Wszystko zaczęło się pierwszego lutego, późnym wieczorem. Ja, jak wiecie troszkę poddenerwowana przebywaniem Pana Kota na obczyźnie, pączki smażyłam,
Misiek z Nurką wrócili z ogrodu po mozolnej budowie igllo, a Magda wpadła głodna po pracy.W całym domu unosił się smakowity zapach słodkości, więc moja rodzina wspaniała, cała happy, trzymając talerzyki w rękach w kolejce karnie się ustawiła. Zadowolić ich nie jest trudno- wystarczy po obiedzie dać coś słodkiego i od razu lepsze humorki mają. Na pączkach wysychał lukier, więc sępy , te dwu i czworonożne, zaczęły krążyć po kuchni, ich zniecierpliwienie sięgnęło zenitu, kiedy aparat do ręki wzięłam i dalej konsumpcji dokonać nie pozwalałam…Nurka jest cwaniara, w locie pączka chwyciła, akurat tego najpiękniejszego, ja krzyczałam,że nie można jeść, bo on pozować do zdjęć będzie, ale zdążyła wepchnąć do dzioba, Misiek spytał czy długo jeszcze zamierzam się pastwić, a Madzia stwierdziła,że to już przesada i że przez mojego bloga głodować muszą, psy na szczęście nie mówiły nic, tylko śliniły się okropnie. Atmosfera gęstniała…no i stało się, źle ustawiłam przycisk w aparacie i błysnęło okrutnie! Osioł telepiąc się uciekł,Misiek ze złością sapnął, zaś dzieci wymieniły wiele znaczące spojrzenia.Coś zaczęło trzaskać, bzykać, syczeć i wywaliło korki.
Nastała ciemność... No pięknie- syczy Misiek, ten psi syn znowu wlazł w komputery, jedną klapę od drukarki już połamał, dobrze ,że miałem zapasową. Poszedł włączyć korki, niestety odgłosy z biura były co raz głośniejsze, więc biegiem puściliśmy się w tamtą stronę, ja i Misiek , bo dzieci wyczuwając nadciągającą burzę, grzecznie zostały na miejscach. Osiołek siedział na drukarce pod biurkiem ,zaczęłam się śmiać, bo wyglądał uroczo,no więc jeszcze fotkę mu walnęłam, ale już bez lampy.
I się zaczęło…Misiek poważny, z miną wyrażającą najgorsze potępienie i wzgardę, aż chodził ze złości, bo okazało się,że Osioł nasikał do drukarki i zrobił zwarcie, a ja dostałam głupawki i ryczałam ze śmiechu. Równie łatwo jak ich zadowolić, można wkurzyć.
.Misiek ryczał głosem piekielnym na Osła, Osioł widział, że coś nie tak, więc bał się jeszcze bardziej, ja zaczęłam ryczeć na Miśka, co się tak drze, jak Osioł i tak głuchy! On znowu na mnie,że …głuchy i głupi…. Ja na niego,że on głupi, jak na głuchego psa krzyczy! On Osła za wsiarz wyciągać, Osłowi w kieckę nogi się zaplątały! Ja widzę i wrzeszczę,że go połamie, on nie widzi i wrzeszczy, że ja histeryczka! Osioł warczy, Misiek czerwony, ja wściekła! Osioł wywleczony, Misiek chyba jakiś stan przedzawałowy osiągnął, ja obrażona! Misiek krzyczy “…g….no teraz będziesz miała ,a nie komputer “ ! Dyplomatycznie odpowiadam “pchi” , odkręcam się na pięcie idąc szukać zrozumienia i wsparcia u dzieci moich kochanych.Widząc ich wystraszone miny, znowu zaczynam się śmiać…Magda wredna mówi: Czemu się śmiejesz?!, Ojciec ma rację, to była wina Osła- podpadła wredna na starcie-Nurka się uśmiecha, ale mówi- nie musiałaś krzyczeć tak na niego! Psa by połamał- syczę – tatusiowe córeczki! Skruszona wracam do Miśka….Miiiisiiiuuuu…no nie złość się, przeca to śmieszne było:)))))) – chyba jedynie dla ciebie- naburmuszony odpowiada mój mąż:( No, może i tak, ale po co się pieklić i jeszcze bardziej denerwować po fakcie? Przecież to i tak już nic nie zmieni, stało się…Na szczęście nie ja, ale pączki, szybko załagodziły napiętą atmosferę i nasze życie wróciło, do jako takiej normy.
