Niekiedy przychodzi taki dzień,że musimy podjąć wyzwanie, choć absolutnie nie mamy wiedzy jak to zrobić , nie jesteśmy na to przygotowani , nie mamy pojęcia, jak się do tego zabrać…w moim przypadku tak było właśnie z jeżami…których nie chciał nikt, tak było i z Adamkiem, bardzo chciałam,żeby zajęli się nim profesjonaliści pomagając wrócić na łono natury.Kłopot polega na tym,że wiemy jaki świat jest okrutny, że bolejemy nad tym bardzo i bardzo współczujemy…ale to wszystko jest tak daleko od nas i od naszych codziennych problemów….że dość szybko o tym zapominamy Ale co zrobimy , gdy na naszej drodze stanie ranne zwierze?Czy można przejść obojętnie wobec cierpienia ? Co zrobimy, jak nikt nie będzie chciał pomóc???Doświadczyłam już tej bezsilności parokrotnie.. Dlatego takie miejsca, tacy ludzie jak pan Andrzej są tak ważni, ktoś kto pomoże, ktoś kto doradzi, ktoś kto bez mrugnięcia okiem zdejmie nam problem z głowy, po prostu go zabierając do siebie!
Na dworze robi się co raz chłodniej, jesiennych, jeżowych sierot przybywa…nie dajmy im zginąć…proszę….poświęćcie parę minut na obejrzenie reportażu, popatrzcie, posłuchajcie w jak dramatycznej sytuacji znalazł się ten człowiek wraz z gromadą swoich podopiecznych.
Poniżej link z reportażem:
Poniżej link z reportażem:
Paczek z żywnością ze względu na niepewną sytuację mieszkaniową nie ma gdzie wysłać, więc proszę…tylu wspaniałych ludzi do mnie zagląda,więc gdyby tak każdy z nas wysłał choć 5zł,to myślę,że pomożemy choć troszkę zmienić ten świat na lepsze.
Andrzej Kuziomski
ul.Stradomska 27/23
31-068 Kraków
nr konta: 41 1090 1665 0000 0001 0823 0718
ul.Stradomska 27/23
31-068 Kraków
nr konta: 41 1090 1665 0000 0001 0823 0718
W imieniu jeży i Pana Andrzeja , którego niestety nie miałam przyjemności poznać…bardzo dziękuję
Z jeżami łatwo nie jest o czym przekonałam się osobiście. Byłyśmy na działce i moje młodsze dziecko z płaczem przybiegło, że jeż biedny leży ,bo taki chłopak piłką go kopnął i on się nie rusza. Jeża oczywiście nie chciałam i oczywiście wzięłam…tak jak stałam , w krótkich spodenkach wsiadłam do samochodu i popędziłyśmy do pobliskiego miasteczka do weterynarza, weterynarz kijem dotknąć nie chciał, bo powiedział,że wściekły i żeby pod płotem go zostawić…Wkurzona pędząc dalej samochodem zadzwoniłam,że na działkę,że nie wrócimy, bo tu nikt nam nie może pomóc…pędziłyśmy do Warszawy po drodze wydzwaniając do weterynarzy…nikt nas nie chciał przyjąć, nikt na jeżach się nie znał i wszędzie mówili,żebym go wypuściła , bo wścieklizna wśród jeży panuje..Więc pytam się, jak mam niby jeża, który do tego jest pewnie wściekły, na pastwę losu wypuścić, przecież wtedy będzie latać stado wściekłych jeży ! Znieczulica w tym kraju jest ogromna..aż słów brakuje. Ktoś powiedział w końcu do zoo, dotarłyśmy,ale tutaj tez nikt nie chciał jeża zbadać, powiedzieli,że straż miejską zawołają, a oni się nim zajmą, bo mają wyspecjalizowane służby…W strumieniach deszczu, w krótkich spodenkach na straż miejską czekałyśmy już dwie godziny, więc pytam się skąd oni jadą ?..z Gdańska?!! Nie z Młota! W międzyczasie dowiedziałam się,że wyspecjalizowane służby wypuszczają jeże do parków…i wtedy zabrałyśmy jeża, rzucając im na odchodne, że Młoty to oni są i tyle nas widzieli. Nie mogłam zrozumieć, że nikt nie chce pomóc cierpiącemu zwierzęciu, które już ledwo