piątek, września 30, 2011

O chorobie i o tym , jak damą, nijak być nie potrafię

O chorobie i o tym , jak damą, nijak być nie potrafię

piątek, września 30, 2011

O chorobie i o tym , jak damą, nijak być nie potrafię

Po trzech tygodniach kaszlu i kataru, który to ponoć nieleczony siedem dni tylko trwa, poddałam się i w końcu poszłam do lekarza. Okazało się,że mam wirusy i bakterie i arytmię jeszcze , bo lecząc się sama, łykałam gripex, który coś tam ma i w połączeniu z moimi proszkami, które biorę, na co dzień, doprowadził moje serce do dość kiepskiego stanu. Nie miałam najmniejszej ochoty iść na zwolnienie, ale po dwóch nieprzespanych nocach, kiedy to płuca własne na poduszce obok, prawie ze zostawiłam, po sercu bijącym w gardle i paru nieomalże oplutych klientach, zrozumiałam,że dalej nie dam rady i choć nie mam niestety gorączki ( a powinnam mieć ), mając na względzie dobro ludzkości , udałam się do przychodni. Pani doktor , choć miła nie omieszkała oczywiście powiedzieć, co o mnie myśli, moja Mama również nie omieszkała, a też niby miła, o rodzinie to nawet, nie wspomnę…człowiek biedny, chory, pełen poświęcenia, kapitalizm chce budować i jeszcze mu się dostaje!

Z plikiem recept, udałam się więc do apteki, ale wcześniej, korzystając z okazji, do sklepu wpadłam i domek wymarzony kupiłam :)

IMG_5540-1IMG_5567-1

Krztusząc się i chrychając , karnie ustawiłam się w ogromniastej kolejce- bo to jakaś tania apteka i kolejki zawsze tam są. Odkąd tylko sięgnę pamięcią, zawsze chciałam być tajemniczą, subtelną i delikatną kobietą, pełną wdzięku i nienagannych manier.Niestety, chcieć, a móc- to dwie zupełnie różne sprawy. Swojego czasu nawet ubierałam się cała na czarno, bo to kolor nad wyraz tajemniczy i mroczny, ale wystarczyło ,że ktoś się o coś spytał i wtedy,żebym nie wiem jak bardzo,starała się być tajemnicza, od razu wszystko wypaplałam. I nie wynika to bynajmniej z mojego gadulstwa, tylko z totalnego braku dyplomacji i zupełnej nieumiejętności kłamania. Jeśli ktoś, pyta wprost, choć często jest to okropnie bezczelne i ktoś w ogóle nie powinien się pytać- muszę cholera powiedzieć prawdę, żeby nie wiem co. Jak skłamię, to za chwilę wszyscy o tym się dowiedzą, bo przy pierwszej lepszej okazji- wpadka murowana. Żeby nie było,że ja jakaś święta jestem, bo co to, to nie. Jak trzeba było kłamać, z powodzeniem robił to za mnie Misiek albo Madzia….Ci , to dopiero potrafią ściemniać
Skutki tego bywały często opłakane. Kiedyś nie chciałam jechać do teścia, Misiek stwierdził,że powie ,że jestem chora- ja zostałam w domu, oni pojechali. Następnego dnia ,dzwoni teść i pyta się o moje zdrowie, więc zgodnie z prawdą od razu odpowiedziałam, że dziękuję, że świetnie i że właśnie w ogrodzie kwiatki sadzę. Teść z deka zdziwiony, spytał się czy już nie gorączkuję, na co ja jeszcze bardziej zdziwiona , odpowiadam pytaniem – jaaaa ?????- A,bo wiesz, Marcin mówił…..i tu dopiero spłynęło olśnienie, a ja zaczęłam się okrutnie plątać. Kiedyś, na granicy, przewoziłam alkohol, nie żeby jakieś ilości szokujące, ale suweniry wiozłam dla mamusi, tatusia i teściów..takie śliczne małpeczki w pięknych buteleczkach..oczywiście o parę sztuk małpeczek więcej, bo u mnie wszyscy po rozwodach, więc zdublowani. Wsiadamy do samochodu, Misiek od razu mówi,” ‘tylko się nie odzywaj i nie patrz w stronę celnika, bo od razu się skapuje,ze coś nie tak” Błądzę więc wzrokiem po wszystkim, tylko nie patrzę w stronę władz “trzepiących” samochody, w głowie tysiące myśli i od razu, stwierdzam,że jak nie patrzę w jego stronę, to on na pewno JUŻ SIĘ DOMYŚLIŁ! Spojrzałam więc, na co mój mąż usłyszał “…proszę otworzyć bagażnik…”. Na pocieszenie, co by jednak, wizerunek istoty tajemniczej utrzymać, zostało mi to,że od najmłodszych lat, mdlałam. Wiadomo, istoty zwiewne i eteryczne, powinny mdleć i z wdziękiem osuwać się na kanapę.No właśnie…z wdziękiem..ale wdzięk , to tylko chyba na" filmach i w książkach. Stoję więc w kolejce ( i tutaj z powrotem, wracamy do apteki ), podchodzę do okienka i słyszę “240 zł proszę”, no więc zupełnie bez wdzięku, waląc głową o kafelki, rąbnęłam o podłogę, aż głowa parę razy mi podskoczyła. Ocknęłam się na ziemi, nade mną tłum ludzi, w oddali słyszę karetkę…a ja z przerażeniem w oczach ,pytam o moją torbę z domkiem ! W szpitalu powtórzyli,jedynie to, co inni, powiedzieli już wcześniej, a do apteki musiałam wracać na piechotę. I co mi po tym,ze mdleję, jak dama, skoro osuwać się nie potrafię, tylko padam na glebę, jakby mi ktoś nogi podciął, a później jestem obita i z pewnością nie wyglądam, jak istota eteryczna . A jakby wszystkiego było mało, lodówkę chciałam dzisiaj rozmrozić, szłam z miską wrzątku, zaczęłam się znowu dusić i wodę wylałam sobie na kolana. I gdzie wdzięk ?Gdzie powab?

