20 minut rano i tylko dwa dni.Tyle mam czasu,żeby zdążyć zrobić zakupy.Soboty i niedzieli szkoda mi, na pętanie się po marketach ,zakupy, robię więc na raty, partiami …czasami jest to 10 kg cukru, czasami ziemniaki, a czasami malutkie przyjemności, które nieustannie umilają mi życie.Nie umiem bez nich po prostu żyć. I choć wiem,że zamiast papryczek powinnam kupić mąkę, to pokusa jest tak silna,że nie mogę się oprzeć.
Taszczę więc,w zależności od dnia albo mąkę, albo cukier, albo kwiatki..do pracy i 50 kilometrów z powrotem, do domu. I frajdę mam niesamowitą, że pomimo braku czasu, udało mi się, coś ładnego kupić. Z jednym kwiatkiem, to pojechałam nawet dalej - do pracy, a z pracy na cmentarz, z cmentarza do Jyska ( bo fajną kołderkę zobaczyłam w czerwoną krateczkę, w gazetce promocyjnej-i bardzo chciałam ją mieć- ale nie kupiłam, bo materiał paskudny- taki nylonik), później wywiozło nas na jakieś pustkowie, bo kobieta, wsadziła mnie do autobusu- niby dobrego, tylko nie w tą stronę. No i nawet nocnym wracaliśmy…a kwiatek…- żyje :)))) Po domu , przemieszczam się z doniczką w ręku i stawiam ją tam, gdzie akurat siedzę- bo przecież muszę mieć czas nacieszyć się nową zdobyczą :) A w ogrodzie- znowu maliny..więc zaraz robię kolejne dżemy.
Jeszcze kwitną ostatnie róże, ale czuć,że już jesień.
Ogólnie, to jestem z siebie dzisiaj bardzo zadowolona.Wstałam rano, dokopałam się do dziury w stawie, wyczyściłam wszystko, oszlifowałam i skleiłam( póki co z jednej strony ), później pojechałam na budowę, na inspekcję, zrobiłam zdjęcia , a po powrocie posadziłam glicynie ( taka moja nowa wizja :) , za parę lat będzie efekt.Zebrałam maliny, przycięłam dynie,wyrwałam trochę chwastów, po południu ,poszłyśmy z Lotką do sklepu i na spacer do lasu,bo musiałam się trochę wyciszyć, żeby dzieciobójcą nie zostać, no a po powrocie napisałam post i jest dopiero 16.15 :)) Teraz czas na relaks z książką i koktajlem malinowym, a później, kto wie..może jakieś ciasteczka..
Ktoś się pytał o wrzosowiska, strasznie przepraszam, ale jakoś mi umknęło. To nie okolice, Marek czy Ząbek, ale Kamieńczyka i Loretto- moje ulubione miejsca grzybowe :) O mamuniu..chmurzy się! Czy u Was może pada? Jak lunie i u mnie, to całą pracę ze stawem, znowu szlag trafi…wszystko się rozklei :( Trzymajcie kciuki, za słońce przez weekend.
Pozdrawiam serdecznie
U Ciebie to istny maraton!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za staw!
To się nazywa dobra organizacja;-) Zazdroszczę takiej umiejętności bardzo...;-)
OdpowiedzUsuńSzkoda ze nie mozna skubnac troche tych malin od Ciebie bo wygladaja tak smakowicie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze duzo sloneczka :)
Papryczki pięknie się prezentują. Twój dzień wydaje się być niezwykle interesujący w porównaniu z moim...
OdpowiedzUsuńWiem, że nie powinnam poruszać tematu, ale tak się martwię trochę i tylko proszę o jedno słowo zapewnienia, że moja wizja to bzdura. Czytam tego bloga od początku i zawsze gdzieś pojawiał się Twój mąż i raczej miałam wrażenie, że jest ok. Potem Elisko zniknęłaś na długo, pokazałaś się już pracująca i żyjąca w biegu, bo musisz utrzymać rodzinę. W urodziny życzenia tylko od dzieci, a teraz jak wspomniałaś o cmentarzu to aż mnie zmroziło. Powiedz, że to nie jest tak jak ja myślę, że nie dlatego użerasz się sama ze wszystkim i tym cieknącym stawem. Tyle złego dzieje się ostatnio w moim realnym świcie, a u Ciebie znajdowałam spokój i teraz jest zakłócony bo ciągle o Was myślę i bardzo mi Ciebie żel że zawsze tak wszystko sama ostatnio robisz. Ja nie mam prawa do pytań, nikt nie ma, nie znam Cie osobiście więc nie szukam sensacji, anegdotki. Moja koleżanka straciła męża i została sama w 2 dzieci i zupełnie nie mogę tego ogarnąć. Jak sobie da radę i jak ja jej mam pomóc. Bardzo Cię ściskam, kibicuję. ILA
OdpowiedzUsuńKOchana, mam dzialke 3 kom od Loretto i grzybow brak :((
OdpowiedzUsuńCzy dobrze mi sie wydaje ze mieszkasz moze w okolicach Wyszkowa, Łochowa?
