O 5 rano siedziałam już na dnie..wybierałam dalej muł ,niestety pompą daje radę wybrać wodę tylko do pewnej głębokości, resztę trzeba już ręcznie.Zimno, pada, okropieństwo..jedyny pozytyw tego wszystkiego, to fakt,że komary mniej gryzą :)
Patrzę na to co ja kiedyś wykopałam i przerażenie mnie ogarnia..ja nie wiem czy posiadałam kiedyś jakiś mózg, ale z pewnością posiadałam dużo siły…teraz proporcje jakby się odwróciły, znaczy się przynajmniej tak się łudzę,że rozumu przybyło.Staw ma ok 1,80 m głębokości po środku..i tak jest teraz zdecydowanie płytszy niż kiedyś, bo u nas jest bardzo wysoki poziom wód gruntowych i od dna, pod folią zamula się i cały czas jest woda. Pamiętam jak kopałam , to gdzieś mniej więcej od 1,60 cały czas wygarniałam juz piach z wodą, że o warstwie gliny przez którą musiałam się przebić, nie wspomnę.Ale bardzo zależało mi żeby rybki mogły bezpiecznie przezimować i żeby woda nie zamarzała do dna. Rybek juz nie będzie, karaski wyjadą w torbach nad rozlewisko..zresztą one były nieplanowane, to kaczki chyba musiały przynieść ikrę na łapkach. Jest ich mnóstwo, brudzą wodę okropnie, a koty i tak zjadły w większości karpie koi, bo tych nie widać nawet.Konsumpcja ostatniej czerwonej rybki, odbyła się na wiosnę, za to tych zostały setki, obecnie cały basen:(
Lilie wodne zostały już całkowicie pozbawione liści i pąków…trudno, nie będzie najwyżej w tym roku kwiatów, mam tylko nadzieję,że zdążę to wszystko sprzątnąć i naprawić nim zdechną.
Dzisiaj w domu została Madzia, co prawda o 5, to moje dziecko nie wstaje, ale w okolicach południa zwlokła się na dół i bardzo uczciwie pomagała, wynosić dalej kamienie. Wyłażenie z tego dołu i odkładanie kamieni, to była prawdziwa mordęga..dzisiaj juz łatwiej, bo na brzegu pałeczkę, a właściwie kamień, przejmowała Magda. Po pracy, przyjechał pomagać, mój synek :) . Za długo by tu tłumaczyć, dziecko nie własne i nie adoptowane , ale i tak prawie jak rodzone :)
Wodę z mułem zdążyłam już wybrać, zaczęło się więc czyszczenie stawu i poszukiwania dziury.Zlokalizowana została dosyć szybko.Dziura, a właściwie dwie, są bezpośrednio, pod świerkiem na tarasie na samym dnie stawu! Wysłaliśmy Nurkę do składu, po klej montażowy do pcw, sprzedali dziecku malutkie cuś, do zabawek gumowych :( Myślę trudno, spróbujemy…i tak wszystko juz było pozamykane.
Właściwie byliśmy przekonani, że się nie przyklei łatka, ale wiecie jak to jest…i tak się łudziłam..niestety. Następnego dnia do Warszawy, kolejne pół dnia z głowy na poszukiwaniach odpowiedniego kleju…pędem do domu, klejenie i …czekamy 24h….Oby się udało.
Trzymajcie kciuki.Pozdrawiam cieplutko!
Oczywiście, że trzymam kciuki! Tytanom się z Tobą nie równać!!!
OdpowiedzUsuńNinka.
Podpatruję Twojego bloga od dłuższego czasu i zastanawiam się: jak to się dzieje, że kobieta (słaba płeć przecie) potrafi wykrzesać z siebie tyle siły i enuzjazmu? Czy siła motywacji jest nieograniczona? Przypominam sobie moje zmagania z ogrodem przed kilkunastu laty i widzę wiele podobieństw. Czyli potwierdza sie - chcieć to móc! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie i podziwiam twoją katorżniczą pracę. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że twój staw będzie znowu cudowny, będziesz mogła nad nim zasiąść i pomarzyć.
OdpowiedzUsuńElisse, współczuję Ci bardzo, bo to taka robota, że szlag by to trafił, ale przecież ten staw... jest najwspanialszym elementem Twojego wyjątkowego ogrodu. Ja mam od tarasu do płotu...4mb... (pewnie ciężko Ci to sobie wyobrazić), ale gdybym miała więcej to taki 'staw' byłby chyba spełnieniem moich marzeń i tęsknot - bo przecież Wy na tym tarasie centralnie jak na pomoście nad prywatnym jeziorem!! Elisse, naprawdę WARTO, więc do bojuuu, do bojuu, do bojuuu!! :)
OdpowiedzUsuńA synek baaardzo przystojny! :)
No to trzymam kciuki!!!!!
OdpowiedzUsuńŚciskam :)
Mam nadzieję, że będzie się trzymało.Od dluższego czasu zaglądam do Ciebie i ratuję duszę.Spełniaj swoje marzenia i dziel się z nami pięknem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i liczę na to że kolejny post będzie już kipiał, od uroku Twojego prywatnego akwenu ;)
OdpowiedzUsuńPOWODZENIA !!!
Elisse, tak sobie pomyślałam, a może - żeby za 5 czy 10 lat nie powtarzać akcji - warto szarpnąć się na drugą warstwę folii?