Do jako takiej, bo Pan Kot z sączkiem chodzi, wystającym z szyi i codziennie na płukania rany jeździ, zachowuje się tragicznie, miauczy, warczy, szczeka!, paszczę otwiera, tak szeroko jak tygrys,drapie , gryzie i wydaje z siebie odgłosy z piekła rodem, a do jego obsługi potrzebnych jest czterech weterynarzy…i kto by pomyślał,że to ten sam milusi, domowy kiciuś!Pozbawiony męskości zachowuje się jeszcze gorzej! Ale Demon to pryszcz, najgorsze jest to,że następnego dnia po operacji, Mama Pana Kota zaczęła wymiotować, przeczekaliśmy jeden dzień, następnego niestety pokazała się krew..więc Mamę Pana Kota i jej pawia ,biegiem do weterynarza, tam badania , pobieranie krwi…nic nie wykazało…a ja panikuję, bo nikt nie wie co się dzieje… Leży tam bidula codziennie przez cztery godziny na kroplówkach, niby jest troszkę lepiej, ale…ostatecznie nikt krwią ot tak, nie wymiotuje! Już wczoraj miała mieć zdjęty welfron, ale znowu zwymiotowała, co prawda już bez krwi, ale ona nic nie je, jest tylko na kroplówkach … W domu znowu piekło, bo Pan Kot chodzi w kołnierzu, a Mama Pana Kota, go nie poznaje i się boi okropnie, miauczy…wiecie jak …no szkoda,że komputery nie wydają głosu, bo nie można tu normalnie emocji przedstawić…tak to bym wam zamiauczała,żeby pokazać… tak okropnie…tak, jak się dwa obce koty spotkają…brrr…więc muszą być oddzielnie. Kończę, bo znowu jedziemy na kroplówki i zastrzyki, a dzisiaj po raz pierwszy komputer Misiek odpalił…na razie działa tylko on, bo cała reszta dosycha:)Okazało się ,że Osioł oprócz drukarki zasikał jeszcze wszystkie gniazdka i przedłużacze z prądem pod biurkiem…a byłam już prawie na bieżąco i znowu mam tyle zaległości do nadrobienia:(
Tak więc, chyba jednak nie dane jest mi tego bloga pisać…pomijając wirusy , które ściągam, zdjęcia , które spowalniają komputer, błyski, stresujące psa, mocz w drukarce, zwarcia i głodzenie rodziny, to chyba o Miśka zdrowie zadbać muszę, bo chłopak w wiek przedzawałowy wchodzi, a czerwonego, to go jeszcze nigdy w życiu nie widziałam:)
hi, hi... idę smażyć pączki... też chcę tak wesoło mieć... jeno trzaby wypożyczyć gdzieś jaką zwierzynę...
OdpowiedzUsuńO matulu!! Pandemonium!!
OdpowiedzUsuńNiby śmiesznie, ale ja bym tak nie chciała ;-)
Jezusicku! Też bym się tak śmiała i też by na mnie PAN Mąż wrzeszczał, że się śmieję ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Misiek i koty dojdą do siebie, siuśki wyschną, a Ty do blogowania powrócisz, Elisse :)
No to nie zarty, takie tarapaty, ale wszystko przeminie, nic sie nie martw...za 100 lat bedzie nam tak czy siak wszystko obojetne ;)
OdpowiedzUsuńA o blogowaniu nie zapomnij, bo przeciez czekamy, pozdrawiam cieplo,savannah
Dbaj o zdrowie MIśka ale blog pisz dalej, bo bez niego będzie pusto w wirtualnym świecie.
OdpowiedzUsuńNie powiem, wesoło masz w domu. Twoja cierpliwość zasługuje na prawdziwe pochwały a uśmiech na twarzy w takich sytuacjach ... zazdroszczę Ci tego. Potrafisz rozbroić każdego.
Pogłaszcz kotki, pieska podrap za uszkiem a Miśka dopieść w jakiś inny właściwy dla niego sposób. ;-) Zapomniałam o dzieciach : dla nich upiecz coś na co długo czekają albo kup jeśli czasu brak.
