sobota, października 20, 2012

Sobota na Cytadeli

Sobota na Cytadeli

sobota, października 20, 2012

Sobota na Cytadeli

Staramy się myśleć jak najmniej i jak najwięcej śmiać. 15-go października pożegnaliśmy Lotkę…niby naturalna kolej rzeczy, a jednak tak bardzo boli…nikt już nie wali piętami o podłogę, w środku nocy, a ja i tak nie mogę spać. Tyle lat, tyle wspomnień, tyle radości i śmiechu..a teraz cisza i pustka…
I modlę się,żeby znajomi lub sąsiedzi, znowu czegoś nie kupili, co znudzi się po jakimś czasie, bo ja naprawdę nie mam już siły. Za każdym razem ubywa jakaś cząstka mnie, znika bezpowrotnie i nic, ani nikt nie potrafi jej zapełnić.
Obraz 230-001
Wbrew wszelkim przeciwnościom losu, pomimo sześciu kotów, zamieszkujących obecnie mój dom, staram się nie zwariować i dalej cieszyć życiem, a wiadomo…chcieć, to móc. Rano ocieram łzy, odpędzam wspomnienia, a na twarz przywołuję uśmiech,  później jest już z górki . Tak więc porzucam przykre tematy i wracam do szarej, a właściwie, bardzo barwnej codzienności. Grabąszcz się popsuł, a przynajmniej tak myślałam…Misiek we Wrocławiu, więc jakby nie miał mi kto sprawdzić co i jak. Rano wychodzę, wciskam guzik w pilocie…a tam nic, ani drgnie. Kluczykiem otworzyłam, piszczeć zaczął niemiłosiernie.Po przekręceniu cisza… jak nic pewnie coś z elektryką, szlag mnie trafił, bo jeździdełko , jest mi do funkcjonowania niezmiernie potrzebne.Myślę sobie, pożyczę samochód od Mamy, a w sobotę przywiozę jakiegoś magika i niech myśli co i jak. Niestety po powrocie z pracy, okazało się,że dom mi zalewa , a strumienie wody leją się po ścianach. Pękła bateria przy wannie i przelewało się przez strop do kuchni i salonu. Dzieci moje nie dość ,że ślepe (czytaj : post o pledzie ), bez powonienia i smaku ( czytaj: post o lawendowych ciasteczkach ), to jeszcze okazały się głuche! Woda lała się strumieniami , zupełnie jak w tężniach, a one mi mówią ,że nic nie słyszały! No ręce opadają normalnie. Dzwonię do Marcina i mówię ,że dom zalewa, powiedział ,że w nocy przyjedzie i odetnie wodę.Przy okazji jakoś wspomniałam o Grabąszczu, że bydle ducha wyzionęło i że może by go, jak już będzie, zaciągnął na warsztat. Wykład zrobiłam ,że jak nic to coś z elektryką musi być, bo nawet pilot nie działa. Misiek diagnozy dokonał telefonicznie….padła bateria w pilocie, a że pilot odcina immobilaizer, to z pewnością dlatego nie działa….wjadę gdzieś po drodze do Tesco i kupię.
Obraz 152-001
Obraz 217-002Obraz 169-001   Obraz 234-001
Nie wiedziałam już,czy śmiać się czy płakać…To była tylko głupia bateria, a ja zaangażowałam w to cały tłum ludzi i do tego zastanawiałam się cały czas, jak mam wywlec niejeżdżący samochód i przetransportować go na warsztat! Bateria jednak wcale nie okazała się taką prostą sprawą, Misiek i owszem kupił, ale takich dziwnych nie było, więc kupił większą i na jakimś pręciku podłączył, Grabąszcz otworzył się i odpalił, bez najmniejszego trudu, ale baterii nijak nie udało mi się upchnąć w pilocie. Zatrzymywałam się po pracy na różnych stacjach benzynowych, ale nikt takiej na stanie nie posiadał. I tu w końcu dochodzę do sedna sprawy, a mianowicie do dnia dzisiejszego.

