niedziela, września 30, 2012
Z odrobiną różu
Wróciłam wcześniej , niż to miałam w planach. Jakoś najwyraźniej nie powinnam wyjeżdżać, urlopy ostatnimi czasy, są zdecydowanie nie dla mnie. Oczywiście raniuteńko w piątek, byliśmy już w lesie..temperatura- 0 stopni, ta odczuwalna- zdecydowanie niższa. Grzybów jak na lekarstwo, znalazłam chyba 9 sztuk podgrzybków, 5 kurek,2 gąski i 1 koźlaka.Wigilia zapowiada się więc dosyć skromna :). Wieczorem ognisko,o 4.11 w nocy, zaczął się horror- strułam się czymś.Mama mówi,że to spaloną na węgiel kiełbasą, którą zjadłam, nie zważając na zwęgloną otoczkę, właściwie to, ta kiełbasa składała się tylko z otoczki..Do rana jakoś mi przeszło, od biedy nadawałam się do dalszego funkcjonowania, poszłyśmy do lasu na spacer..grzybów- sztuk 0. Po powrocie zabrałam się więc do dziergania pledu, w końcu trzeba jakoś wykorzystać wolny czas. Po południu- znowu spacer i znowu zero grzybów.
W sobotę po południu, Klara ( pies Mamy) zrobiła się jakaś apatyczna i osowiała, nie cieszyła się ze spaceru, nie chciała jeść- podjęta została decyzja o natychmiastowym powrocie do Warszawy. “Mój szef “ przyjął nas bez problemu – niestety, Klara po ugryzieniu kleszcza ma babeszjozę. Mamy tylko nadzieję,że wszystko będzie ok, bo choroba została wcześnie wykryta.
W ogrodzie kwitną ostatnie hortensje, róże i anemony. Ten post zaczęłam pisać tydzień temu, niestety “ coś “ mnie oderwało od komputera, później zaczęła się praca i moje przeziębienie i jakoś tak czas zleciał. Wiem, wiem , że obiecałam ,że nie będę znikać, dostałam już od Was kolejne maile w tej sprawie, ale ja wcale nie zamierzałam znikać na dłużej :) Naprawdę. Po prostu, wracałam po pracy, codziennie grubo po godzinach, więc na niewiele starczało mi czasu, a podwyższona temperatura , też jakoś nie nastrajała do górnolotnych myśli i pisania postów. Co się zaś tyczy postów o gotowaniu, to niestety ale chwilowo, pomimo tylu gorących próśb, nie jestem w stanie tego zrobić, z prozaicznie czystej przyczyny, a mianowicie braku czasu . Już samo przygotowanie jadłospisu, na miesiąc zajmuje sporo czasu, a jadłospis też musicie wiedzieć ulega modyfikacji, w miarę jak wpadają mi w ręce produkty żywnościowe, które akurat były w promocji :) Później trzeba to wszystko wyliczyć, tak żeby wiedzieć co dokładnie ile kosztuje, następnie gotowanie, aż w końcu najgorszy moment, czyli patrzenie jak rodzina się ślini, bo człowiek przed dokonaniem konsumpcji, musi jeszcze wszystko sfotografować . Opisanie tego wszystkiego, wrzucenie zdjęć, też niestety trwa, a ja kochani w domu jestem dopiero po 19. Tak więc pomimo szczerych chęci, fizycznie nie dam rady tego na razie tego zrobić.
Chwilowo żegnam się z Wami posyłając mnóstwo całusów w wirtualną przestrzeń. W piekarniku pasteryzują się słoiki z przecierem pomidorowym, ja siedzę na zmianę kicham i kaszlę, a muszę jeszcze pojechać na cmentarz, później dziecku obuwie jakieś stosowne nabyć, bo chłodem już zawiało, do catoramy po baterię do wanny- bo pękła i cieknie, a właściwie wodą bluzga na około, więc została okręcona połową mydelniczki i workami foliowymi, co razi okrutnie moją duszę estety :), dalej do ikei, nabyć drzwiczki do zmywarki- bo po wymianie tamte nie pasują, po powrocie kolejne partie słoików do pasteryzacji i gotowanie obiadów na cały tydzień, na czterech palnikach- bo wróciłam do poprzednich zasad- w tygodniu po pracy, nie daję rady - bo padam na pysk. Bo, bo, bo…bo mam strasznie dużo rzeczy dzisiaj do załatwienia :)Tak więc kochani do usłyszenia, pewnie wkrótce, “bo” nawet zdjęcia już pomidorkom zrobiłam :)