niedziela, marca 11, 2012

O dziwnych rzeczach, tajemniczych krokach, wspaniałym sąsiedzie i o tym jak kapitalizm muszę budować.

Kochani, choćbym nie wiem jak się starała , nie mogę częściej pisać, a dlaczego, to już tłumaczyłam, więc nie będę się powtarzać, bo efekt jest taki ,że każdy post zaczynam od kajania się :)W każdym razie, jak tylko znajduję wolną chwilkę staram się coś skrobnąć. Wolna chwilka jest tylko wtedy, gdy na horyzoncie brak dzieci własnych lub tych przysposobionych- co zdarza się niezmiernie rzadko, fretka była na spacerku, królik wycałowany i wyskakany, w domu względny porządek, obiad ugotowany, ciasta upieczone,a ja nie lecę na żadne spotkanie. Tak więc chwilek jest mało, stąd i moja nieobecność tutaj coraz to dłuższa. Nie robię nic, znaczy robię dużo, ale he,he, nie twórczo, nie mam Wam nawet czego pokazywać, ani czym się chwalić, więc po co miałabym zawracać Wam głowę ?:(. Dzisiaj raniutko zaświeciło słoneczko, tak więc mam nadzieję,że w końcu nastąpi moje przebudzenie i zacznę robić małe co nieco, tym bardziej,że Antosia czekać raczej nie będzie, aż babcia weźmie się do roboty. A oprócz paru ubranek, nie ma dosłownie nic! Brak sił, chęci, energii..no sama nie wiem, ale ta moja Tosia biedna będzie, jeśli nie wezmę się w garść. Poranek zaczęłam więc od malowania łóżeczka i niedługo chwalić się będę. Życie mija nie wiem kiedy, dopiero co Madzia powiedziała,że jest w ciąży, a już za niecałe pięć miesięcy pojawi się nowy członek naszej rodziny! Powoli zaczyna nas ogarniać przerażenie, przy czym przerażona jestem chyba najbardziej ja, bo oni zdaje się działają w myśl zasady, Bóg dał- Bóg wychowa. Tak więc teraz solennie obiecałam sobie,że jednak wtrącić się muszę i pomóc w przygotowaniach, bo pokój nad garażem, jak był niezrobiony- tak jest dalej. W sumie to się nawet nie dziwię, że ich to przerosło, bo przerasta nawet mnie i nie wiem od czego zacząć. Ściany nieotynkowane, podłóg brak, ocieplenie z dachu pościągane,sufitu też niet…a do tego podłogę trzeba mocno podnieść ponad poziom stropu, a pomysł choć jest, to jakiś trudny w realizacji…no to oni jak młodsi, mają chyba jeszcze mniejsze pojęcie jak się do tego zabrać. Zawołałabym jakiegoś “umyślnego”, co by wykombinował jak to zrobić, ale na “umyślnego” kasy brak, więc muszę sama zacząć kombinować.I powtarzam z dnia na dzień,że pomyślę o tym jutro, a jutro,że dnia następnego…i tak w kółko, aż dobrnęłam do półmetka. No więc teraz czas zmobilizować siły.

P8210103-1

A co u mnie, poza brakiem czasu, pieniędzy i chęci?:) Ano dzieci by mi się ostatnio pozabijały, znaczy się ta starsza ubiła by tą młodszą .Po moim powrocie do domu, Magda cała w pąsach zaczęła opowieść…“Mamuś…siedzę sobie na dole w salonie i czekam , aż Nurka ze szkoły wróci, żeby obiad jej dać,aż tu nagle , na piętrze coś rąbnęło na ziemię i się wystraszyłam.Ale słyszę,że za chwilę, po schodach schodzi “Panu Kotu” ( Pana Kota łatwo jest poznać po chodzie, bo zawsze uderza pazurkami o podłogę, stąd też nawet czasami mówimy do niego, zamiast Panu Kotu- Kotek na szpileczkach ), no więc sprawa się jakby wyjaśniła, bo jak nic, to on musiał coś zrzucić ( nie wspomnę o tym,że wypadało by może pójść i zobaczyć co zrzucił, a później to podnieść ).Kontynuując :…Wszystko się wyjaśniło, ale nie na długo…minęła chwila i słyszę na górze wyraźne kroki ..( kiedyś Wam może opowiem, jak w naszym domu działy się różne dziwne rzeczy, które to normalnie miejsca mieć nie powinny- tak więc przerażenie Madzi było zupełnie zrozumiałe i na miejscu ).W momencie kiedy niezidentyfikowana istota ludzka (?) przemieściła się na schody i zaczęła po nich schodzić na dół, Magda chwyciła patelnię w dłoń i ukryła się za winklem z bronią gotową do użycia ( czytaj: patelnią podniesioną do góry.). Kroki się zbliżały, Magdzie serce waliło jak młotem…w końcu nastąpiło to co nieuniknione…istota dotarła na sam dół, Madzia zaś z dzikim błyskiem w oku, usiłowała ją sieknąć patelnią, by życie, cnotę lub mienie ratować. Jak pewnie łatwo się domyślić, istotą ową była Nurka w pidżamie, która to ze zdziwieniem i stoickim spokojem, o godzinie 15.30, obwieściła”…ojej….chyba zaspałam….” No i widzisz mamuś, widzisz…przecież tu na zawał można zejść, człowiek myśli, że to dziecko w szkole jest, a ona co…imbecyl jeden,Tośka przez nią znerwicowana będzie ! Później nastąpiła seria inwektyw,których to, przytaczać już nie będę.