Obraz 455-001 Obraz 165-001 Obraz 197-001 Obraz 322-001
Sobota i niedziela, to dla mnie czas odpoczynku ( nawet ze ścierą odpoczywam, to  u mnie taki specyficzny sposób relaksowania się :), czas poświęcony rodzinie i mniejszym lub większym przyjemnościom, czas spędzony w ogrodzie i na spacerach, ale nie w supermarketach, na zakupach. No chronicznie wręcz nie znoszę robienia zakupów, a już na pewno nie w weekend, kiedy to nie wiadomo dlaczego pół  Polski, w ramach rozrywki, pęta się po sklepach. Na zakupy potrafię pojechać w środku nocy do Tesco i wtedy jestem pierwsza w kolejce do kasy, nie przepycham się pomiędzy ludźmi, nikt mnie nie trąca, nie popycha wózkiem…a weekendów po prostu mi szkoda, na takie wątpliwe atrakcje.Ale dzisiaj nie miałam wyjścia, trzeba było pojechać po baterię, której nigdzie nie było. Tak więc, żeby dwa razy czasu na zakupy nie tracić, musiałam je zrobić w weekend.Stwierdziłyśmy z Madzią,że skoro już musimy jechać, to może wskoczymy przy okazji do jakiegoś parku, a żeby dnia nie zmarnować, więc wybrałyśmy ten najbliżej i padło na Cytadelę.
Obraz 236-001
Mamy samochodzik jest zdecydowanie mniejszy od mojego, a upchnięcie w nim Tośki wraz z fotelikiem i wózkiem, okazało się rzeczą bardzo skomplikowaną, aczkolwiek wykonalną. Problem był jedynie z wrzucaniem biegów, a konkretnie piątki i wstecznego. Zakupy zrobiłyśmy w tempie iście ekspresowym, baterię udało mi się kupić dopiero w piątym sklepie, ale na Cytadeli , byłyśmy już przed  południem.
Obraz 206-001Obraz 331-001
Obraz 451-001 Obraz 193-001
Tarzałyśmy się w liściach,chodziłyśmy ścieżkami, które przemierzałam tak wiele razy, karmiłyśmy nad stawem kaczki…
Obraz 280-001
Obraz 295-001
Obraz 315-002 Obraz 335-002 Obraz 414-001 Obraz 429-001
Obraz 435-001 Obraz 445-001Obraz 448-002 Obraz 474-001
Wróciły wspomnienia. Moi dziadkowie mieszkali na Żoliborzu Oficerskim, tuż obok Cytadeli, a później mój Tata, więc bywałam tam bardzo często i  muszę przyznać,że nie zmieniło się zupełnie nic…no może z wyjątkiem sesji ślubnych. … co jest dla mnie rzeczą zupełnie niezrozumiałą i paradoksalną…Pod Bramą Straceń, ustawia się kolejka młodych par i cierpliwie czeka na swoją kolej…
Obraz 460-001
Obraz 467-001
Obraz 468-001 Obraz 462-001
I choć zdecydowanie wolę swoją wioskę od Warszawy, to jednak uczciwie muszę przyznać, że są w stolicy takie miejsca, do których lubię powracać. Do domu wróciłyśmy przed zmrokiem i choć wiele się jeszcze wydarzyło, to jednak jestem zmuszona kończyć, bo ledwo patrzę na oczy.Może w końcu, uda mi się przespać noc.
Obraz 477-001
Obraz 483-001 Obraz 475-001
Pozdrawiam Was cieplutko,życząc słonecznej i pięknej niedzieli.
Dobranoc

