sobota, lutego 27, 2010

Moja wielka miłość – porcelana Weimar i nie tyko….

Moja wielka miłość – porcelana Weimar i nie tyko….

sobota, lutego 27, 2010

Moja wielka miłość – porcelana Weimar i nie tyko….



IMG_2286-1
IMG_2285-1
IMG_2282-1
IMG_2290 IMG_2277-1  IMG_2278IMG_2281
Oj mam jej naprawdę dużo- taką trochę wiekową- jak na zdjęciach  powyżej i taką już zupełnie współczesną…nie mogę się jej oprzeć. Komplet na zdjęciach uwielbiam…jest kobaltowy ze złoceniami, rzadko go używam bynajmniej nie dlatego,że szkoda, tylko dlatego,że ręcznie trzeba go zmywać:(, bo złocenia schodzą…kiedyś się nawet pokusiłam o przetestowanie w zmywarce:)A poza tym, jest to komplet jedynie na 6 osób, choć wydaje się większy, ale są tam świeczniki, popielniczki, cukiernice, wazony itp.. U nas zawsze jest duuużo więcej gości, tak więc na tą okoliczność zakupiłam komplet 26 osobowy, zupełnie współczesny, ale też mi się podoba…w zmywarce ponoć też nie można zmywać, ja to robię od paru lat i uszczerbek na wyglądzie jest niewielki- kiedyś go Wam pokażę, a dzisiaj zaczynam od najcenniejszego skarbu:)
    Od dłuższego czasu usiłuję zapanować nad swoją manią kupowania porcelany, ale uczciwie przyznam, że jest ciężko.Są rzeczy, którym nie mogę się oprzeć między innymi to porcelana, buty i.....
UWAGA, UWAGA...: papier toaletowy:) , tak , tak nie przewidzieliście się:) to takie moje małe, niegroźne hobby:)))))
Dzisiaj będzie tak króciutko, bo korzystając z tego,że mogę pisać nadrabiam zaległości blogowo- mailowe.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu.

piątek, lutego 26, 2010

Wiosna co raz bliżej, Osiołkowe sprawki i dzięcioł na drzewie?

Wiosna co raz bliżej, Osiołkowe sprawki i dzięcioł na drzewie?

piątek, lutego 26, 2010

Wiosna co raz bliżej, Osiołkowe sprawki i dzięcioł na drzewie?

 
Dzień robi się co raz dłuższy, słonko nieśmiało wychyla się zza chmur, w ogrodzie śpiewają ptaki…powolutku i my zaczynamy czuć powiew wiosny. Że dzieci mam kochane, o tym już z pewnością niejednokrotnie pisałam, że bardzo kochają swoją mamę- pewnie też:), a że mama kwiatki kocha? – o tym chyba jeszcze nie było, ale moje dzieci, wiedzą o tym doskonale!
Pierwsza ze szkoły wróciła Nurka przynosząc, przepiękne, pachnące, malutkie goździki…Mamo,wiosnę spotkałam, kwiatki mi dała dla Ciebie!...
IMG_2260-1

Po pewnym czasie przyszła Madzia…Mamuś, wiosnę spotkałam, kwiatki mam dla Ciebie!....
IMG_2252-2

Czasami nie mogę się nadziwić… jest między nimi osiem lat różnicy, a momentami zachowują się jak bliźniaczki:))) Robią dokładnie to samo, jakby się umówiły!
Dzięki Ci Panie za dzieci słodkie, bo mojego Miśka jakoś wiosna twardo omija i nigdzie jej spotkać nie może!

