niedziela, czerwca 05, 2011
Totalna porażka- ogrodowe historie cz. XIV
Byłam taka dumna i zadowolona z siebie..przez cały jeden dzień! Wszystko było na dobrej drodze, do stawu powolutku napływała woda, można się więc było w końcu zająć basenem ,żeby ludziom służyć zaczął , a nie rybom. Przyjechały dzieciaki, prawie w komplecie i zaczęło się wielkie odławianie karasek
Dużo śmiechu, wygłupów i oczywiście wszystko utrwalane na zdjęciach :) Dzieciaki mam nagrywane i fotografowane od najmłodszych lat…andrzejki, mikołajki, urodziny…byli zawsze w komplecie, tylko Agnieszka została “ adoptowana” troszkę później, bo dopiero w liceum, ale od tamtej pory też już jest:) Skład od lat ten sam, powiększający się teraz sukcesywnie o drugie połówki:) Nurka też od lat zawsze z nimi..wycieczki po Kampinosie, gdzie te konie o osiem lat starsze posuwały na dużych rowerach, a moje biedactwo tłukło za nimi kilometry na małym rowerku.Paru sztuk jeszcze tutaj brakuje, ale jak prace będą trwały nadal, to pewnie i resztę będziecie mieli okazję poznać
Ryb było mnóstwo, a ponieważ Piotruś okazał się mistrzem w wyławianiu, więc Agnieszka z Lulkiem robili za naganiaczy, Madzia łowiła w basenie, Nurka świeciła lampką nocną, jako ,że połów przeciągnął się do późnych godzin wieczornych, a ja robiłam zdjęcia…do czasu…w pewnym momencie mój najwspanialszy na świecie aparat, przestał robić zdjęcia, a jak robił to i tak nie łapał ostrości…niestety tak mu zostało do dziś..
W końcu większość ryb została wywieziona. Rano wstałam, zaglądam do basenu, a tam jeszcze z 50 sztuk pływa…o mamuniu, normalnie niekończąca się historia :) Staw był piękny, czyściutki i po brzegi wypełniony wodą,byłam szczęśliwa i strasznie dumna:))))
Pełna werwy,rozebrałam do końca wodospad, ale ponieważ jest zdecydowanie mniejszy, wieczorkiem dałam spokój..myślę, zrobię resztę jutro- nie wytrzymam dłużej, nie mam siły, muszę choć chwilę odpocząć i poszłam do sypialni czytać książkę..nie wiedzieć kiedy usnęłam, obudziłam się o 4.30 nad ranem, w pełnym opakowaniu, kucyku na głowie i z resztkami makijażu na twarzy :) Chyba byłam naprawdę bardzo zmęczona. Poranek okazał się okropny.Nie dość,że bolała mnie każda cząstka ciała, bo spanie w krótkich spodenkach, co to kwiatki szydełkowe wszędzie mają i wbijają się jak kamulce w ciało przy leżeniu, nie należy do przyjemności, to do tego … WODY W STAWIE UBYŁO ! Powinnam się popłakać ze złości, albo co najmniej zabluzgać, ale chyba nie mam siły nawet się już złościć .Dzisiaj od rana wyławiałam z Madzią i Nurką resztę rybek, i razem z moją Mamą pojechałyśmy zwrócić im wolność. Teraz skończę basen ( he, he…będę się miała przynajmniej gdzie utopić :) i wrócę znowu do kamieniołomów.
A poniżej jeszcze jakiś kawałek, biało- niebieskiego, postu zaległego, o którym zupełnie zapomniałam..jeszcze kwitną śliwy, hiacynty i magnolie :)
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę pięknego, upalnego tygodnia:)