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce, trzymam kciuki i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki!!! Chociaż ja bym wymieniła całą folię w tym stawku, pamiętam jak moja sąsiadka co jakiś czas kleiła swój stawek i te łatki ciągle puszczały... Dużo siły, Elizko!!! :)
OdpowiedzUsuńeeee staw jak to staw.... ale ten synus !!! Nie chcialby Ci pomagac czesciej ? moglibysmy go sobie wtedy czesciej poogladac ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, podziwiam i trzymam mocno kciuki!
OdpowiedzUsuńciśnie mi się na usta jedyne słowo: SZACUNEK, szalona Kobietko :o), trzymam mocno kciuki za powodzenie akcji "klej":o), pozdrawiam
OdpowiedzUsuńElisko:)aż się o Ciebie boję:)toż to harówa ponad siły:)czemu nie pogonisz mężczyzny do roboty?:)))..no oczywiście nie licząc synka:)))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki na pewno sie uda:)
OdpowiedzUsuńno to trzymam mocno :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki bardzo mocno ,bo i taka mocna praca tego potrzebuje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Trzymam kciukasy mocno !!! Eliza ile na szerokość ma Twój staw ??
OdpowiedzUsuńNiech się uda , niech się uda , niech się uda , trzymam kciuki , miło widzieć ,że masz pomoc .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Yrsa
Dobrze, że już zlokalizowane uszkodzenie i wszystko zmierza ku szczęśliwemu końcowi:) Ja też dobrze Cię rozumiem. Kilka lat temu musieliśmy zabrać się za oczyszczanie większego oczka - karasie rozmnożyły się niewiarygodnie, oczko się zamuliło i trzeba było całą wodę wypompować, tak jak u Ciebie na końcu wiaderkiem, z wybieraniem ryb i innych żyjątek, mordęga to była niezła... Teraz znowu mamy problem, bo trzcina się zbytnio rozpanoszyła, wyparła pałkę i inne przybrzeżne rośliny, wylazła nawet na brzeg poza folię, nie dajemy sobie z nią rady zupełnie, nie wiem jak ją zwalczyć nie niszcząc innych roślin. Pewnie trzeba będzie powtarzać akcję "oczyszczanie", brrr;) Pozdrawiam z podziwem:)))
OdpowiedzUsuńPani Elizo, dziękuję za tego bloga. Dzięki niemu uśmicham się i mam siłę do działania. Codziennie zaglądam po kilka razy, czytam posty nowe i stare, oglądam zdjęcia, troszkę zazdroszcze ale głównie podziwiam. Uwielbiam Panią i to wszystko...
OdpowiedzUsuńKochani, dzięki serdeczne za trzymanie kciuków. Staw powolutku napełnia się już wodą...zobaczymy , co z tego wyjdzie. Z Lulkiem- synkiem moim znaczy, chciałoby się rzec - moje geny :)))- ale niestety :) Bywa u nas bardzo często, Zenek jest właśnie jego kotkiem :)
OdpowiedzUsuńCo się tyczy stawu i nowej folii- odpada, bo musiałabym zniszczyć wszystkie rośliny- pałki wodne i tatarak , stworzyły tak niesamowitą masę filcu (ok. 50 cm wysokości ), że nawet nożem jest mi ciężko to ucinać, a poza tym ja i tak mam klejone oczko z dwóch części, ponieważ ma bardzo dziwny i nieforemny kształt- akurat wszystkie poprzednie łatki trzymają się bardzo dobrze i nie ma z nimi żadnych problemów, folia jest bardzo wytrzymała, a te dziury teraz, zrobiły koty zrzucając ostre , wielkie kawałki marmuru...no i przebiły. Miałam takie ogromniaste płyty m na tym pionowym zboczu...teraz już nie będzie,bo one szaleją pod pomostami i niestety znowu mogłyby zrzucić. Warstwy folii na samym dnie mam chyba ze trzy :), kiedyś my6ślałam o wymurowaniu, ale za często wizje mi się zmieniają i mógłby być później problem, więc dałam spokój :)
Edyto- nie mam szczerze mówiąc pojęcia,on jest właściwie, tak samo długi jak i szeroki, w kształcie litery L, ale myślę,że tak ok. 10- może 12 metrów..ale nie wiem na 100%,bo u mnie jest zawsze "taaaakkkkaaaa ryba:)"ale musi ,że coś koło tego, bo salon ma długość 7 metrów, a on jest dłuższy...
Pozdrawiam Was bardzo cieplutko i to ja dziękuję,że jesteście :)
Jeeezuu !!, Ależ Ty masz niebotyczne chęci pomimo "niechęci", robota makabryczna , przeczytałam oba posty i wiem jedno, a w wieku jesteśmy sadząc po objawach :) podobnym, powiem Ci tak , żadna siła nie zmusiłaby mnie do takiej roboty, zasypałabym gada w cholerę i zapomniała, posadziła kartofle czy coś, bo jak rany... !
OdpowiedzUsuńpodziwiam, chylę czoła i stopy całuję, jak widzę takie poświęcenie :)) i wspaniale, że trafił Ci się pomocnik taki zacny :)
ściskam mocno i życzę siły
He, he...dobre:))))
OdpowiedzUsuńTeraz już jestem na bieżąco! Praca niemal dokonana a nowego synka Piotrusia, serdecznie pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńBedzie wszystko pozniej pieknie , cala rodzinka pomaga to bardzo wazne, corki, syn, maz i ty , takze bedzie ok ~, duzo pracy , robicie dla siebie ,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)))
Ja nie mogę :( okropne. Współczuje. Sobie wyobrażam co musiałaś przechodzić z tym.
OdpowiedzUsuń