IMG_5582-1 IMG_5563-1 IMG_5571-1IMG_5577-1

Tak więc, otulona pledami i ciepłym blaskiem świec, leczę swoje oparzenia i potłuczenia, bo kaszel, pomimo tylu dziwnych specyfików, jakoś nie przechodzi, a ja aż boję się położyć, bo wtedy zaczyna się dopiero horror i jeśli były nawet jakieś zaczątki na damę, w nocy z pewnością znikają :)

Pozdrawiam Was cieplutko- Wasza Ulęgałka

niedziela, września 25, 2011

… w jesienną głogów czerwień, w złotawą młodość brzozy…

… w jesienną głogów czerwień, w złotawą młodość brzozy…

niedziela, września 25, 2011

… w jesienną głogów czerwień, w złotawą młodość brzozy…

Kiedy wieczory stają się chłodniejsze, kiedy za oknami unosi się jesienna mgła, a zmrok zaczyna zapadać wcześniej, wtedy, żeby nie poddać się jesiennej nostalgii, potrzebuję otoczyć się ciepłymi, jesiennymi barwami i blaskiem świec,

IMG_5507-1 Z lampioników miechunki, owoców jabłonki i dzikiego wina, powstało jesienne drzewko, które rozjaśnia panujący za oknami mrok i od razu przepędza wszystkie smutki.

IMG_5485-1 IMG_5483-1IMG_5478-2IMG_5503-1

W kominku, po raz pierwszy w tym roku zapłonął wesoło ogień, bo choć dni są piękne , to jednak nocami temperatura drastycznie spada i w domku , miałam wczoraj 18,5 stopnia, a my opatulone pledami, oglądałyśmy po raz setny “Pamiętniki Bridget Jones”

IMG_5465-1

Po kątach powoli rozsiadają się, wściekle pomarańczowe nasturcje, psianki i kosze rudo- złotych , suszonych kwiatów.

IMG_5452-1 IMG_5498-1IMG_5509-1IMG_5505-1

a to znak ,że już jesień w pełnej krasie .Pozdrawiam Was , więc jesiennie i do zobaczenia wkrótce .

sobota, września 24, 2011

Małe przyjemności

Małe przyjemności

sobota, września 24, 2011

Małe przyjemności

20 minut rano i tylko dwa dni.Tyle mam czasu,żeby zdążyć zrobić zakupy.Soboty i niedzieli szkoda mi, na pętanie się po marketach ,zakupy, robię więc na raty, partiami …czasami jest to 10 kg cukru, czasami ziemniaki, a czasami malutkie przyjemności, które nieustannie umilają mi życie.Nie umiem bez nich po prostu żyć. I choć wiem,że zamiast papryczek powinnam kupić mąkę, to pokusa jest tak silna,że nie mogę się oprzeć.