Mam nadzieję, że deszcz nie popsuł planów. Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Takie malinowo-paprykowo-motylkowe.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię. No niesamowicie Cię podziwiam, za ten upór, za tyle energii, za to, że tak Ci się chce, a mogło by się nie chcieć zwyczajnie. A najbardziej chyba za to Elisse, że w tym wszystkim jesteś taka pokorna w pozytywnym znaczeniu, nie napuszona, nie nadąsana, nie oryginalna na siłę. Potrafisz docenić co masz od życia, ale też bardzo dużo dajesz od siebie, bez zbędnych ochów. Jak dla mnie Blogerka nr 1 - za charakter.
OdpowiedzUsuńI jak tam? Pada? u nas we Wrocławiu piękna słoneczna pogoda i podobno ma być tak przez cały tydzień, i to nie tylko u nas :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńmoje ostatnie soboty były jak dzień powszedni więc dzisiejsza jest cudowna !
u mnie akurat papryczki rosły przez cały sezon w grucie więc nie kupowałam do domciu...ale rzeczywiście są cudną ozdobą domu.
Piękne masz róże...moje też jeszcze kwitną
miłego wypoczynku
Czytałam wszystko, powalasz mnie:)
OdpowiedzUsuńMam kommpleksy:) Mam nadzieję, że to minie:)
Zagwozdkę mi dałaś budową, co budujesz? Pozdrawiam.
Ps. Mam nadzieję, że nie padało:)
Elisse, piękne zdjęcia. A najbardziej podobają mi się te z papryczkami i kubkami w czerwone kropki.
OdpowiedzUsuńZatem trzymamy kciuki za słońce :)) Niech świeci cały weekend.
Pozdrawiam serdecznie
Ada
Słońce musi być, musi:)
OdpowiedzUsuńKiedy wchodzę na Twojego bloga, zawsze odczuwam wyrzuty sumienia, bo nie potrafię się tak zmobilizować, zorganizować, jak Ty to robisz co dnia... Wstyd mi po prostu;) Serdecznie pozdrawiam:)
Ja zapraszam te chmury do siebie! Mój biedny młody ogród deszczu nie widział od 5 tygodni! A glebę mam piaszczystą...Więc latam z konewką, jak poparzona, a róże dopiero dziś sadziłam. Twoje są już takie duże i piękne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marta z Lublina
Dziewczyny- jakie wyrzuty sumienia, jaka organizacja ?:)))
OdpowiedzUsuńZ niczym nie mogę sobie ostatnio poradzić,życie przecieka mi między palcami, w domu jakieś takie wszystko niedoczyszczone, ogród zarasta, staw przecieka...a ja mam cały czas wrażenie,ze się nie wyrabiam z niczym,że nie daję rady. Naprawdę, czasami to ,aż płakać mi się chce, bo nie wiem od czego zacząć.
ILA- nie masz się czym przejmować, na cmentarz jeżdżę do Taty. Misiek ma się dobrze, a ja pracuję od 17 roku życia, więc to nie nowość:) Po prostu teraz, jakieś licho podkusiło mnie ,żeby jeździć z wiochy na wieś i tłuc się przez całą Warszawę- to stąd ten brak czasu- nie z przepracowania, tylko z długich dojazdów. Pracuję 8 godzin, a jeżdżę prawie 6:(
Dzięki za troskę.
Vamparine- mieszkam bliziutko Warszawy, a niedaleko Loretto też mam działkę :) Dlatego często tam bywam- byłam w ostatnią sobotę i wiem,że nie ma grzybów :( A moje zapasy się kończą, nie wspominając o tym,że uwielbiam zbierać grzyby.
