niedziela, września 30, 2012

Z odrobiną różu

Z odrobiną różu

niedziela, września 30, 2012

Z odrobiną różu

 

IMG_2025-001

IMG_2035-001IMG_2053-001 

Wróciłam wcześniej , niż to miałam w planach. Jakoś najwyraźniej nie powinnam wyjeżdżać, urlopy ostatnimi czasy, są zdecydowanie nie dla mnie. Oczywiście raniuteńko w piątek, byliśmy już w lesie..temperatura- 0 stopni, ta odczuwalna- zdecydowanie niższa. Grzybów jak na lekarstwo, znalazłam chyba 9 sztuk podgrzybków, 5 kurek,2 gąski i 1 koźlaka.Wigilia zapowiada się więc dosyć skromna :). Wieczorem ognisko,o 4.11 w nocy, zaczął się horror- strułam się czymś.Mama mówi,że to spaloną na węgiel kiełbasą, którą zjadłam, nie zważając na zwęgloną otoczkę, właściwie to, ta kiełbasa składała się tylko z otoczki..Do rana jakoś mi przeszło, od biedy nadawałam się do dalszego funkcjonowania, poszłyśmy do lasu na spacer..grzybów- sztuk 0. Po powrocie zabrałam się więc do dziergania pledu, w końcu trzeba jakoś wykorzystać wolny czas. Po południu- znowu spacer i znowu zero grzybów.

IMG_2059-001  IMG_2063-001

W sobotę po południu, Klara ( pies Mamy) zrobiła się jakaś apatyczna i osowiała, nie cieszyła się ze spaceru, nie chciała jeść- podjęta została decyzja o natychmiastowym powrocie do Warszawy. “Mój szef “ przyjął nas bez problemu – niestety, Klara po ugryzieniu kleszcza ma babeszjozę. Mamy tylko nadzieję,że wszystko  będzie ok, bo choroba została wcześnie wykryta.

 IMG_2040-001IMG_2066-001 IMG_2064-001IMG_6550-001

W ogrodzie kwitną ostatnie hortensje, róże i anemony. Ten post zaczęłam pisać tydzień temu, niestety “ coś “ mnie oderwało od komputera, później zaczęła się praca i moje przeziębienie i jakoś tak czas zleciał. Wiem, wiem , że obiecałam ,że nie będę znikać, dostałam już od Was kolejne maile w tej sprawie, ale ja wcale nie zamierzałam znikać na dłużej :) Naprawdę. Po prostu, wracałam po pracy, codziennie grubo po godzinach, więc na niewiele starczało mi czasu, a podwyższona temperatura , też jakoś nie nastrajała do górnolotnych myśli i pisania postów. Co się zaś tyczy postów o gotowaniu, to niestety ale chwilowo, pomimo tylu gorących próśb, nie jestem w stanie tego zrobić, z prozaicznie czystej przyczyny, a mianowicie braku czasu . Już samo przygotowanie jadłospisu, na miesiąc zajmuje sporo czasu, a jadłospis też musicie wiedzieć ulega modyfikacji, w miarę jak wpadają mi w ręce produkty żywnościowe, które akurat były w promocji :) Później trzeba to wszystko wyliczyć, tak żeby wiedzieć co dokładnie ile kosztuje, następnie gotowanie, aż w końcu najgorszy moment, czyli patrzenie jak rodzina się ślini, bo człowiek przed dokonaniem konsumpcji, musi jeszcze wszystko sfotografować . Opisanie tego wszystkiego, wrzucenie zdjęć, też niestety trwa, a ja kochani w domu jestem dopiero po 19. Tak więc pomimo szczerych chęci, fizycznie nie dam rady tego na razie tego zrobić.

Chwilowo żegnam się z Wami posyłając mnóstwo całusów w wirtualną przestrzeń. W piekarniku pasteryzują się słoiki z przecierem pomidorowym, ja siedzę na zmianę kicham i kaszlę, a muszę jeszcze pojechać na cmentarz, później dziecku obuwie jakieś stosowne nabyć, bo chłodem już zawiało, do catoramy po baterię do wanny- bo pękła i cieknie, a właściwie wodą bluzga na około, więc została okręcona połową mydelniczki i workami foliowymi, co razi okrutnie moją duszę estety :), dalej do ikei, nabyć drzwiczki do zmywarki-  bo po wymianie tamte nie pasują, po powrocie kolejne partie słoików do pasteryzacji i gotowanie obiadów na cały tydzień, na czterech palnikach- bo wróciłam do poprzednich zasad- w tygodniu po pracy, nie daję rady - bo padam na pysk. Bo, bo, bo…bo mam strasznie dużo rzeczy dzisiaj do załatwienia :)Tak więc kochani do usłyszenia, pewnie wkrótce, “bo” nawet zdjęcia już pomidorkom zrobiłam :)