IMG_5429-1IMG_5443-1 IMG_5439-1IMG_5444-2

Taszczę więc,w zależności od dnia albo mąkę, albo cukier, albo kwiatki..do pracy i 50 kilometrów z powrotem, do domu. I frajdę mam niesamowitą, że pomimo braku czasu, udało mi się, coś ładnego kupić. Z jednym kwiatkiem, to pojechałam nawet dalej - do pracy, a z pracy na cmentarz, z cmentarza do Jyska ( bo fajną kołderkę zobaczyłam w czerwoną krateczkę, w gazetce promocyjnej-i bardzo chciałam ją mieć- ale nie kupiłam, bo materiał paskudny- taki nylonik), później wywiozło nas na jakieś pustkowie, bo kobieta, wsadziła mnie do autobusu- niby dobrego, tylko nie w tą stronę. No i nawet nocnym wracaliśmy…a kwiatek…- żyje :)))) Po domu , przemieszczam się z doniczką w ręku i stawiam ją tam, gdzie akurat siedzę- bo przecież muszę mieć czas nacieszyć się nową zdobyczą :) A w ogrodzie- znowu maliny..więc zaraz robię kolejne dżemy.

IMG_5436-1IMG_5371-1

Jeszcze kwitną ostatnie róże, ale czuć,że już jesień.

IMG_4845-1Obraz 247-2 IMG_9205-2IMG_0092-1

Ogólnie, to jestem z siebie dzisiaj bardzo zadowolona.Wstałam rano, dokopałam się do dziury w stawie, wyczyściłam wszystko, oszlifowałam i skleiłam( póki co z jednej strony ), później pojechałam na budowę, na inspekcję, zrobiłam zdjęcia , a po powrocie posadziłam glicynie ( taka moja nowa wizja :) , za parę lat będzie efekt.Zebrałam maliny, przycięłam dynie,wyrwałam trochę chwastów, po południu ,poszłyśmy z Lotką do sklepu i na spacer do lasu,bo musiałam się trochę wyciszyć, żeby dzieciobójcą nie zostać, no a po powrocie napisałam post i jest dopiero 16.15 :)) Teraz czas na relaks z książką i koktajlem malinowym, a później, kto wie..może jakieś ciasteczka..

DSCN6943-1 IMG_4750-1

Ktoś się pytał o wrzosowiska, strasznie przepraszam, ale jakoś mi umknęło. To nie okolice, Marek czy Ząbek, ale Kamieńczyka i Loretto- moje ulubione miejsca grzybowe :) O mamuniu..chmurzy się! Czy u Was może pada? Jak lunie i u mnie, to całą pracę ze stawem, znowu szlag trafi…wszystko się rozklei :( Trzymajcie kciuki, za słońce przez weekend.

Pozdrawiam serdecznie

poniedziałek, września 19, 2011

Pracowita niedziela

Pracowita niedziela

poniedziałek, września 19, 2011

Pracowita niedziela

Czas upływa tak szybko, że z tego wszystkiego w niedzielę, myślałam,że to jest sobota. Rozczarowanie, po tym jak się zorientowałam, było ogromne, ale za to dostałam przyspieszenia :) Z samego rana zrobiłam obchód ogrodu, który na obecnym etapie przypomina dżunglę :)

IMG_5299-1IMG_5281-1IMG_5283-1IMG_5276-1IMG_2498-1IMG_5289-1

W ogrodzie warzywnym zebrałam plony:)

IMG_5310-1

IMG_1945-1 IMG_5320-1 IMG_5327-1IMG_5326-1

Później zrobiłam dżemy malinowe, zlałam poprzedni sok i wstawiłam kolejne. Cieszę się,że choć malin nie zjadły pomrowy, ale lepiej by było, gdyby tak dojrzewały w jednym terminie, a tymczasem muszę zbierać, co niedziela.Moje winogrona na przerób raczej się nie nadają, to jakaś typowa odmiana deserowa. Chciałabym posadzić jeszcze te malutkie , ciemne..ale niestety miejsca już brakuje.