oddychało. W końcu płacząc w słuchawkę udało mi się ubłagać jednego weterynarza,żeby go przyjął…po paru godzinach cierpień zwierzaka został prześwietlony i podłączony pod kroplówkę. Okazało się,że ma oderwany rdzeń kręgowy od miednicy i raczej nie będzie chodził , bo nic z tym nie można zrobić. No to zabrałam kalekę do domu z zaleceniami przyjeżdżania na zastrzyki przez dwa tygodnie…tym sposobem pod nasz dach trafił Jerzy. Po dwóch tygodniach leczenia, okazało się,że właściwie nic się nie zmienia. Na pyszczku miał wielkie rany, które pomimo antybiotyków nie zmniejszały się i wtedy trafiłam do swojego weterynarza, który to prawie,że się na mnie obraził jak okazało się,że w jego umiejętności to ja nie wierzyłam i specjalisty od jeży szukałam. Przyszliśmy z Jurkiem na wizytę, wzięli wycinek i wysłali do laboratorium, okazało się, że Jurek ma jakieś bakterie i że leczenie będzie bardzo kosztowne. Przez dwa miesiące dostawał zastrzyki, codziennie smarowaliśmy mu mordkę specjalną maścią I tym oto sposobem Jurek stał się najdroższym jeżem pod słońcem i nauczył się co raz lepiej chodzić! Co prawda przewracał się co parę kroków, ale wiedzieliśmy ,że juz da sobie radę. Zbliżała się jesień, a na dworze było co raz zimniej, któregoś dnia, patrzę, a pod naszymi drzwiami leży maciupeńka kuleczka…Misiek, wrzeszczę…zobacz… kuleczka po podniesieniu prychała, fukała, więc Miś powiedział…wypuść ją , zdrowa jest! O jeżach to ja już wiedziałam wszystko,mioty późno jesienne są pozbawione szans na przeżycie, jeżątko musi ważyć więcej niż 500 g. inaczej zimy niestety nie przetrwa i trzeba mu pomóc. Jeżątko spod drzwi ważyło 200 gram i w ten sposób trafiła pod nasz dach Jerzyna- jesienna sierota. Jeże zamieszkały nad garażem…Jurek był codziennie rehabilitowany w celu nauki chodzenia, ściskany i całowany już bez określonego celu…do Jerzyny nie zbliżaliśmy się, jako,że po osiągnięciu odpowiedniej wagi, na wiosnę miała powrócić na łono natury.Była słodziutka i całkowicie zdrowa.Koszty utrzymania przerosły moje najśmielsze oczekiwania, Jurek stał się chyba najdroższym jeżem pod słońcem, jego leczenie kosztowało fortunę…nie powiem jaką, bo aż wstyd, zdradzę tylko,że na swoje leczenie nigdy tyle nie wydałam:) Zapewnienie jedzenia i to nie byle jakiego, sianka w ilościach szokujących…zubożyło moje zasoby finansowe w dość drastyczny sposób. Jerzyna rosła jak na drożdżach…podnoszona była jedynie w celu cotygodniowego ważenia, poza tym dalej na mnie prychała. Jurek robił postępy, chodził dużo lepiej, a z mordki znikały rany
Przyszła wiosna i czas pożegnania z Jerzyną, wagę osiągnęła odpowiednią, wypuszczona na trawnik,nawet się nie obejrzała za nami… Misiek w ogrodzie wybudował Jurkowi willę, myśleliśmy,że zostanie z nami na zawsze, bo choć popylał juz nieźle , to jednak jak natrafił na dziurę potrafił się przewrócić. Willa miała tunele specjalne, i dwa wejścia…budowa jeżowego domku to jest sztuka! Obił go pięknie rattanem, tak, że wyglądał jak bungalow na plaży, więc zyskał miano “Havana Jeż”.Wszystko pięknie ogrodził siatką,żeby Jurek schronienie miał przed psami..Jerzyna przychodziła wieczorami i latała pod żywopłotem i chyba pokochały się bardzo i jednak nie mogły bez siebie żyć, bo po nocy Jurek zniknął…pomimo szczelnego ogrodzenia…naszych nawoływań i poszukiwań , już nigdy więcej ich nie zobaczyliśmy..