wtorek, września 11, 2012

Maliny i łosie

Maliny i łosie

wtorek, września 11, 2012

Maliny i łosie

Na wstępie, zacznę od tego,że bardzo się staram bywać tutaj częściej , a to wszystko dzięki Wam i dzięki setkom miłych słów, jakie od Was słyszę. Czuję się po trochu zażenowana i speszona, a to wszystko dlatego, że tak Was zaniedbałam perfidnie.Tak więc dzisiaj wstałam bladym świtem ( co prawda, bladym świtem to ja wstaję codziennie ), ale dzisiaj po zrobieniu porannego koktajlu, który to młodość wieczną , ma mi przynieść i siły witalne przywrócić- zasiadłam do komputera, bo po pracy i ślęczeniu z nosem w monitorze, to ja już ,jak królik albinos wyglądam i nijak na oczy nie widzę. 

Obraz 334-001Obraz 341-001

A jeśli już jestem w temacie zaległości, to mówiłam,że przetworów w tym roku nie zrobiłam. Proszę bardzo- zaległości nadrabiam wszędzie, a mój “przetwór”, sztuk jeden, w postaci soku malinowego, jest już w gąsiorku :) Z tymi przetworami, to tak źle nie będzie, jak pamiętacie zapewne, u mnie produkcja hurtowa zawsze się odbywała, tak więc mam jeszcze sporo dżemów,soków,papryk, ogórków itp.. w spiżarni . Problem największy , to mam z grzybami…zbliżają się święta, a u mnie w grzybowych słojach, puchy. W lasach, z tego co słyszałam, też jakiegoś specjalnego urodzaju nie ma,a Szef mój, skąd inąd bardzo ludzki Pan, obiecał mi dzień wolny 21.09- tak więc jadę na grzybki:) Jestem zmęczona,ogólnie to nawet bardzo, bardzo zmęczona, a na ten jeden dzień, czekam jak na zbawienie. W końcu będę miała długi weekend. W tym roku, to człowiek nawet urlopu nie miał. Madzia przenosiła ciążę o tydzień, więc warowałam w domu jak pies Pluto, później rodziłyśmy..ha, ha…szkoda,że Wam nie mogę opowiedzieć jak było, to dopiero był ubaw po pachy- no ale Madzia by mnie pewnie zabiła :) A później..była już Tosia i jakoś tak,dwa tygodnie zleciały.

Obraz 336-001Obraz 342-002

Wczoraj z pracy wyszłam o 17.30, po pracy zakupy, w domu byłam po 20, pchanie wielkiego wózka, po 9 godzinach , to chyba nie na zdrowie babci! Zanim to człowiek  wytaszczy to wszystko, rozpakuje, poupycha gdzie trzeba, jest godz.. 21. Po zakupy, też muszę jeździć sama, bo wysłać moje towarzystwo, to kupią jak leci, a ja wszystko bardzo ..hmmm…selekcjonuję:) Kiedyś miałam zamiar napisać nawet serię postów, jak za minimum, dobrze jeść i z głodu nie zejść. Czasami, aż sama się nie mogę nadziwić, jak niskie są nasze dzienne stawki żywieniowe:)