IMG_5329-1 IMG_5321-1

Korzystając z pięknej pogody , rozwiesiłam pranie w ogrodzie.

IMG_1648-1IMG_5330-1

I z dumą prezentuję Wam ostatni nabytek – piękne , haftowane w kwiatuszki pantalony i koszulkę z delikatnego batyściku w kropeczki :)

IMG_5343-1IMG_5335-1IMG_5344-1IMG_5339-1

Mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać, ale jakoś nie bardzo wiedziałam jak zrobić ładne fotki przy zmywaniu, ścieraniu kurzy czy też myciu podłóg, więc resztę sobie daruję .Pozdrawiam Was cieplutko .A teraz wiem,że jest poniedziałek i to późno, więc życzę dobrej nocy :)

niedziela, września 18, 2011

Klatka ,wianki i nowy członek rodziny :)

Klatka ,wianki i nowy członek rodziny :)

niedziela, września 18, 2011

Klatka ,wianki i nowy członek rodziny :)

Nie mam czasu, no kurczę, nie mam i nic na to nie poradzę. Postów już nie mogę pisać, bo pociąg zamieniłam na autobus, a tam trzęsie jak cholera. Zamiast powrotów o 21, trzy razy w tygodniu, wypadają mi powroty po 22.Co prawda dwa razy wracam po 18, ale wtedy trzeba się zająć domem. Błłłłłeeee…życie jest do dupy, czas przecieka mi między palcami. W domu mam wrażenie,że niedługo przykleję się do sprzętów, wszystko to jakieś takie niedomyte i niedoczyszczone . Najbardziej to szkoda mi, tego uciekającego czasu. Wychodzę z domu i patrzę w te smutne ośle oczy i wiem,że zostało nam co raz mniej czasu, że powinniśmy być teraz razem, a nie możemy. Osiołek w maju skończył 14 lat, powoli siadają mu stawy, kopytka załamują się przy wchodzeniu po schodach, dzień w większości upływa na spaniu, a oczy..ee, nie będę o tym mówić, bo szkoda zacząć tak piękny dzień, od łez.Cieszmy się na razie tym co mamy, a mamy piękną słoneczną sobotę i zasikane pół domu przez wrednego Osła, który bezczelnie macha ogonem!

W zeszła sobotę z muszelek , które przywiozła Madzia, zrobiłam jej wianek do pokoju- w podziękowaniu, za przepiękne, tunezyjskie klatki, które mi przywiozła w prezencie :)

IMG_4998-1 IMG_4990-1

A tutaj, obok większego, brata bliźniaka, z Włoch :)

IMG_4997-1IMG_5001-1IMG_4916-1IMG_4918-1

Zupa dyniowa była o dziwo, bardzo dobra. O dziwo , bo w ogóle się tego nie spodziewałam :) Zdjęcia też były…przepyszne, bo dynia, to bardzo fotogeniczne warzywo . W kamionkowych, brązowych naczyniach, żółty krem, obok chrupiące kurczaczki..ech, zdjęcia były, ale niechcący je usunęłam, bo….zabrakło miejsca,na nową zdjęciową sesję :)Po pracy, w piątek pojechałam na działkę powitać nowego członka rodziny. Na wiosnę, pożegnaliśmy Dośkę. Po 16 latach wspólnego życia, rozpacz mojej Mamy były oczywista, a słowa…już nigdy nie wezmę żadnego zwierzaka, nie mogę, nie mam siły…całkowicie zrozumiałe, dokąd to, nie spojrzała w smutne, wpatrzone w nią, psie oczy….

IMG_5179-1

W momencie, kiedy usłyszała o biednym losie zwierząt, o topionych i zakopywanych, żywcem szczeniakach, słowa : nigdy i nie mogę..straciły znaczenie, a oczy Klary , natychmiast poweselały…Poweselały też oczy dwóch dziewczynek, które pieska znalazły i przyniosły.

IMG_5197-1 IMG_5189-1

i u obu Pań, pojawił się uśmiech

IMG_5159-1IMG_5122-1 IMG_5149-1 IMG_5187-1IMG_5190-1 IMG_5227-1

Życzę słonecznej niedzieli, wypełnionej miłością, szczekaniem psów, miauczeniem kotów, pobrzękiwaniem pszczół wśród kwiatów i śmiechem tych, których kochamy.


Copyright © Utkane z marzeń , Blogger