym narobiła ewentualnie je zgubiła podczas panicznej ucieczki ;))
Jak dobrze że wróciłaś do nasz, uwielbiam Twoje pisanie ;))♥
uściski!
Ależ zazdroszczę tego grzybobrania!!! Ja w tym roku muszę odpuścić ze względów zdrowotnych, a grzybki już mi się śnią po nocach :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJej, jak cudownie znowu móc się tutaj rozgościć i poczytać co tam ciekawego "na wsi" :). Dobry humor na resztę dnia zapewniony, dziękuje!
OdpowiedzUsuńJej, jak to cudownie móc znowu się tutaj rozgościć i zobaczyć co tam "na wsi" ciekawego :)! Dobry humor na resztę dnia zapewniony-dziękuje!
OdpowiedzUsuńDużo siły i rozciągnięcia doby życzę!
Marta
jak mi dobrze u Ciebie oj jak dobrze
OdpowiedzUsuńa malinki mniammmmmmmm
buziaki od najmłodszych do najstarszych dziewczyn rodem hehehhe
jej uwielbiam twoje wpisy, bardzo za nimi tesknilam
OdpowiedzUsuńps nigdy nie zmieniaj muzyczki na swojej stronie, plz jest taka bloga, i bardzo mi sie z toba kojarzy!!!
a to ci losie!!!
ja ostatnio dorwalam gdzies na polu dzikie maliny, prawdziwy smak z dziecinstwa, a nie z supermarketu
nie mam takiego motorku jak ty, wiec nie sadze bym kiedys robila takie przetwory, ale spizarke masz do pozazdroszczenia
podziwiam cie za to!!
pozdrawiam cieplo!
stala czytelniczka
Jak dobrze, że jesteś :) wszystkiego dobrego dla Was, i choć to banalnie brzmi, jest jak najbardziej prosto z serca.
OdpowiedzUsuńUściski i jak najwięcej czasu dla cennych chwil.
Wszystkiego dobrego dla Was, cieszę się niezmiernie, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńJak najwięcej czasu dla cennych chwil Wam życzę.
M.
No to mialas przygode !!!
OdpowiedzUsuńWspaniale opisujesz,usmiech na twarzy wywolujesz...a dac komus usmiech to dac mu czastke szczescia !
Ja posylam ten usmiech Tobie,Elisko!
Moc serdecznosci !
Kochana Babi!
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach bardzo by się przydał post o rozsądnym gospodarowaniu pieniędzmi! Ja jestem za! Buziaki
moja droga toż wy macie tam istny przystanek alaska
OdpowiedzUsuńzdjęcie z malinami oddaje taki klimat, że aż chce się je zjeść :)
OdpowiedzUsuń....nie wiem jak Inne blogowiczki ale ja choć brakowało mi Pani wpisów to nie zamierzam oskarżać o "porzucenie "pisania..wszyscy dobrze wiemy,że życie tez pisze ..ale własny scenariusz...każdy ma na głowie tyle spraw w realu że nie zawsze jest czas na ten mniej realny...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o serię postów : "jak za minimum, dobrze jeść i z głodu nie zejść".... Plissss....
OdpowiedzUsuńOpowieśc o "osiu" - cudna :-))
Pozdrawiam.
Jesteś nadwyraz energiczną babcią i jak młodą.
OdpowiedzUsuńniesamowita historia z tymi łosiami. A z innej beczki: ja bym bardzo chętnie poczytała o tych oszczędnościach podczas robienia zakupów. Przede wszystkim chodzi mi o to, żeby to, co się kupuje i przygotowuje, było nie tylko tanie, ale zdrowe i pełnowartościowe, a Ty na pewno masz na ten temat dużą wiedzę :). Kiedyś szukałam takich artykułów, ale nie za dużo się dowiedziałam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłać. Bardzo lubię czytać Twoje notki i gladać zdjęcia.
OdpowiedzUsuńTo macie Przystanek Alaska w Polsce:)
OdpowiedzUsuńRajuśku, jak ja chciałabym zobaczyć na własne oczy łosia!!! Tez niby będziemy mieszkać blisko lasu i sarny to widok normalny ale łosie - marzenie!!! :)
OdpowiedzUsuńAch! Normalnie Przystanek Alaska! (notabene stąd mój nick - jestem wielką fanką takiego klimatu i... łosi :) ). Bardzo mnie uradowałaś tym postem!! Dzięki!
OdpowiedzUsuńU nas tak sobie chodziły dziki; w tym roku jakoś ich nie widać.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! A Tosia rośnie jak na drożdżach!
Ninka.
