poniedziałek, sierpnia 31, 2009
Uwielbiam dziergać - nie lubię szyć.
Jak już wcześniej wspomniałam obrusik na mój ogrodowy stolik został ukończony! Trochę przez przypadek na dole jest falbana, przez przypadek, bo zaczęło się robić za szeroko ,a mnie szkoda było spruć i dziergać od nowa dwóch rządków. I to był szczyt głupoty, trzeba było spruć, a tak to tylko niepotrzebnie nadziergałam się więcej tych pierdół i pikotków, których w efekcie, przy pomarszczonej falbance i tak nie widać...ech życie!
No, ale ja w sumie lubię robić na szydełku, więc właściwie nie mam się co martwić, a falbana swój urok ma:) Poniżej fotki obrusu w pełnej okazałości. Ma 1,20 średnicy, więc nie jest taki malutki jak się wydaje na zdjęciach.
Cieszę się bardzo,że już skończyłam, bo poprzedni obrus, już mi się znudził, niestety, sądząc po dzisiejszej pogodzie, za wiele okazji do ucztowania przy nim już w tym roku nie będzie...tfu, tfu...obym się myliła, ale coraz częściej jakoś chłodem zawiewa:)
Cieszę się bardzo,że już skończyłam, bo poprzedni obrus, już mi się znudził, niestety, sądząc po dzisiejszej pogodzie, za wiele okazji do ucztowania przy nim już w tym roku nie będzie...tfu, tfu...obym się myliła, ale coraz częściej jakoś chłodem zawiewa:)
I tak jak lubię robić na szydełku, tak samo nie lubię szyć! Niestety jest bardzo wiele rzeczy które mi się podobają, właściwie niedostępne w sprzedaży, albo dostępne za jakieś chore pieniądze.A ja jak coś chce mieć , to muszę i już...długo nie dotykałam się do maszyny, w międzyczasie latek przybyło i cierpliwości myślałam, że też. Cierpliwości przybyło, ale nie do maszyny do szycia...brrrr....podziwiam wszystkich , którzy potrafią pięknie szyć (ukłony dla Yrsy z Zacisznej 13) . No więc w ostatnich dniach siedziałam i rzucałam mięsem, twardo szyjąc narzutę-pled na chłodniejsze dni...które już niebawem nastąpią.
Problem w moim szyciu jest niejeden, ale największy to chyba ten,że żebym nie wiem jak się starała i jak dokładnie wszystko wyliczała, to i tak nie jestem w stanie uszyć tego prosto! Ja nie umiem narysować nawet przy linijce prostej kreski, nie mówiąc już o wycięciu tego nożyczkami! No ułom krawiecki jestem i już!
Za szycie nie powinnam się brać, żebyście wiedziały ile ja swetrów wydziergałam w życiu na drutach, które zostały wyrzucone po latach , bo nie miał ich kto pozszywać! To dopiero trzeba być młotem!
Narzuta jest wielka...już ma 2,10 x2,10, a jeszcze trzeba jej doszyć takie obwódki na około, podszyć takim czymś puchatym( wiecie pewnie o co mi chodzi, to coś siedzi i w zabawkach , ale na narzutę to jest takie rozprasowane) i doszyć jeszcze materiał z drugiej strony i jeszcze PRZEPIKOWAĆ!!!
Mam nadzieję,że nie skończy tak jak swetry, choć muszę się pochwalić, że 18 lat temu już jedną uszyłam...wtedy płakałam jak szyłam, teraz już nie, więc chyba robię postępy:)
No krzywe trochę, te niektóre łączenia, ale pocieszam się tym, że jak to mówi mój mąż nikt z tego strzelać nie będzie:)
A że zawzięta jestem, więc skończę ten pled i pokażę ! Ale najgorsze jest to,moje dzieci już chcą następne :(
Jedno co mi się w tym szyciu podoba, to to, że szybko przybywa. Na szydełku człowiek dzierga i dzierga i dzierga...hafty tak samo, druty też, a tu...dwa wieczorki i po robocie...no super sprawa, nauczę się uwielbiać szyć!
W ogrodzie dojrzewają słoneczniki, maliny i winogrona...niedługo czas na winko i naleweczkę malinową, której będzie malutko, bo maliny cały czas giną śmiercią naturalną w moim brzuchu:(
Poniżej, zgodnie z obietnicą podaję przepis na kapary z nasion nasturcji:
50dkg owoców nasturcji
15 dkg soli
Zalewa: 1/2 szklanki octu 10-proc. na 3 szklanki wody
3 listki laurowe
po 6-7 ziaren ziela angielskiego i pieprzu
1/2 łyżeczki gorczycy
cukier do smaku
Zerwać owoce nasturcji gdy są w pełni wyrośnięte i równomiernie zielone.Żółknące się nie nadają.
Przebrać , podzielić na cząstki i osączyć z wody po umyciu. Wymieszać z miałką solą, przycisnąć talerzykiem i pozostawić w lodówce na 24 godziny.Po tym czasie odcedzić wydzielony płyn,przepłukać, a owoce zalać wrzątkiem( tak żeby były przykryte) i gotować na małym ogniu pod przykryciem, ok. 10-15 minut z dodatkiem 1 łyżki soli.
Przygotować zalewę ,zalać kapary gorącą( nie wrzącą) zalewą, zamknąć słoiczki i pasteryzować ok. 12-15 minut.
W necie jest sporo różnych przepisów, więc proponuję trochę poszperać- są z goździkami i cynamonem..widziałam też w oleju....chyba zależy co kto lubi, osobiście robiłam jeszcze w occie winnym- ale mają trochę inny smak, a mi zależy na uzyskaniu jak najbardziej zbliżonego do tego "sklepowego".
Teraz chcę spróbować przesypać solą...zobaczymy co z tego wyjdzie, ale takie solone przed blanszowaniem mają chyba najlepszy smak.Spróbuję:)
Wszystkim miłośnikom kaparów życzę SMACZNEGO!