Płakaliśmy po jego odejściu bardzo, no, dla uściślenia…płakałyśmy, Mam nadzieję,że żyją sobie szczęśliwie na skraju puszczy i że Jurek sobie poradził, był już wyleczony, a po przewróceniu umiał się bez problemu podnosić na łapki. Po jeżach została nam jedynie“Havana Jeż”(którą to w młodości eksploatował Adamek) i wspomnienie pięknych, uroczych mordek i oczek jak koraliki. Czy warto w takim razie pomagać?Skoro i tak odejdą? Warto! Dobro powraca do nas ze zdwojoną siłą! Któregoś dnia to my możemy potrzebować pomocy, któregoś dnia sami możemy stanąć w obliczu zwierzęcego cierpienia, co wtedy? Nie zawsze mamy możliwość pomóc w bezpośredni sposób, nie zawsze mamy warunki na to…pomóżmy więc ludziom,którzy swoje życie poświęcili opiece i ratowaniu zwierząt. Idzie zima…Pan Andrzej i jego jeże lada moment znajdą się bez dachu nad głową…nie pozostańmy obojętni.
Mam nadzieję, że teraz będę miała chwilkę,że by zajrzeć na Wasze blogi, bo przyznam uczciwie,że odkąd dowiedziałam się o tych biedactwach, nie byłam w stanie o niczym innym myśleć. Serdecznie Wszystkim, którzy wytrwali do końca tych wywodów dziękuję, za poświęcony czas i zrozumienie:)
Dziękuję za tę historię - piękna. Wzrusza do łez. O panu Andrzeju usłyszałam, kiedy znajomy znalazł go gdzieś w sieci i uratował w ten sposób podtopione małe jeże. Warto mu pomóc! Postaram się choć parę złotych, i postaram się rozpropagować gdzie się da!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jeże w sumie nie wiem do końca dlaczego ale je uwielbiam.
OdpowiedzUsuńKaskę zaraz po niedzieli wyslę a jeszcze dziś umieszczę Twoją historię na swoim blogu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze że poruszyłaś ten temat, niedawno w tv był reportaż o właścicielu pogotowia, wzruszył mnie...prawdziwie oddany człowiek, mówiący o okaleczonych często jeżach ze łzami w oczach...wspaniały, WIELKI człowiek!
OdpowiedzUsuńJa juz wpłaciłam swoją kropelkę w morzu potrzeb...
Elisse mówiłam Ci że Cię uwielbiam?
Całusy!
wrażliwy człowiek , trzeba pomóc :)
OdpowiedzUsuńpodlinkuję u siebie na stronie
Jak się cieszę, że o tym napisałaś! już od kilku tygodni żyję tą sprawą i choć wpłaciłam coś na konto, ciągle zdaję sobie sprawę w jak wielkiej potrzebie jest ten człowiek. Jak zobaczyłam w reportażach jego poświęcenie dla tych stworzonek (zrezygnował z pracy, bo wymagały całodobowej opieki) i jak przeżywa to, co się z nimi dzieje, to miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że niedługo znajdzie nowe miejsce na pogotowie i będzie mógł dalej działać.
OdpowiedzUsuńja również porozsyłam namiary wsród znajomych... masz wielkie serce :)
OdpowiedzUsuńWspaniała kobieta z Ciebie, czytam Twoje posty i jestem szczęśliwa, że miałam przyjemność znaleźć Twój blog i poznać Ciebie.
OdpowiedzUsuńHistoria jeży mnie poruszyła, oczywiście wpłaciłam troszkę grosza na podane konto.
Jeszcze raz dziękuję Ci , że jesteś takim dobrym człowiekiem.
Myślę, ze dzięki takim ludziom jak Ty świat jeszcze nie zwariował.
Pozdrawiam gorąco
Kinga
A nie mówiłam???!!!;-)
OdpowiedzUsuńReportaż nie chciał się otworzyć na moim wygwizdowiu, ale z Twojego posta wiem już wszystko. Biedne jeżyki :( Wysłałam im resztkę pieniędzy, jakie włożyłam na moje polskie konto latem.
OdpowiedzUsuńWspaniała z Ciebie kobieta! Gdybym dwa dni temu wiedziała to, co wiem dziś, przekazując Ci na moim blogu skromne wyróżnienie wspomniałabym i o jeżach tego świata :)
Z pozdrowieniami, M.