Dla wszystkich dużo zdrowia, cierpliwości, radości i uśmiechu nawet w najtrudniejszych sytuacjach.
Droga mi Elisse,
OdpowiedzUsuńbardzo lubię do Ciebie zaglądać a jeszcze bardziej czytać. Masz niezwykły talent pisania tak, że słyszy Cię ucho, uruchamiasz wyobrażnię, budzisz szczerą sympatię. To jest dar.
Popertraktuj :) z Miśkiem, by ujarzmił kable, one nie powinny się walać , powinny być porządnie poprzypinane pod blatami ( choćby w Ikei są takie specjalne rynny podblatowe ).
Sama mam trzy koty płci obojga, z tego dwa od nowości mieszkają z nami na rozbudowie , przez to się rozmanierowały i ciągle popełniają gafy i wyrządzają szkody , najczęściej śmierdzące.
No cóż," święty spokój " i zwierzaki najukochańsze nie idą w parze.
Twoje czarne kocię z koszyka i moja kotka to muszą być spowinowacone, bo są identyczne.
Uwielbiam Cię dalej, tula
u mnie też dziś pączki :)
OdpowiedzUsuńa na bloga trzeba znaleźć czas w tym galimatiasie, bo tylko dzięki niemu przetrwałam sesję, nie schodząc na zawał w międzyczasie. pięć minut tutaj i cały stres i przemęczenie znikało. dziękuję :)
kciuki za zdrowie kociastych i pana meża także!
ps. i jak zwykle wszyustko na odwrót, na początku powinnam się przywitać, bo pierwszy raz się tu odzywam, zatem : dzień dobry :)
O matko kochana, ale cyrk. Ja też płakałabym ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńA pączusie smakowite, chyba też się skuszę :)
Usmiałam się nieźle, choć sytuacja w sumie nie całkiem zabawna. Biedny Osioł, biedny Misiek i biedna drukareczka... Pisz dalej, bo fajnie się czyta :-)
OdpowiedzUsuńA, że takie pączki zalagodzily sprawę to ja się wcale nie dziwię...:-)
Elisse ...o matko z córką ...uwielbiam czytać Twoje relacje z życia codziennego! I już sama nie wie śmiać się czy płakać ...emocje wzbudzasz ogromne swoimi opowieściami .
OdpowiedzUsuńPisz dalej ,mam nadzieję ,że rodzina więcej nie ucierpi.
Pozdrawiam cieplutko.
Istny cyrk na kółkach! :))
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ja też w takiej sytuacji najpierw dostałabym głupawki i ryczałabym ze śmiechu na całe gardło. Ale po chwili...wyłabym gromkim płaczem jak wilk do księżyca! I chyba byłabym tak samo czerwona jak Pan Misiek :)
Dobrze, że Osła w tej całej "prądowej" sytuacji nie zabiło.
Dobrze, że miałaś w domu pączki.
I dobrze, że Pan Misiak zawału biedak nie dostał.
Czyli...wszystko dobrze się skończyło :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo spokoju w ten piękny, słoneczny weekend :)
Chciałabym w takich sytuacjach zachowywać się tak;] Zamiast krzyczeć i ryczeć śmiać się. Myślę ze nic lepiej mężów do furii nie doprowadza;]
OdpowiedzUsuńO rany..Elisse ale jazda....
OdpowiedzUsuńNie ma się z czego śmiać ale zdjęcie Osiołka pod biurkiem strasznie śmieszne!I w ogóle cała sytuacja..Miśka szkoda,wiadomo ale złość mu przejdzie..Upichcisz mu coś pysznego i będzie dobrze...
I znowu coś fajnego nam napiszesz i coś pięknego pokażesz!
Pozdrawiam serdecznie....
Buziaki dla wszystkich
Uwielbiam czytać Twoje opowieści, śmieję się jak czubek do komputera, a mój małżonek patrzy i zastanawia się kiedy to w kaftanie mnie wywieźć trzeba.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię z całą zwierzęcą gromadką trzeba mieć niesamowitą cierpliwość i ogromne poczucie humoru. Ja potrafię stracić wszystko przy jednej szalonej psiuni, a rodzinka jeszcze gryzonie chce do domu przyprowadzić... Jak czytam co u Ciebie słychać zdecydowanie mówię NIE!!