niedziela, października 14, 2012

Niekończąca się opowieść…

Niekończąca się opowieść…

niedziela, października 14, 2012

Niekończąca się opowieść…

IMG_2156-001 Czasu mało , sił jeszcze mniej.W pracy istne piekiełko, tłumy ludzi, szuflady zapchane dokumentami..za to w domu, chciałoby się powiedzieć, że spokój i cisza, wieczorami zaś, dobre wino i horror oglądany z nosem ledwo wysuniętym spod …UWAGA, UWAGA…NOWEGO, MILUŚKIEGO, CIEPLUTKIEGO, JESIENNEGO PLEDZIKA! Skończyłam.Ha, ha…uwierzyć nie mogę, bo tym razem naprawdę mi się nie chciało. Ile to trwało? Sama się zastanawiam, ale chyba z dwa lata:) Aż nie do uwierzenia, że ja już tyle czasu pętam się po blogosferze:) Ale obiecałam sobie,że skończę, a nie wiem czy pisałam,że obietnic to ja zawsze dotrzymuję. Nawet tych dawanych sobie:) W sumie to robienie tego pledu, było aż śmieszne , bo zaczęłam jak zwykle w zastraszającym tempie i wytrzaskałam  od razu ze 3/4 kwadracików, a że trzaskałam bez opamiętania, dla przypomnienia http://utkanezmarzen.blogspot.com/2010/10/po-prostu-kicz.html , to szło to szybko i sprawnie. Później wszystko ciepnęłam w kąt, ….jak widać na długie lata :) Po dwóch latach, przez trzy wieczory zrobiłam resztę kwadracików- to się chyba nazywa słomiany zapał ! Wstyd…zamieniam się normalnie w Miśka, a wszystko musi dojrzewać bardzo powoli.
IMG_2161-001IMG_2165-001
Ale wracając do tematu, nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, na ten delikatny niuans…a mianowicie:“chciałoby się “ powiedzieć że spokój i cisza, wieczorami zaś, dobre wino i horror .Dobre wino jest, horror od biedy też się znajdzie. Ale o spokoju , a już na pewno ciszy, to można zapomnieć.
IMG_2151-001IMG_2146-002
Trzy dni temu, siedzimy wieczorem w salonie, ja otulona pledzikiem, sączę dobre wino, oglądam, zdecydowanie mniej dobry film i usiłuję się zrelaksować po pracy.Magda obok, Tosia śpi jak aniołek w bujaku…Nurki brak. Nagle dzwoni telefon i słyszę jak Magda mówi…mama jest w salonie ze mną, yhy, yhy…drzwiami..Z pewnością wszystkie matki znają to dziwne uczucie, a właściwie przeczucie, graniczące nieomalże z pewnością, że zaraz wydarzy się coś złego. Myślę sobie: dzwoniła Nurka…jak nic, to ona…coś jest nie tak !!! Bo niby po co się pyta gdzie mama ????!!!!!  Nastukał się pewnie małolat i teraz chce przemknąć, koło mnie niepostrzeżenie! Wzmogłam czujność i ledwo trzasnęły drzwi , wyskoczyłam jak z procy.
IMG_2154-001IMG_2145-001
Dominika się rozbiera, a ja mówię : boszzzzzz…jak tu fajami śmierdzi- paliłaś! Nurka popatrzyła się na mnie i mówi :nie paliłam. To jak nic piłaś!- rzucam oskarżycielskim tonem…wiadomo czasy trudne, trzeba strzelać w ciemno, a nuż się do czegoś przyzna:) - Chcesz , to ci chuchnę- odpowiada. Jak nie paliłaś i nie piłaś, to znaczy ćpałaś!!! Oj mamo, nic nie robiłam, naprawdę! To czego się śmiejesz tak głupio???  pytam, i w tym samym momencie dostrzegam,że ona dalej ten płaszcz zamiast odwiesić na wieszak trzyma przed sobą i jakiś on dziwnie wielki się wydaje i wybrzuszony i o Boże! ON SIĘ RUSZA! Co tam masz ????!!!! Nic z tego, nic nowego tu nie będzie mieszkać! Mamo….jęczy Nurka, mamo….słyszę za plecami  jęk Magdy …schodzi Misiek…gdzie te koty??? Koty ???!!!! Koty ?????!!!!! Nie ptaszek ze złamana nogą???!!!, Nie biedne, potrącone zwierzę, które po rekonwalescencji wypuścimy na wolność ???!!!!! Nie jeż – jesienna sierota ????!!!!! Nawet nie kot SZTUK JEDEN ????!!!!!- Tylko  KOTY!!!!!! KOTY!!!!! Dla uściślenia…TRZY KOTY!!!!!
Obraz 035-001
No więc ja teraz w sprawie tych kotów….uratowanych przed utopieniem w szambie.
Obraz 067-002