Elisse,Twoja historia o jeżu Jerzyku bardzo wzruszająca.
OdpowiedzUsuńJasne, że kilka złotych przekażę jeżom p. Andrzeja.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Melduję, że zaraz robię przelew.
OdpowiedzUsuńUściski Eliza!
JAK MOGĘ TO POMOGĘ.PRZELEW ZROBIONY 2009-11-16 Andrzej Kuziomski
OdpowiedzUsuńul.Stradomska 27/23
31-068 Kraków
- pomoc dla jerzy -
POZDRAWIAM.
O JERZYNIE I JERZYKU MYSLAŁAM I BYKA STRZELIŁAM PRZEZ NIE UWAGĘ ACH LICZY SIE DOBRE SERCE I POMOC 24 W NOCY JEST,JUZ SPIE ::)))WYBACZCIE..
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po odbiór wyróżnienia.
OdpowiedzUsuńIw
Dziewczyny,to Wy macie wielkie serce i jesteście kochane. Mam nadzieję,że wspólnymi siłami uda się nam jakoś pomóc.Już widziałam na paru blogach dalsze wzmianki o jeżach...im nas będzie więcej, tym lepiej. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za wszelką, możliwą pomoc!
OdpowiedzUsuńDiwina- bardzo dziękuję za wyróżnienie:)
serdecznie Was pozdrawiam i życzę udanej niedzieli
ziarnko do ziarnka ... kasa wysłana
OdpowiedzUsuńDla człowieka o wolnym umyśle, jest coś bardziej trudnego do zaakceptowania w cierpieniu zwierząt, niż w cierpieniu ludzi
OdpowiedzUsuńR.Rolland
Podpisuję się pod tym i przesyłam kasę Panu Andrzejowi
Elisse..... piękna idea, ratowanie zwierzątek, które przecież najczęściej dzięku nam, ludziom cierpią.
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do akcji ratowania jeży. One są takie sympatyczne i pożyteczne.
A o Twoim poświęceniu po prostu nie mam słów... jesteś niezwykłą osobą, to piękne i wielkie co robisz.
Pozdrawiam Cię gorąco
Ja też trzymam kciuki za nowe pogotowie dla jeży i pieniądze zaraz posyłam. A swoją drogą - żadne Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami itp. nie mogą jakoś pomóc? A może ja nie wiem i się czepiam, a one pomagają?
OdpowiedzUsuńJak ktoś nie wierzy w Anioły, to się grubo myli - TY jesteś największym Aniołem pod Słońcem, oby takich ludzi było więcej.
OdpowiedzUsuńPieniążki wysłane.
P.S.
Do poprzedniego wpisu - Tak trzymać babeczko !!!
Jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńChciałam Ci bardzo podziękować za tego posta. Ja przeczytałam o Panu Andrzeju reportaż w Polityce. Jak zaczęłam wśród znajomych rozgłaszać tą historię to cześć twierdziła że "jeże? a psy, a koty?"
OdpowiedzUsuńAle dzięki Tobie wiele osób się znalazło, które wspierają Pana Andrzeja w jego inicjatywie i doceniają trud i poświęcenie jakie ten człowiek włożył w ratowanie tych zwierzaczków.
Ja pieniążki też posłałam a w internecie znalazłam stronę tego Stowarzyszenia, które założyli ludzie, chcący pomóc Panu Andrzejowi i chcący powołać do życia Centrum rehabilitacji jeży na leśnych terenach http://www.naszejeze.org/
niestety właśnie przeczytałam niezbyt ciekawą informację na tej stronie...
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
Pozdrawiam serdecznie i ślę wyrazy podziwu za Twoje poświęcenie w pomaganiu różnorakim braciom mniejszym :):)
Wzruszyłaś mnie opowieścią o swoich jeżach. To tylko potwierdza moje wyróżnienie Ciebie spośród blogowiczek. Jesteś wyjątkowa Elisse.
OdpowiedzUsuńHistorię o Panu Andrzeju oglądałam w reportażu tv. Oczywiście też dołączyłam do grona pomagających.
Serdeczności dla Ciebie kochana :*
Jeszcze raz wszystkim pięknie dziękuję za dobre serca i za umieszczenie na swoich stronach informacji o jeżykach!
