poniedziałek, lipca 27, 2009

Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa....

Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa....

poniedziałek, lipca 27, 2009

Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa....

.......czyli niedziela w stylu country:)

z gitarą, kukurydzą i soczystymi jabłkami.


Poniżej moja urocza modelka, oczywiście niezadowolona ze zdjęć! Ale żebyście zobaczyli jakie ona nosi moje zdjęcie w portfelu i się nim zachwyca! Ślepa jakaś chyba jest, sama siebie nie mogę poznać, wyglądam jak własna babcia, a ona jeszcze złośliwie wszystkim je pokazuje! Biedni ludzie nie wiedzą co powiedzieć, nawet jej facet oglądając zdjęcie wpadł w konsternację i wydukał tylko, że jestem przystojna! PRZYSTOJNA!!! Nie ładna, nie piękna, nie młoda,nie interesująca, tylko cholera "przystojna"!
Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku,że dzieci są jednak podłe:)

Jak country to obowiązkowo musi być i o pociągu:)
Ostatnio jak byłam na działce zadzwoniła i powiedziała,że przyjedzie po pracy. "Ok- wyjdę po Ciebie na stację i przywitam z transparentem i kwiatami"
Jak powiedziałam tak zrobiłam i razem z Mamą , Wujkiem i Dominiką wyruszyliśmy na stację po drodze tworząc urocze bukiety z polnych kwiatów.
Ludzie o mało z pociągu nie powypadali, bo transparent był naprawdę duży.

Z pewnym zaniepokojeniem obserwuję ostatnio swój ogród i patrzę na te wszystkie anomalie. Ostatnio ponownie zakwitły bzy Meyera Palibin!, a tuż obok czerwieni się powoli dzikie wino i mahonia!
Perukowiec ma sporo żółtych liści, a brzoza zrzuca już niesamowite ilości! I powoli zaczynają zakwitać wrzosy!
Świat wariuje, a ja mam w ogrodzie wiosnę, lato i jesień jednocześnie!
Patrzeć tylko jak spadnie grad, to dojdzie jeszcze zima!

Poniżej troszkę ogrodowych kwiatów...tych typowo letnich:)




sobota, lipca 25, 2009

sobota, lipca 25, 2009

Ostatnio musiałam zwolnić trochę tempo życia, w związku z tym pomiędzy karmieniami, obowiązkami domowymi i pracą wyleguję się w ogrodzie, głównie czytając .

Ale nie myślcie,że mam już takiego strasznego lenia:) Po prostu chwilowo musiałam odstawić na bok prace fizyczne, a że bezczynnie nie umiem siedzieć więc zaczęłam dziergać na szydełku kolejny obrusik na mój okrągły stolik.

Prace w toku, wzór troszkę skomplikowany i posklejany z paru różnych zasłonek, serwetek i tego co mi się w głowie uroi:) Do końca jeszcze daleko, ale jeśli w międzyczasie się nie znudzę dzierganiem i nie zabiorę za coś innego, to efekt finalny pokażę.


Marcin chciał żeby kotek nazywał się Devil, ale ja byłam pełna obaw, że jak będziemy go wołać to wszyscy będą myśleć, że wołamy Debil :)
I tak oto po wielu debatach, naradach i głosowaniach rodzinnych ( niestety dzieci zaprotestowały i Joda nie wchodził w rachubę:( dostał imię Demon.
Charakterek nie do pozazdroszczenia, więc imię pasuje jak ulał:)

Zdjęcia z pierwszego spaceru po ogrodzie, wcale a wcale się nie bał... po prostu tak wygląda, a ja celuję w robieniu mu zdjęć gdzie wygląda jak niepełnosprawny umysłowo kot!