Osioł chyba też wiosnę poczuł i z domu chciał prysnąć! Podejrzewam,że zaczyna przeżywać drugą młodość. Późnym popołudniem Madzia wychodząc, wypuściła psy do ogrodu. W domu grał telewizor, zmywarka działała, pralka wirowała, panował jak co dzień ogólny gwar i harmider i jakoś tak nikt nie zwrócił uwagi ,że psów nie ma. Generalnie zawsze jak chcą wejść ( a dzieje się tak po średnio minucie pobytu na dworze), stają pod drzwiami i szczekają na zmianę. Osioł wyje i śpiewa, naprawdę ciężko go nie usłyszeć- sam ma to szczęście,że nie słyszy,wiadomo jak to z głuchymi…zawsze głośno mówią - więc Osioł niestety też, ale tym razem, miał biedak pecha, bo furtka pod którą stał, jest w pewnej odległości od domu i nikt go nie słyszał, aż do momentu kiedy to wracając, Magda się na niego natknęła i natychmiast zadzwoniła do nas z prośbą żebyśmy biegiem do ogrodu wyszli, bo Pejk utknął w furtce. Wyszliśmy , wyła ta sierota w niebogłosy, zaklinowana na amen pomiędzy prętami furtki.
IMG_2206-1IMG_2207-1IMG_2208-1
Ani  do przodu, ani do tyłu…nic , tkwił tam na stałe. Ciągnęliśmy, pchaliśmy…nic z tego. Mówię do Miśka,żeby diaksa wziął, że trzeba będzie pręty przecinać, Osła jakoś kocami osłonić,żeby się nie sfajczył,  wyjścia nie ma…rzuciłam dla żartu,że jeszcze tylko fotki mu cyknę:), ale Misiek stwierdził,że to nie jest głupi pomysł, że przecież jak wlazł to i wyleźć jakoś powinien i jakby mu tak pobłyskać, to może w panice jakoś  się wycofa.
Misiek ciągnął za skórę, Madzia pchała, a ja błyskałam fleszem po Oślich oczach…
IMG_2209

Po paru minutach udało się, Osioł sam wrzucił wsteczny i jakoś wspólnymi siłami udało nam się go uwolnić. Cały roztrzęsiony leciał w podskokach do domu, Misiek krzyczał, żebym biegiem usiadła przed  komputerem i ciałem własnym osłoniła sprzęty elektroniczne,bo teraz to na pewno znowu nasika,a wtedy to on go już ubije jak psa!
No więc, usiadłam:) I relację zdałam:)
Panu Kotu, też odbija na wiosnę i w dzięcioła się zamienia…pół dnia usiłuje dostać się do słoninki, która wisi ( właśnie ze względu na koty) , bardzo wysoko na drzewie, a najgorsze jest to,że lawiruje na cieniutkiej gałęzi prosto nad stawem! Nie dość,że cały czas ma łysą szyję, po operacji, to jeszcze jak wpadnie do wody, zapalenie płuc murowane!
Ostatnio zaktualizowane14