P8210102-1P8210101-1

Kolejną dziwna rzecz przytrafiła się mnie..No dziwne, to może było jedynie to,że klucz od bramy zniknął na jeden dzień,bo cała reszta nie była już dziwna, tylko zwariowana. Otóż w pewien mglisty poranek , wyszłam do pracy i choć zwykle wychodzę przed czasem, to tego właśnie dnia, bardzo źle się rano czułam, więc postanowiłam wyjść na styk. Patrzę…brama zamknięta, a Madzia wyszła parę minut temu..szlag mnie mało nie trafił, bo nikt u nas bramy nie lubi otwierać, ale cóż było robić. Poszłam po klucz, patrzę, a jego nie ma…myślę…no niemożliwe, musi być…zerkam drugi raz…dalej nie ma! A zawsze tam leży i zawsze odkładam go w to samo miejsce na półeczkę. Mówię sobie, tylko spokojnie, nie szalej…jest przecież tu na pewno- no ale nie było, cholera…nigdzie nie było. Z pewnością znacie to uczucie, kiedy się bardzo spieszycie, kiedy czegoś szukacie, kiedy wszystko zaczyna lecieć z rąk..wywaliłam wszystko z torebki..nie ma , poleciałam z powrotem do domu…przetrząsnęłam szufladę, później kieszenie w płaszczach,wybebeszyłam kolejne torebki, które nosiłam w zeszłym tygodniu…z powrotem do samochodu…spokojnie, musi być, zdążysz…czas leci, klucza nie ma ! W międzyczasie dzwonię do Magdy…chyba tylko po to,żeby powiedzieć co o tym myślę i sobie ulżyć, bo przecież ona już dawno w Warszawie, dziecko mówi “…mamuś…no ale to przecież jednak nie moja wina, że klucz zgubiłaś….”- no logicznie rzecz biorąc pewnie nie jej, ale po cholerę bramę zamykała po sobie!? Porządnicka jedna się raptem znalazła! Biegnę do garażu, biorę młotek, nawalam w kłódkę…ale solidna, z wielkim bolcem, przez głowę przelatują myśli..może piła do metalu?…za nim przetnę, będzie za późno, więc może by jednak staranować bramę samochodem?!!! Boże, ale Grabąszcz, będzie się nadawał pewnie na złom, no ale jak mnie z roboty wywalą, to i tak nic mi po samochodzie, więc może jednak?! Ale szkoda…cholera! Dzwonię do koleżanki, która to z innej strony Warszawy jedzie, żeby bank ze mną otworzyć…mówię “Izka przyjedź,help” a ona mi na to ,że w korku stoi..o mamuniu…mam pustkę w głowie- ona też, a bank ktoś przeca musi rano otworzyć!. Szkoda czasu, trudno, biegnę na piechotę, trzy przesiadki, a do otwarcia tylko 30 minut! Nie dam rady, ale może jakieś okazje się trafią i ktoś mnie podrzuci, no nie ma co czekać, klucz się nie znajdzie! Zrzucam szpilki, wkładam kozaki na płaskim obcasie, kiecka do góry…skaczę przez ogrodzenie, złapały mnie jakieś cholerne róże i porwały całe rajstopy- po cholerę normalny człowiek sadzi przy furtce pnące róże ?! Błąd- droga ewakuacji zdecydowanie utrudniona! Wyplątuję się z dzikich “plączy”, nogi podrapane, rajstopy w strzępach, z kolana spływa malutka stróżka krwi…trudno…biegnę,może ktoś się zatrzyma , bo pomyśli ,że mnie zgwałcili ! -przed oczami staje mi kolejna szansa. Sąsiedzi młodzi - już dawno w robocie…biegnę ulicą, do przystanku jakieś 5 minut świńskim truchtem….aż tu nagle, patrzę , a u sąsiada , co to szczęście ma i emerytem już jest, stoi samochód. EUREKA !!! Naciskam dzwonek, nieważne co ludzie pomyślą, raz, drugi, trzeci, piąty…z domu wyskakuje Pan Stasio w piżamie - wrzeszczę :… Panie Stasiu- pomocy !!!!!