Joanno- papryczek w ogrodzie zazdroszczę- strasznie chciałam kupić takie nasionka i się nie udało :( I jeszcze takie kapustki ozdobne- te nawet zamówiłam przez internet i wyrosły- ale obleśne pomrowy je pożarły :(
Na szczęście , choć mocno się zachmurzyło, to jednak nie padało:D Tak strasznie chciałabym w końcu zreperować ten staw, że już nic innego nie robię, tylko sprawdzam prognozę pogody :)
Dziękuję za odwiedziny i naprawdę, nie popadajcie w kompleksy- jestem człowiekiem, do tego ostatnio, jeszcze bardziej zmęczonym niż zwykle i sfrustrowanym, bo cały czas mam wrażenie,że czegoś nie zrobiłam, gdzieś nie poszłam i że nie wyrabiam się z tym wszystkim :)
Marto- Twoje róze też takie będą w przyszłym roku, ja wszystkie oprócz pnących, bardzo mocno przycinam i odrastają co roku :)Ale doskonale Cię rozumiem, pamietam jak dziś moje ogrodowe początki i z jaką zazdrością zerkałam na cudze ogrody, nie mogąc się doczekać ,żeby u mnie też wszystko już było takie wielkie. Teraz się modlę,żeby skarłowaciało- rośnie ten badziew jak wściekły:( Żywopłoty muszę przycinać, 5 razy do roku..koszmar...zarastam:)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia , w moim ogrodzie też fruwają motyle całymi stadami , ale trudno je uchwycić na zdjęciu , widocznie masz TEN DAR , podziwiam .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Yrsa
To trzymam kciuki :)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj jakbym chciała mieć choć troche twej siły i wiary w życie...
OdpowiedzUsuńja dzisiaj bedąc w ikeii też sobie mały prezent zsrobiłam i mam taką ażurkową osłonkę :) a co do deszczu będzie cudnie nic sie nie martw :) i wogóle ściskam Ci twarda kobieto
OdpowiedzUsuńWeszłam przypadkowo i widzę wspaniały blog. :)I jeszcze ta muzyka. :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zwykle dużo się dzieje i to w jakim tempie!!!
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądają papryczki w tej śliczniusiej osłonce!!
Pozdrawiam serdecznie
To chyba dzięki trzymaniu tych kciuków :) , ale nie padało całą noc! Dzisiaj o 10.30odkładam na bok kamienie i sprawdzam łatkę..oby się udało :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedzinki i pięknej niedzieli Wszystkim życzę:)
Po prostu....uwielbiam Twój blog:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Asia
Bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuńElisse! Jaka znów budowa!? Czy coś mi umknęło? :) Jeśli chodzi o czasożercze dojazdy to doskonale Cię rozumiem, nie wiem czy już to pisałam, ale przez jakiś czas dojeżdżałam codziennie do pracy jakieś 50 km. Dodam, że samochodu nie posiadam, więc system był taki: najpierw trzema empekami do przystanku pekaesu, potem czterdzieściparę kilosów peksem (bo na tą wiochę dojeżdżał tylko peks, jeden na 3 godziny). Codziennie na 7.30 musiałam być TAM, bez możliwości spóźnienia. Wychodziłam o 5... A po powrocie szłam...do drugiej pracy. Wracałam wieczorem... Ale przeżyłam. Po czym po pół roku organizm powiedział stop i rzuciłam to wszystko w diabły :) Tak to było, end of story. Trzymam kciuki za staw :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńElizka jesteś jak to teraz mówią-the best.Nawet nie wiesz jaką mi radochę robisz swoimi wpisami.Pozdrawiam najserdeczniej.Elżbieta.
OdpowiedzUsuńtwój blog jest piękny, wyciszający, nie to, co mój.
OdpowiedzUsuńKochana ja dojeżdżam 35 km ze wsi podpoznańskiej do Poznania do pracy, na szczęście dziecko posłałam też do poznańskiej szkoły. mimo to, jak nie ma korków jadę w jedną stronę koło godziny, wciąż mam wrażenie że na coś mi czasu nie starczy (z reguły na blogowanie i foty moich prac).
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Eliza
cudowne papryczki w pięknej aranżacji :)
OdpowiedzUsuńHe, he..Alasko- ja tylko robię inspekcje budowlane, a budują Klienci.Też mam ochotę to rzucić, szkoda życia na te dojazdy. Też jeżdżę ok, 50 km i w sumie , w normalnym kraju, to jest bardzo blisko..ale nie u nas:( Przy normalnych drogach, powinnam byc w okolicach GDAŃSKA ,a nie parę kilometrów od Warszawy.4 przesiadki-jestem idiotą!:)))Ale samochodem jeździłabym jeszcze dłużej.
OdpowiedzUsuńElżbieto, Esophie, Dekolandio- bardzo Wam dziękuję,