wtorek, lutego 23, 2010

Ogrodowe historie cz. VI -chwasty i ogród wędrujący- czyli coś dla leniwców

Ogrodowe historie cz. VI -chwasty i ogród wędrujący- czyli coś dla leniwców

wtorek, lutego 23, 2010

Ogrodowe historie cz. VI -chwasty i ogród wędrujący- czyli coś dla leniwców

Mam nadzieję, że Was nie zanudzę tymi ogrodowymi historiami, ale jakoś nic mi się nie chce robić ,a że spać nie mogłam, więc oglądałam sobie zdjęcia z ogrodu i tak się jakoś rozmarzyłam i zatęskniłam za wiosną,że siedziałam i oglądałam, oglądałam…a jak oglądałam , to zaczęło mi się przypominać i tym oto sposobem powstał kolejny post z cyklu:)
O tym,że ogrodnikiem jestem niedoskonałym chyba już wspominałam…kocham roślinki, kocham przebywać w ogrodzie, mogę nawet wykonywać z pewną dozą przyjemności prace murarskie, mogę kopać doły i sadzić rośliny…ale pielić nie mogę!. Nie lubię syzyfowej pracy. Ja wyrywam- zielsko za chwilę rośnie:( Paranoja jakaś..coś musiałam wykombinować,żeby ogród był ładny, z mnóstwem kwiatów, a nie tylko z iglakami…no i żeby pielenia nie wymagał.Cuda robiłam, nawet folię rozkładałam, wycinając w niej maleńkie dziurki na roślinki…na nic…zielsko rosło !  I któregoś dnia zauważyłam,że jak roślinki są blisko siebie i bardzo gęsto posadzone, bo się akurat przypadkiem rozrosły - czyli zupełnie nieksiążkowo, to wtedy chwasty szans nie mają ! Zaczęło się więc wielkie dosadzanie i przesadzanie:) Gęsto jest i zupełnie nie przejmuję się tym,że niezapominajki przerastają róże. Oczywiście mam sąsiadów którzy mówią…Pani Elizo…no jakże tak można,odpowiadam-  no cóż mnie się właśnie tak podoba:),no nie…gdyby u mnie tak było…no to wnioskuję z tego,że u mnie jakoś tragicznie być musi !!!! I patrzą na mnie ze zgrozą w oczach. U nich faktycznie tak nie ma, kwiatki rosną w pięknych klombach z samochodowych dętek, albo każda roślinka jest otoczona kamyczkami pomalowanymi na biało, wszystko ma swoje miejsce, z groty “matki boskiej” wypływa strumyczek nad którym krasnal pomieszkuje, a chwast jest wrogiem, więc moi sąsiedzi pół dnia spędzają na czworaka z nosem przy ziemi, aż dziw bierze,że przez lupę nie oglądają, czy aby czegoś, co właśnie zaczyna z ziemi wychodzić nie przeoczyli:) Więc naprawdę cieszę się,że Wam się podoba, bo mnóstwo ludzi patrzy tu na mnie bardzo litościwie i ze szczerym współczuciem, że nie wspomnę już o wyrzucie w oczach w momentach kiedy oni pielą na klęczkach, a ja perfidnie zamiast do roboty się zabrać wyleguję się na hamaku! Ale to tylko sąsiedzi:) Bo są i tacy, którzy zatrzymują się pod płotem i zdjęcia robią, są tacy, którzy proszą czy mogą wejść, tak więc ogólnie chyba w większości ogród choć taki fuj…niechlujny, zyskuje aprobatę:)