Kiedyś pokażę te jego zdjęcia...będziecie mieć ubaw.
Póki co w celu oswojenia Was z nowym mieszkańcem wybrałam najbardziej urodziwe fotki:)

Metka jest już po operacji, w trakcie okazało się ,że była znowu w ciąży....Teraz jeszcze na kastrację czeka Demon, coby biednym kotkom dzieci po wsi nie robił! Ale póki co jest dopiero po drugiej dawce na odrobaczanie...Buba ( dla niewtajemniczonych- królik) znowu ma problemy z zębami, przez dziesięć dni robiliśmy jej zastrzyki, żeby minął stan zapalny, we wtorek kolejna operacja...kolejne usuwanie zęba....
Zawsze chciałam mieć koty w prążki, łaty, bo choć ubóstwiam czarne to niestety są bardzo mało fotogeniczne:( Na zdjęciach wychodzi taka czarna plama i trzeba się bardzo nagimnastykować, żeby w jakimś stopniu to co na zdjęciu przypominało kota.Korzystając z okazji ,że Metka chodzi w kaftaniku cyknęłam jej pare fotek. Teraz przynajmniej widać gdzie ręce, a gdzie nogi:)




Serdecznie pozdrawiam Wszystkich Odwiedzających życząc udanej i słonecznej niedzieli.



sobota, lipca 18, 2009

Upalne sobotnie popołudnie

Upalne sobotnie popołudnie

sobota, lipca 18, 2009

Upalne sobotnie popołudnie

Właściwie nic się nie chce, żar leje się z nieba...ledwo dałyśmy radę pomalować leżaki. Drewno jest urocze, jednak jego wielkim mankamentem jest coroczna konserwacja:(

Po ciężkiej pracy i machaniu pędzlem coś się człowiekowi od życia należy, coś dobrego i słodkiego:)
Czyli podwieczorek nad basenem:)....

... i pyszne ciasto z bezą porzeczkową. Polecam, robi się błyskawicznie, ( ja swoje upiekłam w trakcie gotowania fasolki na obiad:), przepis idealny gdy dzwoni telefon, że za godzinkę będą goście.

Smakuje naprawdę wyśmienicie!

CIASTO Z BEZĄ PORZECZKOWĄ
3 jajka
150g cukru
1 łyżka cukru waniliowego
250g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
50g masła
5 łyżek mleka
szczypta soli
1 kg czerwonych porzeczek
200g cukru do białek

Oddzielić żółtka od białek. Żółtka utrzeć na puszystą masę z trzema łyżkami gorącej wody dosypując powoli 150g cukru i cukier waniliowy.Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, roztopić masło, ostudzić i dodać razem z mlekiem i mąką do żółtek. Piekarnik rozgrzać do 200'C. Blachę lub tortownice wysmarować masłem, rozsmarować ciasto i piec 15 minut. w tym czasie zerwać:) i umyć porzeczki. Białka ubić z solą dodając pod koniec cukier. Do piany dodać porzeczki. Piekarnik przestawić na 150'C, rozsmarować pianę na cieście i piec jeszcze 15-20 minut.

Do masy bezowej można dodac także inne owoce, więc ciasto uniwersalne.


ŻYCZĘ SMACZNEGO I TROCHĘ MNIEJ UPALNEJ NIEDZIELI !

czwartek, lipca 16, 2009

Wisniowe wariacje i ogrodowi goście

Wisniowe wariacje i ogrodowi goście

czwartek, lipca 16, 2009

Wisniowe wariacje i ogrodowi goście

W końcu i u mnie nastał czas robienia wiśniowej jatki w kuchni, na szczęście udało mi się wszystko skończyć jednego dnia.

Nie było tego dużo , bo tylko 7 kg. ale mam już dżemy z truskawek, a jeszcze w kolejce czekają powidła ze śliwek i dżemy brzoskwiniowe.

Dzięki Bogu za wynalazek typu drylownica! Pamiętam jeszcze czasy, kiedy doszłam do perfekcji z wydłubywaniem pestek agrafką lub spinką do włosów:)

Wyszło dziewięć , całkiem sporych słoiczków z dżemem

oraz wielki słój nalewki:) W mniejszym, prawie już gotowa nalewka na płatkach róż.