Ja wiem, że ona nie mogła ich zostawić. Ostatnio, odebrałam ją zapłakaną..nie zdążyła zabrać…pięciu kotkom, ktoś skręcił kark. A teraz…Jeden kotek, ten który wyglądał prawie tak jak Inka- już znalazł swój domek. Zostały te dwa na zdjęciach poniżej. Jeden wytrzeszcz i jedna damulka, która ponoć nawet chodzi jak arystokratka. Wytrzeszcz jest boski…strasznie zabawowy i wesoły. Po trzech dniach, załatwiają się już do kuwetki…i…bardzo się kochają…może ktoś…chciałby przygarnąć oba ???, jestem w stanie je dostarczyć w okolice Warszawy- tak do 100 km..  Szkoda by było rozdzielać….Kotki mają podobno ok. 3 tygodni. Zdjęcia nie są najlepsze, ale ja staram się z nimi przebywać jak najmniej, nie chcę się przywiązać, bo będzie tak samo jak z Mafją (przez J  ) , ale nie mogę, no nie mogę mieć sześciu kotów….
Obraz 084-001Obraz 080-001
Za oknami już świta, mgły unoszą się w ogrodzie…cały dom śpi, a ja piszę do Was i nie ukrywam,że mam cichutką nadzieję…
Obraz 076-001
Obraz 077-002
Obraz 032-001Obraz 082-001
Za oknami dawno już widno, a ja mam wrażenie,że ten post się nigdy nie skończy. Cały czas ktoś lub coś mi przerywa. Lotka jest bardzo chora, ma nowotwór nadnerczy.  Nie spałam dwie noce…z piątku na sobotę, myślałam,że to koniec..leżała przytulona,patrząc mi w oczy. Całą noc biłam się z myślami i w sobotę postanowiłam zadzwonić do szefa, żeby przyjechał i skrócił jej cierpienia. Nad ranem zwężone oczka jakby trochę się bardziej otworzyły, później stanęła znowu na nóżki i zaczęła wspinać się po kratach… :) Odetchnęłam z ulgą. Wiem,że to już niedługo, ale cieszę się,że jednak jeszcze nie teraz .Mamy świadomość,że będzie miała ataki, ma nawet specjalne lekarstwo na uśmierzenie ewentualnego bólu. Teraz znowu bryka po klatce i choć widać,że jest już stareńka, czuje się dobrze. W końcu odetchnęłam z ulgą i przespałam całą, no ..prawie całą noc, bo o czwartej obudził mnie jazgot i wycie. Osioł też, jak wiecie, jest starszy od węgla.Chudy niemiłosiernie, pomimo dobrego apetytu, zachowuje się dalej jak szczeniak, a ja jak zwykle popełniłam tragiczny błąd i widząc jak temu biedakowi ciężko jest chodzić, słysząc jak kostki , klekoczą o podłogę , gdy się na niej kładzie, pozwoliłam kanalii wchodzić i spać na kanapie…w końcu starość ma swoje prawa. Pozwoliłam…dwa lata temu, bo myślałam ,że już biedak zaraz zejdzie. Nic z tego, ani myśli ( dziki Bogu zresztą ) Bydle zaanektowało kanapę, zabiera wszystkie poduszki i …warczy jak ktoś usiłuje go ściągnąć i na dwór wywalić! Warczy okrutnie, gulgocze tak,że aż ciarki przechodzą po plecach…Teraz tu on jest panisko! Czasami jak weźmie za mały rozpęd, nie może wskoczyć- wtedy muszę mu tyłek do góry podnosić, bo pazurami drapie całą kanapę. Kanapa jest w stanie szczątkowym, zniszczył ją okrutnie, skóra poorana pazurami…no ale kto by przypuszczał,że on będzie jeszcze tyle żył :)W maju skończył 15 lat. Od dwóch co najmniej, symuluje zejście w zaświaty :) Marcin mówi,żebym dobrze sprawdziła, bo może on jest zombie, zdechł w międzyczasie, a my nie zauważyliśmy i teraz leży tylko, rozkłada się za życia (?) i śmierdzi.:) Ale wracając do wycia…Za oknem jeszcze ciemna noc, a wycie rodem iście z horroru…zerwałam się na równe nogi, o mało nie spadłam ze schodów, wpadam do salonu, a tam…leży Osioł i wyje! Nogi jakoś dziwnie powykręcane, podłoga cała opluta i zasikana…O matko, co mu jest???!!!! Teraz on ma jakiś atak, myślę przerażona . Zdycha…jak nic i to w jakiś okrutnych męczarniach, jazgot jest tak okropny,że musi go strasznie boleć! Szef trochę daleko,muszę go obudzić, nim przyjedzie, minie pewnie z godzina…biedny Osiołek, biedny piesio- myślę spanikowana, a serce zamiera mi z przerażenia. Wiecie jak to jest, nim jeszcze zdążycie podejść i zobaczyć co i jak, już w głowie ułożony cały plan, już wiecie co dalej robić, już wyliczacie i kalkulujecie A Osiołek- jak to Osiołek…wiecznie coś gdzieś wsadzi, jak nie głowę, to inną część cielska swego łaciatego!  Tym razem, wepchnął kopytko w wózek, pomiędzy koło i półeczkę- jak próbował wyciągnąć- obrócił razem z kółkiem i zaklinował się na amen. No i trzeba było pańcię wyciem , z góry ściągnąć na pomoc. Noga już dawno uwolniona z prętów, za oknami znowu wstał dzień, Tosia “zeszła “ już do salonu, więc kończę…i tym razem w końcu uda mi się skończyć – dzięki Osiołkowi