Wszystko zagęściłam, nie dość ,że ogród wyglądał od razu piękniej , to okazało się,że chwasty zaczynają przegrywać walkę! Po pewnym czasie zaczyna powstawać oczywiście nadprodukcja…kwiatki się rozrastają, krzewy też..no więc wtedy za łopatę i myk… w inne miejsce!
Kosmos ( na zdjęciu poniżej) z rabaty przewędrował na ścieżkę zarósł ją całkowicie, ale nie miałam sumienia go wyrywać, więc wchodziliśmy bramą, bo komu by takie piękne kwiatki przeszkadzały ?- wiem:)))) Moim sąsiadom, bardzo przeszkadzały, nie mogli sobie odpuścić, żeby o tym nie mówić, jak tylko mnie spotkali…no , bo jakże to tak,żeby do furtki dostępu nie było?! Tak przecież nie można, to nieestetyczne:) I powiem Wam w sekrecie,że mnie to wcale nie denerwuje, jak oni tak gadają, wręcz przeciwnie- ubaw mam niesamowity…gdybyście te ich miny zobaczyli, to zgorszenie i dezaprobatę…:)))            Z ledwością wysłuchuje tego z kamienną twarzą:)
P4220107-1
DSCN8483
Nie wiem czy znajdzie się w moim ogrodzie jakaś roślina, która nie była co najmniej jeden raz przesadzona! Znajomi przychodzą i mówią..ojej, głowę bym sobie dała uciąć ,że tu rósł świerk:)I tym oto sposobem, doszliśmy do wyjaśnienia tajemniczego zwrotu “ogród wędrujący” Najwięcej razy przesadzana była chyba sosna conica, okaz to był w tamtych latach nieziemski i odkładałam pieniądze ,żeby ją sobie kupić, miała całe 7cm wzrostu i kosztowała fortunę! Posadziłam ją pod płotem …Misiek z roboty wrócił, a ja mu dumna okaz świeżo nabyty pokazuję, popatrzył na mnie i mówi: Ptysiu, przesadź,że gdzie bliżej tego bonsaia , tutaj go nawet nikt po 10 latach nie zobaczy,Obraziłam się…po roku przesadziłam, bliżej domu, wolniutko to strasznie rosło…co roku wędrował co raz bliżej (łącznie chyba ok. 10 przeprowadzek:) Dzisiaj jeden rośnie…na tarasie:), a drugi przy oczku - oba mają po 11lat, z tym,że jeden jest w kształcie stożka , a drugi kuli:))), kuleczka ma może z 20cm wysokości! Wcześniej jej miejsce zajmował świerk, ale igiełki mu spadały, więc znalazł sobie inne miejsce i tam mu dobrze.
DSCN5335-1
DSCN5534 
.Z reguły przesadzam coś po dokupieniu kolejnego okazu, który to właśnie najlepiej będzie wyglądał w miejscu, gdzie już coś obecnie rośnie,no więc cóż robić…trzeba wykopać, a później biorę toto w ręce i latam po całym ogrodzie, przymierzając ją w co raz to inne zakątki, aż w końcu znajdę ten docelowy…oczywiście do momentu kiedy to nie zakupię kolejnego okazu:) Tak samo robię z roślinami , które źle, albo słabo rosną…nie przejmuję się wielkością, wykopuję i przesadzam…jak coś kiepsko rośnie i się męczy, to myślę,że albo mu pomogę, albo zdechnie i wtedy skrócę tylko jego męki:) Z reguły nie zdycha , myślę i chyba jeszcze nic nie zdechło po przesadzeniu, o! oprócz jednej gruszy na początku !  Nie przygotowuję w żaden sposób roślin, biorę łopatę , wykopuję jak lekkie, to w łapki i przesadzam, a jak duże – to wtedy na folii ciągnę. Nie mniej jednak nie polecam takich praktyk, dużo pism fachowych się naczytałam i wiem,że tak się niby nie powinno robić…że okopać trzeba, korzenie podwiązać, poczekać parę miesięcy ( przy dużych okazach), ja łopatą lecę po korzeniach i tnę jak leci niczym się nie przejmując- i jeśli ktoś tak zrobi, to na własną odpowiedzialność:) Ja wiem,że tak nie można:)W ten sposób na przyczepie przywieźliśmy do nas 20-letnie bukszpany z Mokotowa, które miały trafić na śmietnik…, a które rosną już u nas w trzecim miejscu:), na zdjęciu jeszcze nie przycięte, świeżo po przesadzeniu i ukształtowaniu kolejnej górki.
DSCN2053-1
Sosnę Panderozę wyżebrałam w centrum ogrodniczym….była przywalona chwastami ,miała połamane gałązki i leżała na ciężarówce taka malutka i samotna…wywalić chcieli, ale oddać za darmo nie…wydziadowałam ponoć chorego, zainfekowanego  chwasta, a dzisiaj wygląda TAK! Odwdzięczyła się bidula za danie szansy na życie.
DSCN3410
Najgorsza jest wiosna, bo wtedy jednak trzeba trochę wypielić,żeby dać szansę wyjść tym właściwym roślinkom z ziemi…ale tylko trochę, nie popadajmy w obłęd i przesadę. Ja głównie ograniczam się do usunięcia zeszłorocznych pędów i wyrwania gwiazdnicy, co daje efekt krótkoterminowy, ale wystarczający,żeby już kwiatki zdążyły wyjść z ziemi i  się zagęścić. Żeby i na wiosnę było jak najmniej problemów z pieleniem, gdzie tylko się dało poupychałam rośliny cebulowe:)Nie ukrywam,że przy wiecznym wykopywaniu cała masa uległa uszkodzeniu, na sposób się wzięłam i cebule wpycham teraz w kępy roślin wieloletnich! Sposób sprawdzony- polecam- nim kwiatki letnie zasłonią kwiaty wiosenne, to te już zdążą przekwitnąć, a do tego nie widać później paskudnych pożółkłych liści i badyli ( których usuwać nie wolno, dokąd całkowicie nie zwiędną) bo świeże roślinki je zasłaniają!
Ale jest taki jeden, znienawidzony przeze mnie chwast, z którym rady sobie dać nie mogę – PODAGRYCZNIK się nazywa! To ta piękna dzika marchew, którą tak chętnie na wiosnę znosimy do domów, te cudne , białe baldachy kwiatków ! Zaczynam z nim nierówną walkę w tym roku, więc z pewnością opiszę.
DSCN1856
A,że kwiatki wchodzą trochę na świerk, że tulipany wystają z środka krzaka,że wiśnia rośnie w rozłogach irgi,że z gałęzi bzów wyrastają jabłka ? A komu to przeszkadza?Niektórzy wolą pielić , a inni się lenić:)
DSCN1887
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie,życząc udanego dnia!