A poniżej ostatni ogrodowi goście:

ZASKRONIEC
KONIK POLNY WIELKOŚCI KUCYKA:)

MOTYLEK

BĄCZEK, A WŁAŚCIWIE TRZMIEL

COŚ OSOPODOBNEGO

I JESZCZE JEDEN MOTYLEK:)

A NA KONIEC ATRAKCJA ULICY...KLEMPA Z MŁODYM ( młodzież jeszcze malutka, więc nie widać jej na zdjęciu). Mój mąż pełen obaw boi się, czy łosie nie będą chciały u nas przypadkiem zamieszkać, bo pojawiają się coraz częściej pod naszą bramą:)

I tym miłym akcentem żegnam się,bo lecę z dziecięciem na horror do kina:)

środa, lipca 15, 2009

Pamiętnik Adamka

Pamiętnik Adamka

środa, lipca 15, 2009

Pamiętnik Adamka

Witajcie, po długiej przerwie. Mam skrytą nadzieję,że choć troszkę za mną tęskniliście!
Jestem już bardzo dużym facetem,większym od dużego kota, a im większym tym bardziej strachliwym i nieśmiałym, dlatego tak rzadko piszę. Mamusię swą kocham nad życie, choć ona mówi, że nasza miłość jest trudna i trzeba mieć do mnie świętą cierpliwość. No to prawda, raniutko mama bierze mnie z klatki na ręce, całuje , przytula i szepcze do uszka....Razem idziemy przygotować kaszę, którą ubóstwiam i nigdy z niej nie zrezygnuję, ale musicie wiedzieć, że jadam już kulturalnie z łyżki, a nie z pipetki! Później mamusia musi mnie posadzić,żeby nakarmić, no i wtedy coś we mnie wstępuje i uciekam pod łóżko,niby wiem,że to ona, niby słyszę jej głos, ale jak nie jestem na rękach to już nie jest tak bezpiecznie....Mama kładzie się koło łóżka i pokazuje kaszę, że trzeba zjeść, że śniadanko, że będę głodny...po ok. 30 minutach daję się przekonać i znowu jestem w jej ciepłych ramionach. Zjadamy kaszę i zaczynam pokazywać swoje skoki, a skaczę już bardzo wysoko, umiem robić obroty i wierzgać w powietrzu nóżkami.
Później idę do pokoju do siostry, bo mama mówi,że inaczej to całe życie spędzę pod łóżkiem. Dostaję zieleninkę, ziarenka i najsmaczniejsze kąski z ogródka, a mama idzie karmić kocie dziecko- mały żre jak wściekły i zabiera mi moją mamusię!

Za jakiś czas do mnie przychodzi i prosi żebym dał jej buziaka! Ludzie! Jestem wielkim facetem, a ona cały czas chce żebym ją całował...to nie jest normalne, ale siedzi i prosi, prosi...to podbiegnę i cmoknę ją jeden raz, jej mało i chce więcej...tak jak kiedyś...no nic z tego...wyrosłem i nie będę jej cały czas całował! Mama boi się o moje serduszko i na wszystkich krzyczy,że za głośno się zachowują i trzaskają drzwiami, a mnie się robią wtedy takie wielkie oczy!A oni mówią, że muszę się przyzwyczaić i że mama panikuje jak zawsze....tylko ona rozumie mój strach!

( uwielbiam zjadać ścianę , która jest za mną- co widać na zdjęciu)

U Dominiki pozwoliła mi sikać nawet na gazetkę, bo jak wskakiwałem do kuwety to robił się hałas i uciekałem tak, że o mało nóżek nie połamałem. Któregoś dnia mama weszła do pokoju i mnie woła...nigdy nie reaguję, ale ona jest uparta! Woła, woła .. i nie może mnie znaleźć, zagląda pod stolik, zagląda pod biurko...nic..przerażona odsuwa Buby klatkę, choć wiadomo,że tam mnie nie ma...Już łzy w oczach, chociaż wie,że przecież nie wyparowałem!
Patrzy, a tu bałagan w pluszowych królikach ....zagląda...a ja siedzę sobie spokojnie ze swoimi krewniakami. Ale jej numer wyciąłem, ha, ha...no nie, żebym był złośliwy.Duet z nas dobrany: ja-tchórz, ona - mazepa.