OdpowiedzUsuńAn-no...o towarzystwie opieki można by długo dyskutować.. prześlę Ci maila z większą ilością linków.
Jolanno- ja prędzej do diabła, niż do anioła jestem podobna...zarówno z wyglądu jak i z charakteru:)))Kawał cholery ze mnie:)
Byziaku...pewnie masz na mysli tą budowę pod Białymstokiem...w telewizji wszystko pięknie było, później się zaczęli wycofywać..dlatego ta kasa idzie teraz bezpośrednio na konto p.Andrzeja, a nie do fundacji..
Dziękuję również ludziom , którzy osobiście napisali do mnie maile w sprawie jeży!Każdy grosz, każda złotówka , na pewno się bardzo przyda!
Jesteście wielkie...o przepraszam...trafił się jeden mężczyzna, co do mnie napisał! Choć myślałam,że tu kobietki tylko zaglądają:)
Dzięki, dzięki, dzięki...jeszcze raz!
Czytałam artykuł w Polityce o tej sprawie, nawet pytałam w domu, czy nie dalibyśmy rady przygarnąć jeżyka, ale jednak nie. Ta finansowa pomoc jest chyba najsensowniejsza. Jak dobrze, że są tacy ludzie. Już wpłacam, a jutro przetestuję dobroć osób w mojej firmie.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzainteresowała mnie informacja o panu Andrzeju i jego pomocy jeżom. googlając na ten temat znalazłam stronę http://www.naszejeze.pl/ i tam w dziale "Ogłoszenia" można przeczytać komunikat... i nie wiem już w co wierzyć :(
Witam ponownie,
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąc przeczytałam ogłoszenie i ciężko jest mi się do tego odnieść, absolutnie nie chcę w żaden sposób rzucać na nikogo podejrzeń czy też posądzać go /ich o złe intencje. Nie miałam możliwości porozmawiać z p. Andrzejem, ale wiem jedno ...te jeże są i jak widać żyją czyli musi się nimi zajmować.Z własnych, przykrych doświadczeń wiem, że takie służby mają to w głębokim poważaniu, o pomoc w sprawie jeży i zająca zwracałam się do Kampinoskiego Parku Narodowego,wydzwaniałam po całej Polsce, wszyscy odesłali mnie z kwitkiem...a przecież to są zwierzęta pod ochroną,nie prosiłam o pieniądze,powiedziałam ,że wyleczę i odchowam, tylko żeby ktoś później pomógł im przystosować się do życia w naturalnym środowisku...niestety. Tak więc z bardzo dużą rezerwą podchodzę do wszelkich organizacji i fundacji.Utrzymanie jeży jest bardzo kosztowne, moje zjadały dużą puszkę mokrej karmy dla szczeniąt , dziennie, a były tylko dwa, więc łatwo wyliczyć ile tego potrzeba przy 64 sztukach...a przecież w grę wchodzi jeszcze bardzo kosztowne leczenie.W ogłoszeniu napisali,że zbiera kasę na własne potrzeby, byc może jakąś tam część z tego uszczknie, bo przecież za coś trzeba żyć,a przez opiekę nad jeżami stracił pracę,więc specjalnie bym się temu nie dziwiła, ani nie oburzała...przeciez fundacje, również płacą pracownikom pensje ze składek sponsorów, więc cóż w tym dziwnego?...Jeże żyją, mają się dobrze i na pewno są otoczone opieką, a co do stowarzyszenia nasze jeże...oby udało im się wybudować to centrum rehabilitacji- trzymam za to kciuki, ale dlaczego zerwali współpracę z p. Andrzejem,to przecież nie o niego tu chodzi, a o żywe zwierzęta, które potrzebują tej pomocy!. Ciekawe czy o tym pomysleli? A swoją drogą jeśli dostaje od nich regularnie kasę, to po co miałby się skarżyć...kto gryzie rękę, która go karmi?To przecież bez sensu, a stowarzyszenie zamiast dawać pieniądze, może przecież przekazywać karmę i opłacać rachunki w lecznicy...to przecież takie proste i na pewno nie budzi podejrzeń,czyżby nikt na to nie wpadł? Nie sądzę.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i bardzo się cieszę,że jeże wzbudziły wasze zainteresowanie.