poniedziałek, lutego 22, 2010

Ogrodowe historie cz. V- oszukana perspektywa

Ogrodowe historie cz. V- oszukana perspektywa

poniedziałek, lutego 22, 2010

Ogrodowe historie cz. V- oszukana perspektywa

Patrząc na szary i ponury krajobraz za oknem w końcu i ja zatęskniłam do wiosny:) W związku z tym powstał “kolejny odcinek” ogrodowych historii o tym jak to wzrok można oszukać i jak wszystko wydaje się inne niż jest w rzeczywistości:) Swojego czasu mieszkałam na odludziu, na około były same działki i było po prostu bosko! Nie zdecydowałam się na wymianę płotu ani na malowanie ogrodzenia, gdyż zardzewiała, pogięta  siatka doskonale wtapiała się w krajobraz, a wzrok sięgał aż po skraj lasu, omijając po drodze przecudne łąki. Idylla nie trwała wiecznie, a że ceny ziemi osiągają  u nas niewiarygodne wprost kwoty, więc i działki na których budują się domy są maleńkie…na skraju puszczy wygląda to idiotycznie , domy powoli zaczynają przypominać szeregowce z maleńkimi przedogródkami. I tak oto któregoś pięknego dnia , takie oto cudo ukazało się moim oczom ( zdjęcie poniżej), dom budowany w ostrej granicy, oczywiście bez okien, z wielką betonową ścianą…Mało nie umarłam z rozpaczy



