Na samym wstępie mała korekta :) To wczoraj i dzisiaj, które występuje gdzieś w tekście było parę dni temu .Niestety, jak zwykle wina komputera, przez parę dni mogłam sobie tylko klikać. Post jakimś cudem się pokazał parę dni temu, ale niestety bez tekstu i zdjęć :) Jedyna aktualna rzecz z relacji poniżej, to fakt,że ja dalej jestem wykończona , a staw nie skończony :( Tak więc zaczynamy: wczoraj, bladym świtem wytaszczyłam węża i zabrałam się do uczciwej pracy.Cała obolała, po poprzednim dniu, zabrałam się do roboty…wiedziałam,że jak już zabiorę się za rozbiórkę “ dużej części”, to będzie się liczył czas i trzeba się będzie uwijać jak w ukropie, no bo nie dość,że rośliny wodne, to jeszcze ryby, które z braku tlenu się poduszą. Co prawda, ryb nie chcę, ale nie znaczy to,że mam jej unicestwić,przez lenistwo własne.Tak więc jeszcze ostatni rzut okiem i obiektywem na rośliny przybrzeżne, bo po skończonej robocie, nie wiadomo co z nich zostanie i do dzieła.
Przedwczoraj wyciągnęłam na brzeg, kamienie z większej części stawu, z pierwszej wyłaniającej się półki. Leżą dosłownie wszędzie, a to nawet nie 1/10 tego co mnie jeszcze czeka..Chcąc mieć staw przypominający taki prawdziwy, jak idiot jakiś , wtachałam tam kiedyś, dwa tiry kamulców:( Tylko to kiedyś było 12 lat wcześniej, a ja jeszcze energią tryskałam i sił miałam dużo więcej. Teraz trzeba wszystko wyciągać.
Ryśka cały czas pałętała się pod nogami i miauczała okrutnie, więc mówię, żeby gadać przestała, że Wacka ( dla niezorientowanych : węża ) bierzemy i do roboty. A ona mi na to, bach na plecki…więc perswaduję dalej, a ona cwaniara, Wacka łapką odpycha :)
Nie, to nie…węża dotaszczyłam sama i już tylko po tym, miałam ochotę wszystko w cholerę rzucić, bo on ciężki jest jak siedem nieszczęść i do tego strasznie długi i gruby. Zwabiony moim sapaniem, na taras , wypełzał kolejny obibok.
Chyba nie ma nic gorszego, jak jeden człek pracuje, a reszta się tylko patrzy:( Z pompą też się nieźle naszarpałam, bo zassać wody nie chciała, więc leżąc na pomoście, na brzuchu wyrabiałam sobie bicepsy, używając pompy zamiast hantli:) W końcu woda poleciała wartkim strumieniem, a ja musiałam Wacusia przenosić, w co i rusz to nowe miejsca, żeby roślin nie potopić. Ile on waży z wodą, to ja już nawet myśleć nie chcę! Po godzinie pompowania, ubyło może z 20 cm.
Ale cóż to…coś się dzieje , rybki zbijają się w ławice, więc truchcikiem nad brzeg, przylatują kolejni pseudo pomocnicy- Ci dla odmiany rybki chcą pomóc wyławiać! Pierwszy napięcia nie wytrzymał Pan Kot i zaczął schodzić niżej…
Z pewną dozą nieśmiałości, co by białych stópek, mułem nie upaprać, na horyzoncie pokazuje się Mafja..Moje czerwone karpie koi, pływały jak ogromne wykrzykniki, w związku z tym, po tylu latach szczęśliwego żywota z inteligentnym kotem Vingą, zginęły tragicznie w brzuchach mniej inteligentnych, obecnych kotów.Teraz zostały już tylko karaski, których w ogóle nie widać w wodzie.
Zaczyna się nagonka! Proszę Państwa …uwaga….jest…jest…jest rybka! !!!Trzeba zejść tylko niżej,łapka do wody iiii….
no niestety…nie udało się…Panu Kotu zaryło mordą w muł:), a wszystko to na pewno dlatego,że pańcia się wydzierała!
Trzeba skrzyknąć więcej pomocników!!!! Uwaga , uwaga…wszystkie koty z okolicy ….otworzyli u nas nowy sklep rybny…ZAPRASZAMY!!!! Przyleciał rudo – biały, za chwilę pojawił się rudzielec!!! Ryśka do diabła, co z Wami??? Koniec leniuchowania i amorów, zabierać się do roboty! Panu Kotu podeszło do sprawy ambicjonalnie:)
,
Ryśka istota zwiewna i bardzo delikatna, gustuje raczej w pająkach, sushi przekąsi czasami i owszem, ale pod warunkiem,że wyławiane jest z czystej wody…a nie z mułu! Starała się, próbowała…nawet po mule stąpała, po pewnym czasie stwierdziła że jednak,to nie dla niej, łapek brudzić nie zamierza i zadowoli się robaczkami…ohyda.