…trzeba mnie do Warszawy zawieźć, bo mnie z roboty wyrzucą !!!! Błagam!!!! Pan Stasio, niewiele się namyślając, kapotę tylko zarzucił i do samochodu wsiadł. Jedziemy…powoli dochodzę do siebie, emocje puszczają, ale nie na długo. Pan Stasio przejęty nową rolą, pędzi jak “Szalony Kefir”, w zakręt wchodzimy na dwóch kołach! A samochodzik malutki…wywrotny. Uda się ?- nie uda?, dojadę? – nie dojadę?. Rozważania przerywa mi dzwonek telefonu…” niech Cię wyrzuci na stacji Orlenu, ja już pędzę z drugiej strony “. Wychwalam Pana Stasia pod niebiosa, dziękuję pięknie, wypadam z samochodu i pędzę biegiem na stację. Rajstopy w strzępach przykrywam torebką , trzymając ją, na wysokości kolan i drepczę małymi kroczkami, jak Mama Muminka. Zdesperowana dopadam do samochodu koleżanki. Iza się śmieje, bo z tyłu rajstopy nie wyglądały wcale lepiej, niż z przodu - dzięki Bogu,że ja o tym nie wiedziałam, bo chyba bym się ze wstydu spaliła idąc przez przystanek pełen ludzi! W pracy jesteśmy za dwie dziewiąta! Jeszcze raz się udało:) Po powrocie do domu, na spokojnie przetrząsnęłam z dziewczynami wszystko- łącznie z Grabąszczem, gdzie klucz powinien leżeć. No nie ma…kusy nakrył ogonem. Rano wzięłam klucze od Magdy i jadę do pracy,wszystko o czasie, wszystko zgodnie z planem. Wchodzę delikatnie w zakręt, skręcam lekko kierownicę, oczom moim ukazuje się na krótką chwilkę półeczka i ….wpadam w oszołomienie. Zdębiałam, zgłupiałam doszczętnie, dziób rozdziawiłam mało inteligentnie, zjechałam na pobocze, siedzę , patrzę i nie mogę dojść do siebie! Leży…sam, jeden jedyny, nie sposób go nie zauważyć, idiota by zobaczył, ślepy nawet by go dostrzegł, a już na pewno wymacał, bo on tam sam jeden, żadnych innych sprzętów, żadnych przykrywających go karteczek…nie mam pojęcia jakim cudem się tam znalazł, podejrzewałabym dzieci cwane, że podrzuciły, gdyby nie to,że nie miały dostępu do kluczyków od jeździdełka. Rękę sobie dam uciąć, no co tam rękę..nawet dwie, ba…wszystkie członki dam sobie oberżnąć, uparcie twierdząc,że jego tam nie było! Macałam , szukałam w tym miejscu tysiąc razy, sprawdzałam pod siedzeniami, wyciągałam nawet wycieraczki spod nóg i NIC. Był tam zawsze, ale nie tego sądnego dnia!

PC070108-1 PC070111-1

A teraz kochani żegnam się z Wami, mam nadzieję, że nie na długo…jak zacznę coś działać i będę mieć co pokazywać, to na pewno się pochwalę. Wiosna idzie, a u mnie zupełnie nic się nie dzieje…aż wstyd, bo zdjęcia muszę zarzucać przeterminowane :) A wieczorem postaram się na chwilkę, zajrzeć na pocztę i odpowiedzieć choć na parę maili, choć ciężko będzie , bo :

- muszę pomalować jeszcze łóżeczko,

-ugotować paszę na nadchodzące dni,

-pojechać do koleżanki,

-i do jeszcze jednej

a później na basen z dziewczynami,

a wieczorkiem jest filmik, który zaczęłam oglądać .