Najbardziej lubię być u siostry, ma dywanik na którym mogę skakać i kosze z królikami w których się chowam, bo od tej pory zabawa z mamą w chowanego jest moją ulubioną rozrywką.
Siostra mnie nie chce , bo mówi,że robię jej chlew w pokoju i nawet krzyczeć na mnie nie można, no ale mama......pozwala mi tam być oczywiście. W ciągu dnia chodzę luzem, tylko w nocy śpię koło mamy łóżka, bo mamusia musi mnie po nosku pół nocy głaskać....nie lubię być zamykany i gryzę kraty.

(te ząbki z przodu na półce, to też moje dzieło)

Wieczorem, jak muszę iść do klatki to zapieram się okropnie łapkami i bardzo drapię, wyrywam się i podskakuję.
Mamusia jest tak okrutnie podrapana moimi pazurkami, że wstydzi się chodzić w krótkim rękawku, w szpitalu powiedziała pani, co była bardzo dla niej niemiła, że jest w opus dei i dlatego tak wygląda:) Kobietę zatkało i dała mamusi spokój.
Ostatnio miała też podrapaną całą buzię...byłem sobie w kojcu na dworku i weszła po mnie, tak się wystraszyłem,chyba jej nie poznałem, że zacząłem obijać się o siatkę i uciekać przerażony.
Ja miałem rany na głowie, a ona na twarzy. Uspokoiłem się oczywiście dopiero jak mnie złapała. Teraz mama boi się mnie wynieść na dwór i nie wie co robić. Ciężko być takim tchórzliwym zajączkiem! Pani weterynarz opowiadała jak przyjechał pan z zającem i jak tylko wyjął go z klatki , to zajączkowi przestało ze strachu bić serduszko... dlatego my nigdzie nie jeździmy, a mamusia modli się codziennie żebym nie chorował i żebym był troszkę bardziej odważny!

Poproszę mamę, żeby zrobiła mi zdjęcia jak jestem wyprostowany- dopiero zobaczycie jaki ze mnie kawał chłopa!
A tak na marginesie, to chyba nie nazywam się Adamek, tylko Synek....mamusia cały czas do mnie mówi: Synku, Synusiu ,Syneczku....ludzki świat jest bardzo skomplikowany!

poniedziałek, lipca 13, 2009

Na jagody

Na jagody

poniedziałek, lipca 13, 2009

Na jagody

Pogoda najpiękniejsza nie była, ale jednak udało mi się wyrwać na chwilkę do lasu. Generalnie nie lubię zbierać jagód, ale niestety w sklepie były nieosiągalne, a pokusa zjedzenia ciepłych jagodzianek zdecydowanie silniejsza od mojej niechęci do zbierania. Wyruszyłyśmy z Dominiką i sprawa okazała się dość skomplikowana, jako, że zbieranie jagód w naszych lasach można porównać do zbierania grzybów. Chodziłyśmy dosyć długo zanim udało nam się znaleźć pierwsze jagodowe krzewinki....przykryło ledwo dno, więc szukałyśmy dalej. W międzyczasie zebrałyśmy parę grzybków i w końcu natknęłyśmy się na większą jagodową polanę. Pogryzione niemiłosiernie przez komary, aczkolwiek bardzo szczęśliwe wróciłyśmy do domu z koszyczkiem jagód.

Na jagodzianki i koktajl jagodowy wystarczyło.

Gorące bułeczki z jagodami zrekompensowały ugryzienia - były przepyszne, ale niestety szybciutko zniknęły.

Nie będę się brzydko publicznie wyrażać, ale to lato jest... leje i leje...właściwie nie ma dnia bez deszczu. Róże zaczynają wyglądać co raz gorzej, lanie wody na głowy niestety im nie służy:( Inne kwiatki tez zaczynają marnieć, porzeczki i poziomki kwaśne....Najlepiej mają się chwasty i trawa, która rośnie w zastraszająco szybkim tempie i ciężko ją skosić, bo jest cały czas mokra....
Poniżej parę obecnie kwitnących roślinek:

Lilie wodne kwitną bardzo obficie- chociaż im deszcz nie przeszkadza i tak są wiecznie mokre:)





Copyright © Utkane z marzeń , Blogger