Pozdrawiam gorąco i zdrowia dla zwierzaków życzę
No to miałaś cyrk na kółkach!
OdpowiedzUsuńBiedny Osioł, żal mi biduli, zwierzaki mają jak ludzie swoje fobie i widzimisie, nie możesz używac flesza i już, ale bloga pisz, gdzie ja takie opowieści będę czytała?
Pączków jeszcze nie pieklam, ale gdyby u mnie podobna rzecz się wydarzyła to chyba na widelce poszłaby walka :)))
Pozdrawiam ciepło wszystkie stworzenia duże i małe, a Miśka w szczególności!
:))) Żeby tylko takie "sodomie i gomorie" nas dopadały. Zasiurane sprzęty wyschną wcześniej czy później. Misiek pewnie za długo czekał na pączki, to i zareagował ciut gwałtownie. Teraz pewnie czyta Twój wpis i śmieje się do rozpuku z całej tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie rezygnuj z bloga, świetnie się go czyta.
Pozdrawiam cieplutko.
Klawy piesio ! Agent co się zowie !
OdpowiedzUsuńmatko! posikać to się faktycznie można przy Tobie :) Ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ze udaje Ci sie być na bieżąco przy tylu atrakcjach, a ja przy o wiele mniejszych jakoś nie mogę :(
Pozdrawiam!
Co tam korki, co tam prąd, co tam drukarka... Osiołka, psinki biednej, mi żal. I kotów oczywiście. No i Pana Miśka też mi trochę żal... Może kup mu Elizo ciśnieniomierz...? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Ja jak inni podziwiam Twoją cierpliwośc i poczucie humoru. Ja nie wiem czy bym wytrzymała z taką menażerią, bo wiem że wszystko byłoby na mojej głowie. Ale Tobie udaje się super ze wszystkim radzić. A śmiech to dobra broń na wszystko:))
OdpowiedzUsuńAle się tam u Was porobiło...jednym słowem...szalona rodzinka...
OdpowiedzUsuńWesoło to Wy tam macie,
Bidulki tylko te Twoje zwierzaki...dobrze, że mają taką dobrą Pańcie....
PS. NA ciśnienie dobra Melisa, ale ty to chyba wiesz...;-))))
Wesoło tam u Ciebie bardzo:) Zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńA pączki takie apetyczne, że ślinka cieknie!!! Drażnisz Kobieto tymi łakociami nasze podniebienia;)
Ależ ty masz dar do pisania! Popłakałam się ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Nie tylko do pisania:-)Pączusie pożeram równie łakomym wzrokiem:-)Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię, że się śmiałaś, bo ja czytając prawie się popłakałam z tego opisu - a i znając siebie, to na żywo też bym się śmiała, chociaż kilka lat temu bym się pewnie wkurzyła ;)
OdpowiedzUsuńPilnuj zdrowia swego Miśka, bo to ważniejsze niż osikane co nie co.
A tak na marginesie, wczoraj mój małżon zrobił najmłodszemu inhalacje i po, położył zaparowaną maseczkę na listwę zasilającą komputery. I nagle pierdut i korki wywaliło, część naziemna pogasła (światło mamy z innego korka), jak znalazł przyczynę to brechtałam się z niego chyba przez godzinę ;D
Pozdrawiam wieczornie
Tobie niepotrzebne dalekie podroze , sporty ekstremalne ...w domu masz wystarczajaco atrakcji :))) Osiolek wyglada bezblednie w tym sweterku hihihi A tak poza tym to ja tu wiecej nie przyjde (foch) druga w nocy , Dyziatko kopie i spac nie daje , Fufka 3 razy ode mnie uciekla i cholera spac ze mna nie bedzie , to jeszcze przez ciebie mi sie paczkow zachcialo ...ja stanowczo protestuje ...;)
OdpowiedzUsuńWycaluj kociaki , niech szybko wracaja do zdrowia .