Ale się postaram.

A póki co, buziaki ogromne posyłam w wirtualną przestrzeń.

52 komentarze:

  1. Nie musisz się chwalić, ważne byś była :) A zdjęcia - przeterminowane czy nie - zawsze piękne :) Dobrego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. 'Wiosna idzie, a u mnie zupełnie nic się nie dzieje' Jak to NIC sie nie dzieje???? Przeciez te Twoje historie sa NIESAMOWITE. Czekam(y) z niecierpliwoscia na kolejne.
    A zdjecia przepiekne, nie czuc, ze przeterminowne
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej uśmiałam się do łez z tej historii chociaż podejrzewam, że Tobie wcale do śmiechu nie było... powodzenia życzę w przygotowaniach do przyjęcia nowego członka rodziny:-) I koniecznie pokazuj efekty tych przygotowań:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. to chochliki. Mowie cie, u mnie tez tak wyprawiaja,bezczelne typy:) Nie tylko klucze, ale i nozczki, latarki, zapałki czyli to co na teraz potrzebujesz. Ufff... a myslalam ze tylko u mnie tak dokazuja:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Milá Elissa , veľmi rada pozerám Tvoj blog . Mám síce problém porozumieť tomu , čo píšeš :)(google translator prekladá nezmysly), ale to mi až tak nevadí. Robíš krásne fotografie a Tvoj dom je fakt úžasný ...
    S pozdravom Jana

    OdpowiedzUsuń
  6. serdecznie pozdrawiam,uwielbiam pani bloga to mało powiedziane ja go ubóstwiam czytając go przypominają mi się młodzieńcze lata gdzie podobne historie miałam na co dzień kiedyś myślałam,że to pech teraz się z tego śmieję,bardzo mi się podoba wystrój gniazdka mam podobnie nie ściągałam i dlatego mi się podoba a styl historii podobny do lektur mojej ulubionej Joanny Chmielewskiej życzę powodzenia i wytrwałości

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet jeśli opisujesz różne problemy i kłopotki dnia codziennego-robisz to w taki humorystyczny sposób,że na pewno ze wszystkim sobie poradzisz:)Pozdrawiam niedzielnie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. .no jak to nic się nie dzieje...przepraszam ale ten scenariusz pełen grozy doprowadził mnie do śmiechu....hahaha

    OdpowiedzUsuń
  9. Szaleństwo jakieś. A, że dajesz radę jest dla mnie ogromnym cudem i kopem, bo mnie przez pogodę nic się nie chce. Na słonko czekam, czasami się pokaże, ale to zdecydowanie za mało żeby baterię podładować. A Twój bieg z przeszkodami do pracy rozbawił mnie niesamowicie. Choć wiec, co znaczy jak się spieszysz i nic nie możesz znaleźć i wesołe to wcale nie jest, ale wyobraziłam sobie Ciebie bidulkę podrapaną. Ściskam gorąco i czasu więcej życzę na plany i odpoczynek.
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
  10. :)))))))))))))))))))))))))) błagam, napisz kiedyś w wolnej chwili książkę :)))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  11. No u Ciebie to jak zwykle tyle się dzieje!!!!!
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham te Twoje opowieści Elizko!
    Doskonale wiem jak to jest gdy ciągle gonisz,a właściwie to czas cię
    pogania.Trzymaj się kobieto, wiosna idzie, a z nią nowe wyzwania przed Tobą.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Rany hahahha sorry że rechocze ale to tylko tobie mogło się przytrafić mój mąż mówi że to cud że jeszcze krzywdy gorszej sobie nie zrobiłaś jak nie pokuta to poobijana , szalone tępo życia :)Spokojnego wieczoru i pochowaj patelnie w domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam Cie Elizo,
    moja mama mawia, ze sa dni kiedy przedmioty znikaja nam w czwartym wymiarze.. I to chyba prawda, no bo jak wytlumaczyc to, ze szukasz w miejscach gdzie byc powinny, nie ma, a nastepnego dnia sa wlasnie tam i juz.. Cos w tym jest, pozdrawiam serdecznie, Izabela.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana Elisko! A ja właśnie cieszę się, że muszę czekać na Twoje posty, są dla mnie jak niespodzianka, jak święto. Najpierw czytam zachłannie, szybko, żeby się dowiedzieć, co się stało, a potem smakując treść, cudne zdjęcia, a jeszcze potem wracam, przeglądam także starsze wpisy, to jak książka, którą dobrze znasz, ale czytasz ciągle na nowo, coś nowego odkrywając. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo sił i inspiracji do nowych wyzwań. Ty na pewno nigdy nie będziesz się nudzić, a zmiany zapowiadają się na piękne. hel