Kiedy wody w stawie ubyło, a koty zaspokoiły głównie swoją ciekawość, do dzieła ponownie wkroczyłam ja! Wkroczyłam, popatrzyłam i się przeraziłam! Młodość dodaje skrzydeł, góry przenosi i cholera jakieś strasznie głębokie doły kopie! Ale młodość minęła!
Trzeba było teraz z dna wydobywać setki ryb z mułu i szlamu jakiegoś,i biegiem przenosić, tak żeby się nie podusiły. Musiałam w to coś wsadzać łapy…brrr…aż strach pomyśleć co tam mieszka, jak człowiek tego nie widzi i musi jeszcze w błocku się grzebać, żeby nie przeoczyć żadnego stworzenia bożego! Aż mnie szarpało z obrzydzenia. Na początku , ślizgając się po błocie i folii, tachałam te wiadra z mułem sama, później leciałam biegiem wylać, a ryby do basenu przerzucić, na szczęście po 7 godzinach mordęgi, ze szkoły wróciła małoletnia, więc zapędziłam do noszenia wiader z mułem.Ja wygrzebywałam z bajora, później do sitka, w sitku grzebałam paluchem , jak coś zaczynało skakać, piszczałam , zamykałam oczy, łapałam i wrzucałam do wiadra z czystą wodą! Nurka wcale milszej pracy nie miała,musiała się patrzeć na to co wylewa, bo nie daj Bóg, ja mogłam czegoś nie zauważyć, wtedy wydobywała to ona. Moja mina pełna rozpaczy i obrzydzenia, najlepiej obrazuje z czym musiałam się zmierzyć :)
Z dna- na brzeg, setki wiader, do góry, po śliskiej folii , mięśnie brzucha, nóg, rąk…mam jak ze stali :( No to ja się pytam, czy ja na kulturystę wyglądam, na chłopo-robotnika jakiegoś,żebym w kieracie musiała pracować ????!!!! Ale trzeba twardym być :) Dałam radę! Ryby bez większych szkód , zostały przeniesione, do specjalnie dla nich przygotowanego , w tym celu nowego biotopu..i mają się nieźle… co tam basen, niech karaski pływają :))))
A ja jestem nieziemsko pogryziona przez komary, utaplana cała w błocie jak świnia, bo wiadomo…jak gryzie, człek odruchowo klepie, nieważne,że całe łapy ma w mule… ale bardzo zadowolona, spora część pracy juz za mną, a na pewno ta najbardziej obrzydliwa :) No ale cóż, marzenia kosztują niemało wysiłku :) Jestem wykończona., ale bardzo zadowolona :))))Macham więc do Was kochani radośnie, łapą wyjętą z rękawiczki. Trzymajcie kciuki! Jutro kolejny dzień…ale juz w mniejszej ilości błocka!
A na maile sukcesywnie odpowiadam, ale…: praca w pracy, praca w domu, praca w ogrodzie…i jakoś malutko czasu zostaje :(
oj podziwiam Cię za pracowitość, do dziś pamiętam posta jak masz rozpisane co kiedy sprzątasz.
OdpowiedzUsuńTyle pracy szok ale jak to zawsze bywa najgorsze zacząć a potem już jest coraz lepiej.
Na jednym ze zdjęć widać jakie masz mięśnie na rękach do pozazdroszczenia, że ci tzw galaretka nie lata.
Pozdrawiam i czekam na kolejne rrelacje
Elisse, teraz to już słów brak. Pracę godną prac Heraklesa wykonałaś :)
OdpowiedzUsuńTeraz powinni uczyć o 13 pracach :)
Posyłam buziole :*
Balbino- Jest już zdecydowanie lepiej, masz rację, najgorzej zmobilizować siły i zacząć, chociaż szczerze mówiąc, nie mogę się już nawet patrzeć na te kamienie i oczko :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko:)
Witaj Jomo- pisałyśmy chyba w tym samym czasie :)Siedzę tutaj, bo nie mam siły zmobilizować się i wyruszyć do dziury :) Do tego zimno i mokro i tak odkładam i odkładam...a już późno:)buziaki
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szybkie i pomyślne zakończenie prac.
OdpowiedzUsuńA jak skończysz zobaczysz jaka będziesz dumna z siebie, a my wszyscy z Ciebie.