niedziela, października 07, 2012

Pracowity tydzień

Pracowity tydzień

niedziela, października 07, 2012

Pracowity tydzień

Nie da się ukryć,że w tym tygodniu zmobilizowałam resztki sił. Na pierwszy ogień poszły pomidory. Te suszone w oliwie, zostały mi jeszcze z ubiegłego roku, więc tym razem w słoiki , zapakowałam przeciery pomidorowe, na zupki i sosy. Zostałyśmy z Tosią same w domu -  dziecko nie mając wyjścia, brało czynny udział w przygotowaniach do zimy. I dobrze- już ja ją nauczę :)

IMG_2083-001

Wchodzę , któregoś dnia do domu, Magda odwrócona do mnie plecami zmywa i słyszę , jak monologuje do Tosi:..wiesz co dziecko, Ty, to biedne będziesz! Musimy biegiem pozmywać, bo babcia jak wróci, to zawału dostanie i znowu powie ,że w domu syf i śmierdzi:) Ha, ha, ha… już babcia wychowa Cię na swoją modłę…zobaczysz. Drugi raz nie popełni tego błędu co z  nami ( znaczy się z nią i Nurką – brudasy paskudne! ).Tak, tak kochana…zobaczysz…króliczki będą musiały stać, stać zaznaczam- nie leżeć! w koszyczkach, ustawione kolorystycznie..bo wiesz, u babci to tak musi być, nawet w szafach wszystko wisi od najjaśniejszego do najciemniejszego. Tak moja droga, już Cię babcia wytresuje, a spróbuj tylko później nie odłożyć na swoje miejsce zabawek, albo wsadzić lalkę do koszyczków z króliczkami…oj to się nasłuchasz, że nieestetycznie, a fuj! Hmmm…biedne Cię życie czeka w tym domu, no ale babcia nie powtarza dwa razy tych samych błędów, więc Tobie na pewno się już nie upiecze- my miałyśmy jeszcze szczęście, bo babcia dzieciństwo nam chciała przedłużyć, ale jak zobaczyła co z tego wyszło, to więcej już tak nie zrobi, na pewno:) No chyba,że wdasz się w mamusię, nie daj Bóg i wtedy będziesz słyszała, że Twoje dzieci będą latały brudne i zasmarkane ze skórką chleba w dziobie, a że babcia nie będzie się mogła na to patrzeć, to powie, że won…jak nie potrafisz porządku utrzymać, to pod most Grota idź mieszkać!! Bo jak się mieszka w tym domu, to należy dostosować się do panujących tu zasad- a zasady…sorry maleńka- ustala babcia! Musi lśnić- bo inaczej jest ciężko chora. Nic to,że z pracy wraca po nocy, ale po co usiąść i odpocząć,nieee…no przecież nie można siedzieć , jak w domu jest taaaakiii chlew! Wieczorem nie pójdzie spać, jak w zlewie coś zostanie, bo wtedy śnią się jej pewnie horrory przez całą noc…he, he ( małpa jedna, wredne dziecko!), a bladym świtem przecież trzeba wstać, nieważne ,że sobota..godzina szósta babka okna myje…he, he,he …nie można długo spać, bo przecież tyle rzeczy trzeba zrobić! Wiesz Tosiu- jakby komuś przeszkadzało, że buty nie stoją piętami do ściany, ha, ha, ha..! Po co odpoczywać, – nieee, Twoja babcia jest jak robocop! Oj bidulko ty moja, zobaczysz, zobaczysz…Trzeba się bardzo uodpornić,żeby tu mieszkać, bo inaczej czujesz się jak leń i wieczny wyrzut sumienia!  Ha, ha…babcia z napędem atomowym:)

IMG_2095-001IMG_2086-001 IMG_2096-001IMG_2091-001 

No nie wiedziałam , czy śmiać się, czy płakać. Miałam ochotę podejść i sieknąć w blond czerep, ale dotarło do mnie,że choć z deczka cynicznie, to jednak prawdę mówi, to dziecko moje wyrodne :)Tosi oczy robiły się jak pięć złotych, słuchała bardzo uważnie i chyba rozmyślała nad swym zmarnowanym dzieciństwem ze szczotą i ścierą w ręku.