No ale , ja to chciałam właściwie o łosiach napisać, bo tyle osób się nie może nadziwić,że one tak u  nas pomykają po ulicach. To naprawdę nie fotomontaż- w okresie jesiennym łosie widujemy nieomalże codziennie- nie zapominajcie, że ja mieszkam na skraju puszczy. Ten z poprzedniego postu, to dopiero łosiołek :) Jednoroczniak- więc malutki. Pierwsze spotkanie bliskiego stopnia,z łosiem, miałam jak Magda, była chyba jeszcze w podstawówce. Jechałyśmy przez las rowerami obok siebie i jak to mamy w zwyczaju o czymś namiętnie rozprawiałyśmy.W pewnym momencie, coś mnie delikatnie przystopowało- spojrzałam na ścieżkę,a moje koło od roweru znajdowało się pomiędzy, dwoma, jakimiś cherlawymi drzewkami.Zaczęłam podnosić powoli głowę, a to się ciągnęło i ciągnęło, w końcu rachityczne patyki się skończyły i pokazało się wielkie “coś”..wtedy wiedziałam już,że to coś ,jest owłosione i na pewno żyje. Z tyłu usłyszałam cichy szept Madzi…mamuś- tylko nie krzycz, w szkole mówili,żeby nie krzyczeć i nie uciekać. Nawet nie w głowie było mi uciekać, nogi wrosły mi w ziemię, a głowy wcale nie miałam zamiaru wyżej podnosić,żeby zobaczyć komu wjechałam między nogi. Mijały –pewnie sekundy- ale dla mnie ciągnęło się to w nieskończoność, nogi nieznajomego osobnika nie cofnęły się nawet o krok.Podniosłam powoli głowę i stanęliśmy dosłownie pysk w pysk. Ja i ogromny łoś, a musicie wiedzieć,że łosie, są największymi ssakami,żyjącymi w Polsce, wyróżniający się wyjątkowo długimi nogami.“Mój “ łoś miał do tego,wielki łeb z ogromnym porożem.Jakby tego było mało popatrzył mi zaciekawiony prosto w oczy i zaczął , tak dziwnie kręcić głową, zataczając coś na kształt “U”. Bałam się nawet drgnąć, był naprawdę olbrzymi. Łosie dorastają nawet do 3 metrów, a to chyba wysokość mojego salonu ! W końcu ktoś musiał wykonać pierwszy krok, nie żebym była taka odważna, ale jeszcze chwila, a zaczęłabym po prostu wrzeszczeć. Delikatnie cofnęłam rower i dałam niewielki, jeden kroczek, do tyłu. Łeb w dalszym ciągu zawzięcie wykonywał “U”, a w wyrazie pyska nic się nie zmieniło. Cofnęłam się jeszcze kawałek, tak że zrównałam się z Magdą, łoś niezmordowanie machał głową, utrwalając literki. Spytałam szeptem co teraz?, Madzia mówi “ nie wiem, ale spójrz w bok” . Spojrzałam,a  pomiędzy drzewami ,w pewnym oddaleniu , stała chyba łosia żona z dzieckiem. Zaczęłyśmy się dalej powoli i cichutko wycofywać, łoś ani drgnął, stał i dalej machał łbem…dziwne stworzenie :)W końcu zniknęłyśmy za zakrętem, wskoczyłyśmy na rowery i tyle nas widzieli :)Do domu wracałyśmy przez bagniska i chaszcze, ale żadna siła nie zmusiłaby nas do przejścia ponownie po ścieżce.

Obraz 313-001Obraz 305-001

Jak widzicie łosie są nieszkodliwe, ponieważ nie mają właściwie naturalnych wrogów ( jedynie wilki i niedźwiedzie – a te u nas nie występują), więc spacerują sobie wszędzie i czują się jak u siebie w domu:) Niestety , zdarzają się również wypadki samochodowe z uczestnictwem łosi, bo łoś idzie, przed siebie i nie patrzy.. Na rozlewisku, jak wstaje świt, można zobaczyć kąpiące się i nurkujące łosie.Ogólnie łosi ci u nas dostatek. Są słodkie, aczkolwiek wzbudzają respekt swoim ogromem. Pytacie co robić jak się spotka łosia- chyba nic- po prostu zejść mu z drogi :) U nas łosie ładnie pozują do zdjęć, chodzą po ulicach, zjadają jabłka z ogrodów i ogólnie są chyba przyzwyczajone do przebywania między nami, a my przyzwyczailiśmy się do nich.

IMG_7744-001IMG_7487-1

Kochani, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem  i mam nadzieję,że temat “Przystanku Alaska “ wyczerpałam :). Zmykam, bo zaraz się spóźnię do pracy , a mój ludzki szef, przestanie być ludzki :)

Buziaki i do usłyszenia…

 

niedziela, września 09, 2012

Błękitne poranki

Błękitne poranki

niedziela, września 09, 2012

Błękitne poranki

Kochani, na początku chciałam Wam bardzo podziękować za tak ciepłe przyjęcie mnie z powrotem, jest mi naprawdę niezmiernie miło, aczkolwiek z deczka mi wstyd, że tyle osób się denerwowało i martwiło. Generalnie to uroczyście obiecuję poprawę, chociaż naprawdę ciężko będzie. Z pracy wracam ok. godziny 19- 19.30 i niewiele czasu pozostaje na życie, “zeszycik” i dobrą książkę przed snem. Staram się funkcjonować tak jak dawniej, ale mnóstwo rzeczy zaniedbałam. Kiedyś poranki miałam tylko dla siebie, a teraz już od 7 rano, na dole koczuje Tośka :) I jak tu zrobić cokolwiek jak ona zaraz się do mnie uśmiecha!Obraz 279-001 Obraz 283-001Obraz 271-001 Obraz 277-002 Obraz 281-001

Wczoraj była sobota, więc poranek spędziłam w ogrodzie, na ławeczce. Wyszłam w szlafroku i przeuroczych, nowych paputkach, nabytych w Lidlu za całe 14 zł! Zawzięłam się tym razem i kończę mój pledzik. He, he…pewnie już to słyszeliście, ale tym razem naprawdę ,go skończę:).Bo inaczej, ciekawe przez ile jeszcze lat,będę Wam pokazywać te same kwadraciki ?:) .