Witam serdecznie nowych gości! He, he , to teraz ja się posmiałam czytając Wasze komentarze:) Z bloga nie rezygnuję, aczkolwiek nie da się ukryć,że jakoś mam co raz mniej czasu,żeby do niego zaglądać.Bernadetto, koniecznie musisz tu zaglądać:)ostatecznie rok na to czekałam, więc nie wal na początku focha:) Pączusie chętnie bym ci podrzuciła, ale jesteś za daleko:(
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne Wszystkim miłym osóbkom za ciepłe słowa, przydadzą się w ten mroźny poranek
Zawsze zaglądam do ciebie z przyjemnością i ciekawością poniekąd co nowego się wydarzy. No ale teraz przebiłaś wszystkie wpisy i cieszy mnie że nie poddajesz się i piszesz. A swoją drogą statystyki mówią że najwięcej różnych wypadków zdarza się w domu...Życzę ci mniej ekstremalnych przeżyć i spokojniejszego blogowania :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPłakałam ze śmiechu bo czytając to wszystko jakbym siebie czasem widziała! Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam :-)))) Pozdrawiam serdecznie i proszę o jeszcze!
OdpowiedzUsuńDorota z beaglem
Elisse , czytając Twoje opowieści można śmiać się i płakać do tego pięknie ilustrujesz swoje posty zdjęciami , więc odczekaj i pisz dalej. Początek tego roku nie jest zbyt pomyślny , ale żyję nadzieją ,że aby mogło się polepszyć musi być gorzej , za jakiś czas nawet mąż będzie się śmiał .Pozdrawiam Yrsa
OdpowiedzUsuńElisse - krztusząc się i kwicząc radosnie musiałam wycharczeć na głos Twojego posta Panu Mężowi, który z radosnym badawczym błyskiem w oku przyglądał mi sie w trakcie kulania się i charkotu z powodu Osła usikanego i uplątanego w kieckę pod biurkiem. LOL
OdpowiedzUsuńCudowne masz poczucie humoru, dobrze jest móc czasami spojrzeć na świat i życie z takiej perspektywy. Dziękuję serdecznie Tobie, a przede wszystkim Osiołkowi. LOL
Mam nadzieję, że Kotecki zdrowieć będą i że wszystko będzie w porządku.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Elisse, szacun znowu! Czapki z głów za opowieść, chyba przeproszę się z pączkami, smakowicie wyglądają!
OdpowiedzUsuńUbawiłam się przednio czytając Twojego posta i przypomniał mi się mój kot jak obsikał pracę magisterską mojego jeszcze wtedy nie-męża, i jego komputer....
OdpowiedzUsuńTja.... życie bez zwierzaków byłoby szalenie nudne, wierzę jednak, że uda Ci się nadal pisać bloga, bo szkoda by było stracić tak urocze opowiastki i tak smakowite zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie
Ubawiłam się mimo wszystko. choć sobie wyobrażam te emocje, które sprowokował Osioł.
OdpowiedzUsuńOj, wystawia on Was na próby. Ale jak to mówią co Was nie zabije, to Was wzmocni ;)
A pączki nie dają mi spokoju. Wyglądają tak apetycznie, że aż mnie skręca.
Pozdrowionka :)
Nieźle, u Was to radocha z bele czego, biedny osiołek tak śmiać się z niego... :P ja nie rozumiem jednego tam chrusty, tu pączki co Wy sobie już tłuste czwartki urządzacie w inne dnie tygodnia??? hihi :P jak tylko będziesz mieć czas to ja z bardzo wielką przyjemnością będę wyglądać mejla z wzorem tego cudnego hafciku :))) buziole :********
OdpowiedzUsuńTeż bym się śmiała :)
OdpowiedzUsuńAle Twoje pączki CUDNE !!!!! Narobiłaś mi ochoty i głodna jestem a tu 23.40 :///
No kochana ja tu właśnie bloga do ulubionych dodałam,więc nie wykręcaj się i masz pisać dalej.Historia niezła,taka prawdziwa.Dobrze,że ty jeszcze mogłaś sie przy tym ubawić.
