Plany były, z dwóch górek miałam pousuwać zeszłoroczne badyle, ale…wpadła sąsiadka…na chwilkę…tylko na herbatkę:) Uwielbiam pić herbatę, ładnie podaną, od razu smakuje bardziej wytwornie, nawet ta najzwyczajniejsza, a ja czuję się lepiej i wszystkie smutki znikają .Zaraziłam tym mnóstwo znajomych, którzy zaczęli pijać herbatę z filiżanek, podaną na ładnej tacy i serwetce. Z sąsiadką raczymy się herbatkami notorycznie, raz u mnie, raz u niej:)
Tak więc wydudliłyśmy jeden dzbanek ,potem drugi – bo my obie lubimy herbatkę i ploty:) Minęła godzinka, potem druga:) Górki poczekają, w końcu człowiekowi też się coś od życia należy.
I właśnie za takie niezobowiązujące herbatki kochałam swoją wioskę, za to,że rano można było polecieć w szlafroku, chodakach i z kubkiem gorącej herbaty, że nie trzeba było specjalnie dzwonić, umawiać się, a człowiek był zawsze mile widziany. Mile widziana jestem do dzisiaj:), ale o szlafroku mogę zapomnieć, wioskę moją cichą i spokojną, gdzie się ognicha na drodze paliło, bo nic tędy i tak nie jeździło, zaczęły nawiedzać tłumy najeźdźców z Warszawy:( Już nie jest miło, cicho, sielsko i spokojnie…no bo niby jak mam paradować w szlafroku, jak obok co chwila przemykają nowobogaccy w kabrioletach?! Panowie w garniturach i biznesman w garsonkach ?:( Kiedyś człowiek wyszedł do sklepu i kogo by po drodze nie mijał to wszystkich znał, teraz nie mam nawet pojęcia kto mieszka na mojej ulicy.
Z założenia jestem domatorką i pomimo tego,że znam mnóstwo ludzi, generalnie kontakty utrzymuję tylko z paroma osobami. Szkoda mi czasu na ludzi pustych, nudnych, zawistnych, pędzących za pieniędzmi i karierą…to nie jest mój styl życia. Na przyjaźniach zawiodłam się parokrotnie,więc bardzo długo nie miałam przyjaciół… tylko znajomych…bardzo, bardzo dobrych znajomych. I z tych paru bardzo, bardzo dobrych znajomych, po latach zrobili się prawdziwi przyjaciele, to ludzie do których mogę pójść o każdej porze dnia i nocy, to ludzie, którzy gdyby coś się działo pojadą ze mną na drugi koniec Polski, bez słowa skargi, bez pytania, rzucą wszystko… ot tak..bo trzeba pomóc.
No tak, miało być o herbatce, a jest o wszystkim…tak to już ze mną jest:( Reasumując , chodzi o to,że moje ukochane, wyśnione, wymarzone miejsce na ziemi, zmienia się. Tęsknię za takimi herbatkami w szlafrokach, za bażantami, na których mój kot usiłował codziennie odlecieć, za ogniskami na drodze,za łosiami spacerującymi po ulicy, za dzikami usiłującymi dostać się w nocy do ogrodu, za ciszą ,za przestrzenią… zaczynam się tu dusić i stąd pomysł sprzedaży domu. Wahamy się ,myślimy co dalej …kochaliśmy to miejsce, w ten dom włożyliśmy mnóstwo serca i pracy. Nie wiem czy się odważymy, czy damy radę.. mam plan pięcioletni, więc mamy czas..
A na zdjęciach mój serwis codzienny, w delikatne dzikie różyczki:) Pomimo tego,że jak najbardziej współczesny, bardzo go lubię. Zawsze wygląda tak świeżo i delikatnie , poza tym ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę, bo można go kupować na sztuki. Wycwaniłyśmy się z koleżanką i mamy takie same:))) Co prawda mam serwis na 24 osoby, ale zdarza się ,że w święta bywa u mnie trochę więcej gości, poza tym nigdy za dużo półmisków, miseczek czy świeczników, wtedy wystarczy jedynie telefon i za 5 minut brakująca zastawa wjeżdża na stół.