Obraz 278-001Obraz 309-001 IMG_0390-001 Obraz 284-001

Po siódmej musiałam wracać do domu , bo przyszła Tosia…

Obraz 324-001

Do Tosi dołączyła Inka, tak samo spragniona przytulania i bycia na kolanach.…Obraz 326-001

W powietrzu czuć już jesień, poranki i wieczory są coraz chłodniejsze, więc w domu po raz pierwszy w tym roku , zapłonął wesoło ogień, a rozmarynowe drzewka, z ogrodu przeniosły się w cieplejsze miejsce.

Obraz 297-002  Obraz 302-003

Po ulicy coraz częściej spacerują łosie, przygotowując się na nadchodzącą zimę, napełniają brzuszki.Obraz 147-001

A u mnie pomimo zmieniających się pór roku, ciągle wiosna :)Przetwory nie zrobione, prezenty na gwiazdkę nawet nie zaczęte, w ogrodzie…tutaj , to nawet szkoda gadać..basen na wiosnę wyskoczył jak korek od szampana, poszedł dziobem do góry i wyglądał jak Titanic, każdy weekend spędzałam , odkopując go , podsypując i łudząc się , że dam radę z powrotem doprowadzić go do poziomu, nic z tego, niby jest tysiąc razy lepiej , ale poziomu dalej nie trzyma. Na wiosnę , po przycięciu żywopłotów, będzie trzeba go całkowicie wyciągnąć i tym razem zrobić to porządnie, tak więc cała wielotygodniowa , mozolna praca, poszła na nic. Podesty przy tarasie, jak łatwo się domyślić, trzeba było porąbać. O! Ale chociaż tutaj malutkie przygotowanie do zimy :) Desek mam tyle,że będę nimi chyba palić w kominku, aż do wiosny, tym bardziej,że na porąbanie czekają jeszcze spróchniałe  deski wokół stawu,który  w dalszym ciągu przecieka.

Jak widać, zamiast działać twórczo, zachowuję się jak “człowiek demolka”. Więc żegnam się z Wami i korzystając z dnia wolnego idę coś jeszcze rozwalić :)

niedziela, września 02, 2012

Skruszona powracam

Skruszona powracam

niedziela, września 02, 2012

Skruszona powracam

Skruszona powracam po wielu miesiącach. Długo bym musiała tłumaczyć, czemu mnie tu nie było tyle czasu,wiele rzeczy się wydarzyło, wiele nastąpiło zmian, a ja nawet nie bardzo wiem od czego zacząć. Człowiek wykonując pewne czynności codziennie, nabiera wprawy i popada w pewnego rodzaju rutynę. ..a teraz…siedzę i już chyba piąty raz usiłuję cokolwiek wyskrobać i jakoś nic mi nie wychodzi. Okazuje się,że wystarczy parę miesięcy, aby zapaść na analfabetyzm wtórny. Parę miesięcy bez komputera, bez blogów, bez fb, bez wiadomości na onecie, bez maili..na początku było ciężko, później się przyzwyczaiłam do życia bez komputera, a teraz mam niemały problem,żeby tu powrócić. Kiedyś siadałam i od razu pojawiał się słowotok,zdania jak szalone , no nie wylatywały co prawda z moich ust, ale z klawiatury, czasami zdarzało mi się zapomnieć, co chciałam napisać, bo choć piszę szybko, to jednak moje myśli pędzą zdecydowanie prędzej, a teraz..pustka, to może za dużo powiedziane, ale jednak ciężko mi sklecić, choć parę sensownych zdań. Kiedyś pisałam jednym ciągiem,żeby nie powiedzieć jednym tchem, teraz wracam do początku zdania, cofam się, oby tylko nie intelektualnie :) Chciałabym bardzo przeprosić wszystkich, którzy stracili ze mną kontakt, którzy pisali setki maili, na które nie mogłam odpisać, myślałam o Was często, ale po prostu nie mogłam tu być – czasami tak niestety jest ..Mam mnóstwo zaległości, nie wiem nawet czy uda mi się je kiedykolwiek nadrobić, bo czasu jak miałam mało, tak mam w dalszym ciągu, a że nie jeżdżę już autobusami, więc nie mam gdzie pisać :) To by było tyle w kwestii wyjaśnień, nędznych, bo nędznych, ale jednak zawsze:)