Współczuje , horror jakiś z tym stawem , ale azalie masz najpiękniejsze .
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoje samozaparcie , ja by szukała pomocy -pozdrawiam Yrsa
O Matko i Córko !!! Należy się Wam bez wątpienia medal!
OdpowiedzUsuńKoty obserwują jak zwykle wszystkiego ciekawe albo śpią. w końcu skoro człowiek chce się męczyć to niech robi, no nie? one mają ważniejsze rzeczy na głowie niż jakieś tam wybieranie rybek i kamieni ;P
OdpowiedzUsuńsporo roboty z tym wszystkim miałaś... ale za to praca w eleganckich kaloszach (((:
pozdrawiam!
Pracę wykonałaś niesamowitą. Jestem pełna podziwu i kłaniam się nisko. Jak patrzę na to wszytko stwierdzam, że ze stawu zrezygnuję, zadowolę się małym oczkiem kolorowym. Nie na moje nerwy taka "zabawa" , A żeby oczy nacieszyć cudownym widokiem zaglądać do Ciebie będę codziennie.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita. Pracy masa , a czasu na wszystko Tobie wystarcza i takie cudowne opowieści okraszone fantastycznym zdjęciami, i kawka, i ciasto upieczone. Jesteś wielka. Prawdziwy wzór do naśladowania.
Ściskam gorąco i korzystając ze słoneczka idę walczyć z chwastami. Buziole.
Masz piękny ogród. Widać, że praca popłaca! Ja z prac ogrodowych powinnam dostać dwóję. No może tróję, za to, że czasem się staram. Ale za to fajnie ogląda mi się, jak ktoś ma niezłe wyniki. Mam pytanie. Czy nie masz problemów z drewnianym tarasem?
OdpowiedzUsuńWykonałaś kawał cięzkiej i dobrej roboty - godne podziwu. Ale rozumiem samozaparcie, ja też z tych kobiet co to sie same za takowe rzeczy biorą nie patrząc na nikogo. Pięknie jest u Ciebie ;) Pozdrawiam ciepło ;]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzielna z Ciebie babka!W pocie czoła realizujesz swoje plany :-)Staw napewno będzie piękny już wkrótce. Trzymam kciuki i pozdrawiam cieplutko z burzowej krainy!
OdpowiedzUsuńIwona
Ciekawa jestem, co za łobuz patrzył na Twoją "męczarnię" w spokoju, wypoczęty cykał Ci fotki? Jutro zamiana?
OdpowiedzUsuńTaka sama ze mnie kocia i ogrodowa mama, tyle że nie wpuściłam się w staw ;)
Pozdrawiam, podziwiam, lubię i w ogóle, kierowana z FB często zaglądam :)
Ola
O matko.... ależ robota za Tobą i przed Tobą!!!!! Dzielna Kobitka jesteś :))
OdpowiedzUsuńKoty w tym wszystkim cudne, już sobie wyobrażam te "łowy" :)))
Ściskam :)
Krystyno- ja już jestem dumna,ze w ogole za to sie zabralam :)
OdpowiedzUsuńYrso- chyba nie , zona dendrologa ma ladniejsze, znaczy duzo wieksze :)piekne sa
Kamilo-bez falszywej skromnosci, powiem ,ze i owszem:) ale nikt nie chce nam go dac :D
KlaModeliniaki- kaloszki bomba, ale wlasnie zaczely przecieka, nie wiem czy o jakis kamien nie rozwalilam.
Destiny ikt- wiesz, taka praca dosyc rzadko sie jednak trafia, ale fakt..jest obrzydliwa :(Ale za to pozniej duzo frajdy, bo milo siedziec na pomoscie nad stawem :)
Bozeno- mam problemy :) jak chyba wszyscy z drewnem. Obecnie wlasnie zaczely mi prochniec pomosty
eM- dziekuje za slowa uznania :)
Doroto- mi rowniez niezmiernie milo:)
iwono- dziekuje :)
Olu- ciesze sie,ze zagladasz. A lobuz to Nurka, ale nim zaczela pomagac :)))
Alizee-dzieki...zaraz lece znowu do dziury:)
Dzieki za odwiedziny i sorki za jezyk, ale dzisiaj komputer znowu postanowil ze mnie analfabete zrobic :( brak polskich znakow
Jak Ty to robisz, że nawet przy historii mordęgi stać Cię na uśmiech i żart? :) Trzymam kciuki za powodzenie akcji!
OdpowiedzUsuńoj siły dużo życzę i wytrafałości jeszcze wiecej :)
OdpowiedzUsuń