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasami spotykają nas przygody, które trudno byłoby wymyślić. A na widok zdjęć, aż ślinka cieknie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Ojejku,ale przygody naprawde pelne emocji,och pozniej to mozna z nich sie posmiac,ale co narazie nie zazdroszcze bieganinki..`pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  18. Życzę żeby wszystkie plany zostały zrealizowane :)

    Pozdrawiam

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  19. A kiedy ślub i wesele, na którym miały być dekoracje z Twoich papierowych kwiatów?
    Ala.

    OdpowiedzUsuń
  20. no przeciez diabeł zawsze wszystko zakrywa ogonem, i tylko wtedy gdy jest ten jeden jedyny dzień na styk, zawsze tak
    j

    OdpowiedzUsuń
  21. W takiej sytuacji mawiam za moją Babcią, że "diabeł ogonem nakrył"; cóż, parę razy coś podobnego i mnie się zdarzyło (oczywiście mówię o historii z kluczem).
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ależ ja lubię Twoje felietony. Nie chce się wierzyć, że to prawdziwe historie. Życzę Ci dużo spokoju i przypływu chęci. Wszystko świetnie się ułoży. Pozdrawiam

    Sylwia H.

    OdpowiedzUsuń
  23. Co tu dużo pisać , stęskniłam się za Tobą(Wami) i fajnie przeczytać wiadomości z domu utkanego z marzeń;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Uwielbiam twoje zdjęcia, są takie realne, na wyciagnięcie ręki;-)wracaj szybko.zapraszam do mnie;-)

    OdpowiedzUsuń
  25. O rety! Nie znam drugiego równie wciągającego bloga! Raz weszłam i totalnie wsiąkłam=) Gdybym mogła siedziałabym tu bez przerwy=) Czytanie Twoich historii jest jak zastrzyk dobrej energii i promyk słońca w szare dni. Poza tym nieźle można się uśmiać=)Wielkie dzięki, pozdrawiam=)

    OdpowiedzUsuń
  26. O rety! Nie znam drugiego równie wciągającego bloga! Raz zaglądnęłam i totalnie wsiąkłam. Czytanie Twoich historii jest jak zastrzyk dobrej energii i promyk słońca na szare dni. Poza tym można się nieźle uśmiać=)Dzięki. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Elizko twoje opowiadania są jak promyk słońca w pochmurny dzień,dają dużo pozytywnej energii.A przedmioty martwe no cóż,od "zawsze"żyją własnym życiem.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ależ się rozmarzyłam, ta muzyka, śpiew ptaków, pyszności na fotkach... i opowieść o zwykłych z pozoru sprawach, a odchodzić się nie chce. Pozwolę sobie częściej tu bywać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  29. Uwielbiam tu zaglądać i czytać od pierwszego razu! :))
    Nie wiem, czy możesz narzekać, że nic się nie dzieje, nie mówiąc o braku wrażeń! Czytam z taką przyjemnością jak dawno temu czytałam felietony Grocholi w miesięczniku "Jestem" a potem okazało sie, że tak powstało "Nigdy w życiu".

    OdpowiedzUsuń
  30. Elisse a te piękne desery w tych pucharkach to z czego zrobione.Wyglądają bardzo apetycznie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Historia żywcem z życia wyjęta:-)
    Bóg na Tobą czuwa, w tym dniu Twoja droga do pracy tak własnie miała wyglądać :-) pozdrawiam serdecznie Magda

    OdpowiedzUsuń
  32. Wiec tak...Masz Dziewczyno dar do pisania i powinnas pisac felietony!
    To jest wielki dar, nie kazdy to potrafi . Zdjecia szalenie apetyczne, a co do klucza....
    Nie bylo Ci pisane byc na drodze tego dnia...Sily Wyzsze wiedza co robia, nawet jesli my tego nie rozumiemy.
    Moc serdecznych pozdrowien Elisko!