Ale ostatnio przeżyłam szok! Magda błagała, prosiła, jęczała i nalegała, co bym się od szmaty oderwała i na piknik rodzinny z nią poszła. No mowy nie było! W weekend muszę przecież zrobić tyle rzeczy!

- No mamuś proszę…ja rodziny już nie mam , bo Ty tylko pracujesz, albo sprzątasz, albo gotujesz…a my???

– Możecie posprzątać ze mną,. nie widzę problemu! Rodzinnie!

- Oj mamuś, Ty już mnie nawet nie całujesz- tylko Tośkę. Matkę straciłam! Proszę chodź!

-Jakbyście w tygodniu sprzątały, to nie musiałabym tego robić w sobotę i niedzielę, i mogłabym z wami wychodzić.

-Obiecuję..posprzątam wszystko , tylko wyjdźmy teraz.

Popatrzyłam na ten chlew, szybko w myślach przeanalizowałam co należałoby zrobić, a czego na pewno nie zrobię, jak zdezerteruję teraz z domu, popatrzyłam na wlepione we mnie błagalnie oczy i  stwierdziłam, a co tam, raz się żyje, w końcu posprząta Madzia!

W poniedziałek wróciłam po pracy do domu i aż mnie szarpnęło z oburzenia! W domu syf, chlew i śmierdzi !!!!No ja już nawet siły nie mam powtarzać, prosić, mówić, tłumaczyć! No nie jestem kurde robocopem, wbrew opinii większości znajomych. Człowiekiem jestem kurde, starym już – babcią nawet! Stwierdziłam, że trudno, że już nie dam rady i w pierwszej chwili pomyślałam nawet,że się wyprowadzę, w drugiej chwili- przyszło otrzeźwienie, no bo dojazdy do pracy z działki, wyszłyby bardzo kosztowne. Trzecia chwila wywołała na mym pysku wyraz uprzejmej zawziętości i totalnego olewania pospólstwa zamieszkującego mój dom. Syknęłam uprzejmie “dobry wieczór” i poszłam do sypialni myśleć.

IMG_2111-001 IMG_2133-001 IMG_2135-001 IMG_2137-002

Doszłam do wniosku, że ja już faktycznie nie mam siły walczyć z tymi potworami,że skoro zgraja brudasów,zaanektowała mój dom…pozostaje mi tylko sypialnia i biuro! Już w myślach zrobiłam przemeblowanie, doszłam do wniosku,że kupię wycieraczki do swoich pomieszczeń, że będę sprzątać i odkurzać tylko u siebie,wstawię do sypialni stolik i fotele dla gości, zrobię sobie małe , przytulne gniazdko, a cały dom niech zarasta kurzem i brudem! Nowy pomysł zrosiłam rzęsiście płynącymi łzami, zobaczyłam mój dom za dwa tygodnie, za miesiąc… zarastający brudem i pajęczynami, w zlewie zaschnięte naczynia, klamki powyłamywane , podłoga porysowana, dywany tak brudne ,że aż ich nie widać, przez okna przenika zaledwie wąski promyk światła…… łzy lały się wartkim strumieniem…no bo szkoda…tyle serca w to włożyłam! Później zobaczyłam gości, którzy do mnie przychodzą i muszą przegarniać nogami cały ten syf, zalegający na glebie, tylko po to ,żeby się dostać do brudnej łazienki…okay…jeszcze tylko sanitariaty będę myła- pomyślałam…no bo przeca wstyd jak ktoś przyjdzie! Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach…siedzimy tłumnie w sypialni, jest miło, przytulnie..pijemy kawkę i wino, jemy przepyszne babeczki, ale…zaczyna do mnie docierać smród…o mój Boże…szybko uszyłam wałki na podłogę pod drzwi i rozstawiłam zapachowe świece! Nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen. Rankiem na twarz przywołałam wyraz obrzydzenia , do otaczającego mnie świata , Magda pyta…mamuś, o co ci chodzi…syknęłam jedynie : śmierdzi…i wyszłam do pracy. Jak już nie wyzywam od brudasów, chlewiarzy , jak nie karzę się wyprowadzać pod most..to znaczy ,że miarka się  przebrała i jest faktycznie bardzo źle! Mojego milczenia, boją się najbardziej!