To teraz tak pokrótce może o tym co się działo. Na początku, jak wiecie Madzia była w ciąży…IMG_1396-001IMG_1460-001IMG_1470-001IMG_1509-001 IMG_1424-002IMG_1500-001IMG_1471-001

Później, a konkretnie 21 lipca o godzinie 18.10, przyszła na świat Tosia. 3.630g i 53cm owłosionego szczęścia :) Jak na prawdziwą babcię przystało, po męczącym, bo trwającym, aż trzy godziny :) porodzie, przecięłam pępowinę i od tej pory zapałałyśmy do siebie miłością wielką.

IMG_1636-001 IMG_1845-001IMG_1677-002

Nie ma chyba nic piękniejszego, niż bycie babcią. Człowiek bierze na ręce wtedy kiedy chce, a nie wtedy kiedy musi, a jak zaczyna płakać, zawsze można oddać mamusi- niech się zajmuje:) Antosia jest dzieckiem idealnym, grzecznym i kochanym. Rzadko zdarzają jej się gorsze dni, w nocy przesypia 4 godziny, a nawet jak się budzi , to jest tak grzeczna,że nie budzi babci, która co rano pomyka do pracy.Tosia, jest na pewno dziewczynką i niech Was nie zmyli ubranko w samochodziki.Poszłyśmy do sklepu,żeby kupić dziecku coś z długim rękawem, bo ostatnio jakby chłodem trochę zawiało.Wołam Madzię i mówię :

t-001IMG_1828-001

Zobacz, może te weźmiemy, takie fajne w żabki! Tekturek na tym było bez liku, innych metek i badziewia wszelkiego, więc nie do końca było widać co i jak, a ja do tego, jak to wisiało na wieszaku, to widziałam do góry nogami! I niech ktoś mi tylko powie, że przy odrobinie wyobraźni, żabek toto nie przypomina, dla uściślenia żabich główek! A nawet jeśli komuś nie przypomina, to babcia ma prawo już trochę niedowidzieć, choć teraz jak włożone jest do dołu, to widzę nawet i ja samochodziki.

IMG_1919-001 IMG_1840-001

Jeśli chodzi o nowych lokatorów, to niestety jest jeszcze jeden, zjawił się w naszym domu niewiele wcześniej, niż Tośka. Wyobraźcie sobie, że kota mi znowu podrzucili,tego którego już nigdy, przenigdy miałam nie posiadać. Żabojad jeden paskudny, wyciąga żabki ze stawu i ciągnie je za nogi, taras zaczyna przypominać prosektorium…zalegają tam ptasie nóżki, rybie łuski, kawałki żabek, ogony jaszczurek i cholera wie co jeszcze! Zaczynam tracić cały sentyment do kotów. Choć Inka, która natychmiast dostała mało wdzięczny przydomek “ Inka- Chinka ślepy kotek”( bo z daleka, w ogóle nie widać, że ma oczy), jest rozkoszna. A ,że to też jeszcze kocie dziecko, które zresztą straciło bardzo wcześnie matkę, więc upodobało sobie Antosię i cały czas sypia koło niej. Tak więc stan bydła domowego, został znowu wyrównany.

 Obraz 082-001

I to w ogromnym skrócie, chyba najważniejsze rzeczy, które się wydarzyły. Jeśli chodzi o prace twórcze :), to panuje totalna  stagnacja. Niestety, a może właśnie stety, lato zmusza mnie do prac typowo ogrodowych, przez co nie mam zupełnie czasu  na prace manualne. Wszystko rozkopane, rozwalone…ale o tym już może w następnych postach. Mobilizuję siły, tak więc mam nadzieję, że będę częściej się pokazywać w wirtualnym świecie, a ponieważ dni stają się coraz krótsze, więc już wcześniej bywam w domu i może w końcu powrócę do swojego normalnego rytmu :) Jeszcze raz kochani bardzo przepraszam za tak długą ciszę w eterze, jeszcze raz bardzo dziękuję za pamięć, troskę i wszystkie miłe słowa, które do mnie pisaliście, jeszcze raz chcę powiedzieć,że i ja za Wami tęskniłam i jeszcze raz mówię : do zobaczenia niebawem :)

Copyright © Utkane z marzeń , Blogger