    OdpowiedzUsuń
  33. Pyszności tu u Ciebie:)Lovingit.pl

    OdpowiedzUsuń
  34. Super opowieść :) Przeczytałam wszystko jednym tchem. W jednym poście dostarczyłaś tyle emocji że przez chwilę czułam się tak, jakbym to ja biegła w podartych rajstopach do pracy. :)

    OdpowiedzUsuń
  35. uwielbiam to Twoje pisanie:)

    OdpowiedzUsuń
  36. Oh Elizo, choć chwile które przeżywałaś, trwogą pewnie dla Ciebie były, ja uśmiałam się szczerze.. oczywiście sprawił to sposób w jaki opowiadasz swoje przygody.. a tak poza tym, to muszę Ci powiedzieć, że tutaj w Szkocji dziewczyny specjalnie zakładają rajstopy z dziurami!! Taki tręd mody ;)
    Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  37. Powinnaś pisać książki, zawsze poprawia mi humor czytanie
    Twojego bloga. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  38. zdrowych i pogodnych swiat :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
  39. Uwielbiam ten blog, skoro jednak nastała wiosna, masz pewnie mnóstwo zajęć i na pisanie czasu i sił może nie starczyć. Nie mniej jednak życzę Ci na ten czas radosnych świąt wielkanocnych i ... siły do pisania, bo wprost uwielbiam czytać wszystko o czym piszesz, tyle w tym mądrości i radości. Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  40. Ciepłych, radosnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych!

    OdpowiedzUsuń
  41. Zdrowych, wesoło kicających, kolorowych i dyngusowych Świąt Wielkiej Nocy.
    Z pozdrowieniami Ilona

    OdpowiedzUsuń
  42. Ty po prostu niemożliwie kochana jesteś!!!!! Ale że bramę przesadziłaś w spódnicy!!!! Mistrzem świata jesteś jak nic! Co to przymus może zrobić z damą ;>>>>>>>>>
    Taaaaaaaaaak Cię ściskam o tak!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  43. Jesteś fajną babka...))) Pozdrowienia i cieplutkie buziaki ...pa...)))

    OdpowiedzUsuń
  44. Otrzymałam wyróżnienie-zaproszenie do blogowej zabawy "Twój blog jest wspaniały".
    Z wielką przyjemnością przekazuję to wyróżnienie-zaproszenie Tobie
    http://nastroikiklimaciki.blogspot.com/2012/04/blogowa-zabawa-tell-me-about-yourself.html

    OdpowiedzUsuń
  45. piękny blog,aż się chce tak żyć

    OdpowiedzUsuń
  46. Ha ha ha!
    Przepraszam, że się śmieję, ale teraz, kiedy już wiemy, że się wszystko udało, to chyba już mogę? :)To musiało być jakieś mega "zawirowanie w kosmosie". :)) Super historia!

    Piękne rękodzieła i fotki! Pozdrawiam!
    Myśka

    OdpowiedzUsuń
  47. CO się dzieje? Całe biuro tęskni za tą stronką i oczywiście Tobą!
    Pozdrawiamy już prawie wakacyjnie i czekamy, czekamy, czekamy...
    architektobiurowicze

    OdpowiedzUsuń
  48. Witam serdecznie :) Jestem pod wrażeniem !Od kilku dni rozpracowuje bloga .Cieszę się ogromnie ,że tu trafiłam :) Już niedługo będziemy urządzać nasz domek ,a tu tyle inspiracji .Niesamowite ciepło i kobiecość .Bardzo ,bardzo mi pomogłaś !20 lat nie miałam szydełka w ręku (dzieci ,praca ),a teraz odnalazłam na pawlaczu .Zwierzaki to też nasza pasja ,póki co ,to w domu dwa ogry ;)Pozdrawiam serdecznie i czekam ,kiedy się tu pojawisz
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  49. nie ważne czy zdjęcia przeterminowane czy nie! sa boskie!!!!!!! zupełnie i absolutnie zgodne z moim poczuciem stylu i smaku! cudowny blog! jaka szkoda, że dopiero teraz go znalazłam! a w dodatku jak już znalazłam to ty uciekasz gdzieś ;-) i mówisz, że teraz to raczej cię nie będzie ;-) pozdrawiam mimo to :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Utkane z marzeń , Blogger