IMG_2170-001W pracy cały czas myślałam o moim nowym mieszkaniu, w moim starym domu. Przenosiłam meble, przestawiałam…niemały problem miałam z pieczeniem ciast…no bo niby jak w takich warunkach! Obiady stwierdziłam,że będę jadać w pracy, a im niech żołądki, przyrastają do krzyża. Jedną szafkę przerobiłam na podręczny kredensik i wstawiłam do niej czyste talerzyki, szklaneczki i sztućce dla gości. Byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że nawet jednej pani powiedziałam, że tak absolutnie nie może być! Pani na to grzecznie,” przepraszam, nie udzielacie już kredytów?” Ale kicha!

IMG_2169-001IMG_2173-002 

Wróciłam do domu, lekko podbudowana nowymi perspektywami i nowym ładem świata.W drzwiach wita mnie Magda, pod nosem cały czas czuję nieprzyjemny smrodek dobywający się z części domu, niezamieszkiwanych przeze mnie, Madzia macha rękami nagarniając powietrze w swoją stronę i głęboko je wdycha. Czubek jeden, se myślę – zobaczysz jak tu będzie śmierdzieć za parę dni! Wchodzę do kuchni- a tam lśni…do salonu- tak samo…No lśni - lśni…jak one posprzątają, to tak zawsze po łebkach, a teraz faktycznie jest tak, jakbym to ja sprzątała.Magda się śmieje i mówi..oj mamuś..będziemy już sprzątać, tylko się nie gniewaj. Resztkami sił udaję oburzenie i mówię, że nie wystarczy posprzątać, trzeba się w końcu nauczyć odkładać na miejsce, bo ,jak się nie sprząta na bieżąco, to….i zaczynam wywód, za plecami słyszę…bla, bla, bla, bla…widzisz Tosia- teraz będzie tak bez końca- a nie mówiłam :)

Tak więc moi drodzy, zostałam dalej w swoim domu. Tak jak mnie przechodzi szybko złość, tak samo moim dzieciom chęć do dotrzymywania obietnic. Wieczorem Magda zostawiła na stoliku kubek, pod telewizorem ubranka Antosi, na stole pieluchę ! U Nurki na podłodze leżą “wyrzedzone” włosy- czy ktoś na litość boską słyszał o wyrzedzaniu włosów????Kiedyś się włosy cieniowało! Ale Nurek uparcie twierdzi,że teraz się wyrzedza! A ona wyrzedza i wyrzedza…codziennie- prawie od pół roku! Nie mogę się nadziwić,że jeszcze coś ma na tej głowie, bo ileż można tego wycinać! Ale twierdzi,ze ma za dużo. Świat głupieje- kiedyś było fajnie mieć gęste włosy, teraz najwyraźniej musi,że jest na odwrót!

No więc mówię,że znowu nie odkładają na miejsce..Madzia mówi, oj poprawię się mamuś- obiecuję, Nurka warczy ( wiek dojrzewania ma to do siebie,że dziecko generalnie wydobywa z siebie mało artykułowane i przyjemne dla ucha dźwięki )- komu przeszkadzają wyrzedzone włosy w moim pokoju?!!! Mnie kurde, mnie przeszkadzają, a Twój pokój , to będzie jak sobie mieszkanie kupisz, póki co to jest MóJ DOM, a póki w nim mieszkasz, to masz się przystosować do ogólnie panujących tu zasad! Za plecami słyszę…bla, bla, bla, bla…. wszystko wróciło do normy:)

We wtorek, upiekłam dla Mamy tort, we względnie przyzwoitych warunkach, w środę pojechałyśmy na urodziny, czwartek i piątek …jakoś zleciał, bez większych burz..sobota i niedziela, oczywiście posprzątam :)Zobaczymy jaki będzie przyszły tydzień.

Pozdrawiam Was cieplutko

Copyright © Utkane z marzeń , Blogger