Ale wracając do tematu…dom , który widzicie na zdjęciu stoi na trzeciej działce! Niestety tuje które wcześniej posadziłam wzdłuż ogrodzenia, ukradli mi w nocy w ilości sztuk 50. Posadziłam kolejne…zdechły, bo …brzozy…wiadomo, pod brzozami nic nie rośnie i każdy zdrowo myslący człowiek o tym wie, ja oczywiście myślałam,że moje wyrosną, bo przecież tak bardzo były mi potrzebne ,żeby widoki cudne zasłonić. Jak już pisałam we wcześniejszych odcinkach, cały czas czegoś mi brakowało…było jakoś tak płasko i ogród wydawał się przez to malutki, dumałam i dumałam co z tym zrobić i olśnienie na mnie spłynęło! Tak powstała pierwsza górka. Tak, tak moi drodzy, mój ogród jeśli chodzi o ukształtowanie terenu przypomina Bieszczady:))). Misiek ma mnie juz dosyć, ale wymurował z tyłu murek oporowy z betonowych pustaków, a ja twardo zaczęłam usypywać tam górkę….murek musiał być, bo górka , biegnie wzdłuż podjazdu i jest wąziutka, a przy tym bardzo stroma. Betonowych prefabrykatów nie cierpię całym sercem, drewniane ogrodzenie też nie wchodziło w grę, działka jest wąska i jedyne co bym tym osiągnęła to efekt pudełka…no musiały być te tuje. Nie wiem jak w waszych okolicach, ale u mnie ziemia jest potwornie droga…za wywrotkę glininej miernoty trzeba zapłacić ok 800zł, a starcza to na…no na bardzo mało, więc tych wywrotek potrzebowałabym mnóstwo. Kolejny problem, bo szlag mnie trafia jak mam płacić za ziemię, na której ostatecznie mieszkam i której jest pełno wszędzie…ale ogród mam, więc mnóstwo badziewia w postaci chwastów i gałęzi też:))Drzewa natychmiast przycięłam i rzuciłam gałęzie na ziemię, wypieliłam cały ogród- rzuciłam na gałęzie, obierki i cała reszta śmieciuchów domowych zielonych- na górkę! No rosła w oczach:) Trawa koszona, nawet przed ogrodzeniem wzdłuż drogi wszystko wypieliłam, co by zieleniny pozyskać…ja podlewałam-badziew osiadał…deptałam,skakałam po tym , aż uzyskałam odpowiedni kształt, a na koniec…wszystko przykryłam cieniuteńką warstewką ziemi- i miałam swoją górkę po taniości:) Warstwa ziemi była naprawdę cieniutka, bo wszystkie rośliny sadziłam nie w ziemi , ale w tym chwastowisku pod spodem…doszłam do genialnego wniosku,że przecież kiedyś się to wszystko rozłoży i czarnoziem normalnie będzie…Obiekcje miałam, a jakże, ale nic nie zdechło i cudnie rosło mając tyle substancji odżywczych:))). Na samą górę poszły tuje, wymyśliłam sobie,że jak będą tak wysoko, to i brzozy im nie zaszkodzą i chyba dobrze sobie wymyśliłam, bo pięknie rosną po dziś dzień:)
DSCN9468-1DSCN9475 Było cudnie i od razu wszystko wydawało się wyższe i większe, więc tym samym sposobem zaczęły powstawać kolejne górki i wzniesienia. Trzeba było jakoś wizualnie zasłonić podjazd , tak żeby nie był widoczny od strony ogrodu . Dom mam w sporej odległości od drogi więc i podjazd jest dosyć długi. Za podjazdem…wąziutka góreczka z tujami. I rabatka poniżej, jest chyba jedyną w ogrodzie, która jest na równi z poziomem ziemi, ale to jedynie dlatego,żeby od strony ogrodu uzyskać efekt roślinności porastającej piętrowo stok:)))
Na początku było tak…nędznie,prawda? Ale i tak o niebo lepiej od pierwszej fotki:)
Obraz 156-1
Po roku wyglądało tak
DSCN2408
A teraz jest tak
DSCN9464-1
DSCN9463-1
Chyba się udało:)))No bo gdzie jest podjazd:)?Dom sąsiada też został osłonięty ścianą roślinności. Straciłam piękną, naturalną panoramę, więc musiałam zastąpić ją własną, sztuczną.
DSCN5461-1
Płaska rabatka przechodzi oczywiście w …górkę:))) A ta z kolei skrywa bramę wjazdową:) Ale o tym już następnym razem, bo chyba zdjęć mi brakuje.Niestety pojawił sie kolejny problem, działka za płotem została sprzedana i buduje się na niej dom:(, a ja swoje bieszczadzkie pagórki będę musiała chyba na Tatry zamienić:(
Na blogach juz czytałam ,że ludzie chcieliby zwiedzić mój ogród:)))Hi, hi…dużo byście się nie nachodzili, on tylko wydaje się duży:) To górki, ścieżki i przeróżne wydzielone zakątki sprawiają,że wydaje się inny niż jest w rzeczywistości. Do perfekcji mu jeszcze daleko, w zeszłe lato miała powstać kolejna górka, niestety , sił mi zabrakło.