OdpowiedzUsuńJa też się powtórnie ubawiłam, czytając to co piszecie. Alizee- fajnie musiało być, po zalaniu pracy:)))))Witam wszystkich nowych gości:) Dagmarko, dzisiaj postaram się wysłać, jak wrócę od weterynarza.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i pędzę, bo koty już w kontenerkach:)
zaglądam na Twojego bloga co jakis czas. podziwiam zapał do pracy, ciekawe pomysły. zastanawiają mnie jednak wszystkie zachwyty nad Twoim stylem pisania. stylem który jest tragiczny, infantylny, nieskładniowy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
p.s. przy wielosci kursow pisania może wypadałoby się na którys wybrac.
Witaj Elisse, do tej pory byłam cichym wielbicielem Twojego bloga i czytałam każdy post siedząc cichutko , ale po przeczytaniu powyższego komentarza krew mnie zalała i postanowiłam się w końcu odezwać. Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje wpisy i zresztą jak widać nie tylko ja! Krytyk literacki się znalazł od siedmiu boleści, weź wywal ten komentarz Joanny i w ogóle nie czytaj. Pozdrawiam Cię cieplutko, a wariatami się nie przejmuj!
OdpowiedzUsuńHihihi! A Joanna chyba nie wie, że nowe zdanie rozpoczynamy pisząc WIELKĄ literą ;-)
OdpowiedzUsuńNo i z klawiaturą też jest na bakier, bo znaków diakrytycznych w jej "wypowiedzi" jak na lekarstwo ;-)
Czyli widzi źdźbło w oku bliźniego
ale nie jest w stanie dostrzec belki w oku własnym...
Elizo - pisz dalej i nie zmieniaj swojego stylu! :-))
Pączki mniam pychota i mam na nie chrapkę ciążową poczwórną... ile to razy myślę po cichu, że Twoja rodzina powinna Cię za Twoją wszechstronność domową nosić na rękach i całować po stopach w gestach adoracji.
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie Twoja opowieść o sikach i zdjęcia z dalmatem, ale tak sobie myśl, że choć czytając o tym to istotnie cyrk miałaś w domu na kółkach to nie mniejszy on jest niż ten nasz domowy pewnie nie raz taki i podobny ale wspaniale potrafisz to opisywać,utrzymujesz usilnie przy tym pozytywne emocje, i o to chodzi właśnie a nie każdy tak umie. Pozdrów Miśka swojego...:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo ja byłam przed chwilą jeszcze- napiszę bez błędów wynikających z emocji by ktoś równie życzliwy się nie przyczepił. Otóż ja w sprawie komentarza od krytyka powyżej. Ach przeczytałam właśnie ten durny komentarz...bo inaczej nie nazwę. No cóż w Twoim stylu jest niepoprawnego, infantylnego, ja jechałam na j,polskim na samych ocenach bardzo dobrych,celujących- słowem wybitnych, pisałam artykuły do czasopism, troszkę wyczucia pewnie mam i Twoim takim osobistym stylem Elizko stylem pełnym ekspresji, żywym, emocjonalnym, dowcipnym jestem zachwycona po prostu! I chciałabym, oj chciałabym tak umieć pisać... Kamila
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczynki za tak miłe słowa, Kamilo ...czytając co o mnie piszesz czuję się zażenowana , ale i jednocześnie humorek poprawia mi się na wiele dni:))Nie podchodź do tego tak emocjonalnie, ludzie są różni.
OdpowiedzUsuńA Joannie powiem krótko...ja jak mi się coś nie podoba, to nie oglądam, jak ktoś pisze coś, co mi nie odpowiada - nie czytam.
Twój pies to chociaż usprawieliwiony jest, przestraszył sie biedak, a moj kot Leoś ma takie zwyczaje, że dezaprobatę druga stroną "wyraża";)) Jak ostatnio mi do nowej skórzanej torby nasikał, to przyznam, że nie było mi do śmiechu, ale bez względu ile strat narobi i tak mu zawsze wybaczam;)
OdpowiedzUsuńPisz dalej Elisse tak jak piszesz , czyta sie Twoje wpisy bardzo miło, nie warto przejmować się głupimi uwagami. A może warto pomyśleć o książce Twojego autorstwa ? Pozdrawiam Ciebie , Twoją Rodzinkę i cały zwierzyniec Red Poziomka z psiutą Sonią
OdpowiedzUsuńJa powiem krótko- po prostu Cię kocham
OdpowiedzUsuń