Moja cała rodzinka twierdzi, że od 15 września będą grzyby! nie wiem skąd u nich ta mądrość, ale miejmy nadzieje, że się sprawdzi, bo okolice mam grzybowe i chętnie nazbieram wózeczek tych pyszności. Tosia przesłodka, chętnie bym ją wyściskała :) Moja Ulka ma 8 miesięcy i już nie daje się tak wytarmosić jak kiedyś :(
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńJa bardzo ale to bardzo proszę o tą serię postów o ekonomice żywieniowej twojego domu. A jeśli nie serię to przynajmniej jeden podstwowy.
Anna
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu wpładłam do Pani całkiem przez przypadek i od razu się zakochałam w Pani blogu:)a, że jestem bardzo początkującą blogowiczką to teraz systematycznie zaglądam sobie u czytam, i czytam i nie mogę się nachwalić Pani za łatwość wyrażania swoich myśli i ujmowania tego w przecudne słowa. Zostanę już chyba stałą Pani obserwatorką. Zapraszam też do mnie http://shabby-shop76.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńUwielbiam Pani blog, jest dla mnie ciepłym kątem do którego lubię zaglądac. Bardzo tęskniłam za tym miejscem i cały czas liczyłam że, jednak się Pani odezwie.
Wnuczka wspaniała, chociaz Pani wcale na babcie nie wygląda.
Nieśmiało prosze o poradnik zakupowy, chętnie poczytam o Pani poradach.
Pozdrawiam
Avija
I ja tak latam po tych blogach i nagle...."utkane z...." najpierw o co cho...., gdzie to przyczepić i kuźwa olśnienie....wreszcie jest:) no kobieto oj, oj, oj nunu!!!!!
OdpowiedzUsuńkażdy jest dzisiaj "zalatany" to nie jest wytłumaczenie:) no to cóż gratuluję wnusi:) podobna do taty jak na moje:)oko:) hmmmm według moich obliczeń jesteś niewiele starsza ode mnie a już babcia, hmmm ciekawe jakie to uczucie:) Edyta
czekam, czekam na ten post - jak za niewiele zjeść aby nie zejść :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że znajdzie zainteresowanie wśród czytelniczek.
Pozdrawiam Beata
cudne zdjęcia!!! pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńJa również czekam na posty z serii jak za niewiele zjeść aby nie zejść.Bardzo się cieszę, że wróciłaś zapraszam do mnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńcieszę sie, ze jestes i nawet opowieśc o łosiu jest super, a poradnich tanich zakupów na czasie i prosimy o wpis na ten temat
OdpowiedzUsuńj
Jakie zdjęcia:)))) malinka, która zawisła na na tej piance. Pięknie:)
OdpowiedzUsuńOjej wreszcie wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńA tak długo Cię nie było, myślałam że to już koniec, żałowałam strasznie, ze znalazłam Twojego bloga akurat jak przestałaś pisać. Bardzo się cieszę, że znów piszesz :)A dziecię prześliczne ...buziole wielkie - Ania
dziewczyny chwalą książkę Czas odnaleziony Mimi.zachwyt nad codziennością. A ja wpadłąbym w zachwyt, gdyby Twój blog - od początku pisania- stał się książką.
OdpowiedzUsuńna nocnym stoliku, na dobre i złe dni. Kiedy ogłosisz subskrypcję?
O ja bardzo proszę o taki post o tym jak mało wydać a nie paść z głodu. Nasza rodzina też się za niedługo powiększy (dokładnie to jeszcze dwa miesiące), dom na utrzymaniu, ja tylko sobie troszkę dorabiam tłumacząc,mąż pracuje, także szału nie ma. A co wyjście do sklepu po zakupy to ponad stówka mniej w kieszeni...a za chwile znowu pusta lodówka. I to nie, że takie głodomory z nas, po prostu ja nie potrafię tego jakoś z głową ogarnąć:)
OdpowiedzUsuńBeata
Cieszę się na ten powrót. Czytałam Panią swojej babci i była zachwycona. Talent i cudowne życie zawsze wzrusza :)
OdpowiedzUsuńJustyna, yourchoiceisyourart.pinger.pl
Elisse, BŁAGAM O WPIS O EKONOMICZNYM GOTOWANIU. BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńczytam komentarze i dochodze do wniosku, że Twój blog czytają same wyjątkowe kobietki.. jestem dumna,że do nich należe.. czekałam z niecierpliwością na Twój powrót i czas poświęcony dla nas.. czytam z zaciekawieniem, z zadowoleniem oglądam zdjęcia i zazdroszcze tej wyjatkowej rodziny min.. członków ze świata zwierząt Gosia z Elbląga
OdpowiedzUsuń