sobota, lutego 20, 2010

Ale to już było…czyli łazienka na parterze

Ale to już było…czyli łazienka na parterze

sobota, lutego 20, 2010

Ale to już było…czyli łazienka na parterze

 
Ponieważ parokrotnie dostawałam od Was maile z prośbą o przedstawienie łazienki z szerszej perspektywy, postarałam się tym razem naprawdę , ale nic więcej wycisnąć się z niej nie da:(  Sporo tam skosów, schodków i zaułków i choć przybierałam najdziwniejsze pozy i tak nie udaje mi się jej objąć w całości

IMG_2157-1IMG_2162-1
IMG_2159-1 IMG_2158-1
IMG_2155-2 IMG_2154-1 IMG_2150-1 IMG_2151-2
Jedno co jest zdecydowanie lepsze to kolorystyka – zdjęcia oddają ją idealnie. No i przy tym aparacie mogłam uchwycić szerszy kąt, tak więc mam nadzieję,że tym razem będzie ok:)
Pozdrawiam Wszystkich zaglądających serdecznie, życząc udanej soboty.

czwartek, lutego 18, 2010

“ W moim ogrodzie gdzie długa zima….

“ W moim ogrodzie gdzie długa zima….

czwartek, lutego 18, 2010

“ W moim ogrodzie gdzie długa zima….



…zmroziła wszystkie ciepłe uczucia…

 IMG_2094 IMG_2090
ogrodowa latarenka IMG_2097
….w moim ogrodzie gdzie strumień źródła, zastygł w bezruchu , a czas umyka…” 

Post, troszeczkę testowy, ponieważ od paru dni coś się dzieje z moim blogiem. Dzisiaj udało mi się zalogować i odzyskać zdjęcia dzięcioła:), a także parę innych. Pozostaje tylko czekać,że może coś się poprawi i nie zniknę całkowicie. Nie mam nawet pojęcia czy uda mi się zamieścić ten post. Komentarzy nie mogę nigdzie pisać, chyba że jako anonimowy:), kolęd też niestety nie mogę zmienić, bo pasek boczny odmawia współpracy, w związku z tym musicie wyłączać głośniki, bo kto wie czy już tak nie zostanie do kolejnych świąt:))) Poprzedni post jakoś się rozjechał okrutnie, ale ogólnie dobrze ,że chociaż jest i szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy samo się naprawiło, czy może ja pomogłam, bo siedzę tu i klikam od paru godzin.
No dobra,czas na próbę generalną…będzie post na blogu czy nie? Ot zagadka!

wtorek, lutego 16, 2010

Bez większych zmian

Bez większych zmian

wtorek, lutego 16, 2010

Bez większych zmian

Właściwie niewiele robię , więc i nie bardzo mam co pokazać. Pledzik wszystkim dobrze znany został ukończony i docelowo znalazł miejsce w pokoiku Dominiki. Zdecydowanie zyskał na wyglądzie po skończeniu i okazało się,że jest na niego paru amatorów:)


Zasoby włóczek z dawnych lat jeszcze dosyć pokaźne, więc zaczęłam dziergać kolejny “babciowy” pled…po zrobieniu paru kwadracików jestem do niego tak samo nie przekonana jak i do poprzedniego, pozostaje mi jednak wierzyć,że w trakcie znowu się spodoba…jak nie zawsze można wywieźć go na działkę:)
Ogród pomimo zimy tętni życiem…dzięcioł jest już stałym bywalcem i bez problemu daje się fotografować.
  

A ja haftuję dalej, choć niedługo chyba wszystko ze złości porozrywam , idzie jak po grudzie…te kolory doprowadzają mnie do szału, fiolet okazał się grafitowy, brąz – zielony... Chyba tyle samo czasu spędzam na haftowaniu co i wypruwaniu tego, co już zrobiłam..nigdy w życiu nie kupię więcej Ariadny!  Poniżej wersja jeszcze robocza i wielu krzyżyków, nawet w tym co jest, brakuje…czekam ,aż mnie olśni i dobiorę względnie podobny kolor:(



  
Copyright © Utkane z marzeń , Blogger