środa, października 28, 2009
Mam i ja!
A właściwie będzie miała moja córka, bo to prezent.No taki prezent z którego jestem niesamowicie dumna , bo wiecie jak to u mnie z szyciem…. Nim pokazały się króliki na Waszych blogach, ja już je wyczaiłam na którymś z blogów skandynawskich…ludzie, jakże pragnęłam stać się szczęśliwą posiadaczką takiego królika. Patrzyłam się na niego i patrzyłam i dalej nie miałam pojęcia jak cudo owe można uszyć, aż któregoś dnia udało mi się dostać “przepis” od Iwjardim- nie było tylko napisane co do czego przyszyć:( na podstawie tego narysowałam wszystko odręcznie i wzięłam się do dzieła. Wycięłam korpusik, wypełniłam i pozszywałam…dziwny jakiś był , przyznam szczerze i nijak mi nie przypominał wymarzonego królika.Przyszła córka, skrzywiła się i pyta…” O Boże, cóż to znowu za koszmarek?”,młodsza wykazuje się większą dozą dyplomacji więc powiedziała tylko”….hmmmm…”, mężu stwierdziło, że matka wzięła się za produkcję kadłubków i wspólnie z dziećmi zaczęli się śmiać.No szlag mnie trafił, szycie skończyłam, a Kadłubek stał się ulubioną zabawką Demona ( teraz już przez duże K , bo to jego imię jest- Kadłubka znaczy). Mijały dni…a ja oglądając blogi cierpiałam co raz bardziej…wszędzie były króliki! Wszędzie , tylko nie u mnie! Któregoś dnia zostałam sama, nikt mnie nie widział, więc ponownie zabrałam się do dzieła. Na początku wszystko wycięłam i poprzykładałam do siebie,żeby zobaczyć, czy to jest aby na pewno królik . No chyba był, nawet trochę podobny, zszyłam wszystko….i BYŁ…. PIĘKNY…., ślepy jeszcze i goły, ale na pewno to był jednak KRÓLIK!!! Nadziwić się nie mogłam, głaskałam, stawiałam przy lampie, przy zegarze i nogę na nogę mu zakładałam…cudo po prostu:)))) No to teraz ubranko królicze pozostało…, gacie jakieś znalazłam w necie, po wielu próbach udało mi się je uszyć i dziury w kroku nie mają, choć z wykroju jasno wynikało,że dziura jest nieunikniona! Nawet poprosiłam o pomoc Marcina i jemu po złożeniu papierków, też dziura wychodziła, mówi zszyj to…zobaczymy…no i nie ma dziury…cuda normalnie! Ale kapelusz…wiadomo, królik musi go mieć.Wykrój też znalazłam- placek taki zwykły, a jakże…wycięłam…też nie było jak zszyć, więc położyłam mu to na głowie i cholera dalej plackiem było, a nie kapeluszem! U Alizee podejrzałam,że tam z boku jest szew, więc zaczęłam te dwie części po kawałku zszywać i wywijać, zszywać i znowu przymiarka….wyszedł placek, tylko podwójny…:(W końcu coś mnie tknęło i wcisnęłam te dwa placki w siebie! Był kapelutek!!!Koroneczki i kokardeczki podoszywałam…no ozdoby to już sama umiem dodać bez wykroju. I mam królika!!! Jestem szalenie dumna, nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo, dla mnie to nie lada wyczyn taki królik! Nie umiem szyć, ale po króliku…to już pewnie trochę lepiej będzie, bo to przecież bardzo skomplikowana sprawa była.Tylko bardzo proszę się ze mnie nie śmiać, wiem,że dla Was to pewnie łatwizna, ale dla mnie to jakiś horror był! A ten kapelusz !!! Narzutę szybciej uszyłam niż tego królika! No, a później jak już miał oczy, nos i ubranie to nie mogłam się napatrzeć…zaczęła się sesja fotograficzna…Najpiękniej to on wyglądał przy zegarze, ale mój paskudny aparat w domu na małych przedmiotach ostrości nie łapie,więc wyszliśmy na dwór…na wianuszek, w krzaki, na zjeżdżalnię…mokro było, pięty trochę pobrudził, a prezentem ma przecież być:( Pokazałam Madzi w tajemnicy ….mówi: ”…śliczny mamuś jest”, no to ja,że jak jej się podoba, to ja jej uszyję, a jakże, wprawę już mam!…a ona, że nie..bardzo dziękuje, ale co ona z tym królikiem zrobi, przecież dorosła jest… No jak to co zrobi?!! No mieć będzie!!! Na komodzie postawi !!! i będzie podziwiać!!! Trudno, uszyję drugiego dla siebie, w spódniczce….
Nie wiem tylko czy z nią coś nie halo, czy może, ja już dziecinnieję, na stare lata ?
Poniżej ogrodowa sesja królicza