sobota, czerwca 27, 2009

Vinga

Vinga

sobota, czerwca 27, 2009

Vinga

VINGA vel Viking- kot, który miał być dziewczynką. Urodzony w kwietniu 1994 roku - odszedł 26.06.2009r

On wróci.

O kocie, który odszedł na zawsze.

Zapłacz,

kiedy odejdzie,

jeśli Cię serce zaboli,

że to o wiele za wcześnie,

choć może i z Bożej woli.


Zapłacz,

bo dla płaczących

Niebo bywa łaskawsze,

Lecz niech uwierzą wierzący,

że on nie odszedł na zawsze.


Zapłacz

kiedy odejdzie,

uroń łzę jedną i drugą,

i – przestań

nim słońce wzejdzie,

bo on nie odszedł na długo.

Potem

rozglądnij się wkoło,

ale nie w górę,

patrz nisko

i – może wystarczy zawołać,

on może już być tu blisko.

A jeśli ktoś mi zarzuci,

że świat widzę w krzywym lusterku,

to ja powtórzę:

on wróci.

Choć może w innym futerku.


(...) W Raju z pewnością nie zaznasz biedy
święci są dobrzy i czuli,
Lecz - masz tam kogoś, kto jak my kiedyś

tak cię do serca przytuli?

Jeżeli nie masz, to poproś Pana
niech cię odeśle z powrotem
po to byś znowu z nami i dla nas
tu najszczęśliwszym był kotem.(...)


fragmenty wierszy: Franciszka Klimka

czwartek, czerwca 25, 2009

Biało-zielone czyli cd.deszczowego weekendu

Biało-zielone czyli cd.deszczowego weekendu

czwartek, czerwca 25, 2009

Biało-zielone czyli cd.deszczowego weekendu

To już ostatnia z moich twórczych:) prac minionego deszczowego weekendu! Jakiś czas temu kupiłam na "pchlim" klatkę, jakiś czas temu, znaczy się w lutym! Maznęłam raz na biało i "ciepnęłam" do kąta. W końcu nastąpiła mobilizacja sił i klatkę dokończyłam malować, wewnątrz umieściłam bluszcz ( doniczka niestety nie mieści się, więc uprawa będzie a'la hydroponiczna- w samej wodzie), mech , jajka i ptaszek dopełniły całości.
Od początku miała tworzyć kompozycję z obrazkiem, pierwszym, krzyżykowym dziełem mojego życia!

I jak to z pierwszą miłością bywa, mam do niego wielki sentyment:)

Wzór banalnie prosty, ale ma w sobie coś sielskiego, coś co kojarzy się z latem i wsią!

Na początku, na klatce,zrobiłam delikatne przecierki, ale jakoś nie pasowało, więc zamalowałam całość i tak już chyba zostanie.


Zazdroszcząc Joannie, tudzież innym blogowym koleżankom,które pokazują u siebie pierwsze grzybki , dzisiaj wyruszam na grzybobranie i ja! O niczym innym od wczoraj nie myślę, tylko o tym jakby tu prysnąć do lasu!

I bez względu na pogodę idę choć na godzinkę! Efekty , mam nadzieję, owocnych zbiorów przedstawię na blogu.
Wszystkich, którzy piszą do mnie maile, bardzo przepraszam, że nie odpisuję, ale moja poczta cały czas nie działa!

środa, czerwca 24, 2009

Biało - różowo

Biało - różowo

środa, czerwca 24, 2009

Biało - różowo


Może i takie deszczowe weekendy są niekiedy potrzebne? Jak jest ładna pogoda to większość czasu spędzam w ogrodzie na kolanach, a tak przynajmniej kolejne rzeczy doczekały się wykończenia.

W planach mam jeszcze wykonanie paru takich tabliczek, między innymi ma powstać nad wejściem do warzywniaka i ogrodu przed domem. Ta, zawiśnie nad wejściem do domu. Motyw z pewnością wszystkim znany i dosyć już oklepany, ale róże są wszechobecne w moim domu, więc jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza.

I prawidła i tabliczka domaga się jeszcze parokrotnego lakierowania, ale póki co musi pozostać tak jak jest, w oczekiwaniu na kolejną deszczową sobotę.

wtorek, czerwca 23, 2009

Skrzyneczka

Skrzyneczka

wtorek, czerwca 23, 2009

Skrzyneczka




Kiedyś kupiłam skrzyneczkę w której były butelki piwa, akurat za tym gatunkiem specjalnie nie przepadam, ale skrzyneczkę musiałam mieć! Była brązowa i niestety, ale miała wytłoczone logo firmy w związku z tym stwierdziłam, że ją przemaluję. Browar ów lubię czy też nie, w każdym bądź razie został dawno wypity, a skrzyneczka stała... i stała... Aż przyszedł kolejny deszczowy weekend, a mnie ogarnęła pasja twórcza:) Parę rzeczy doczekało się wykończenia, a na pierwszy ogień poszła rzeczona skrzyneczka. Szpachlowałam, malowałam, doklejałam koronki, a na koniec przykleiłam sobie do guzika, "kropelką" palec... ale skrzyneczka jest! Właściwie, to nie wiem nawet po co mi ona, ale że bardzo mi się podoba ( no nieskromna jestem, wiem, ale co tam będę kłamać), to urządziłam jej sesję fotograficzną:)


Do kompletu powstał jeszcze wianek z gipsówki, jako że dzisiaj mamy Noc Świętojańską, więc wypadało zgodnie z naszą tradycją upleść jeszcze wianek z bylicy, coby bydło domowe ustrzec od złych uroków:)

Tradycja Nocy Kupały powoli zanika...Mówię do Dominiki, że może dziś w nocy wyruszymy na poszukiwanie kwiatu paproci, a dziecię mi na to:...Mamo, przecież paproć to roślina zarodnikowa i nie ma kwiatów! Nie uczyłaś się o tym?

Ale pomimo roślin zarodnikowych, późnego powrotu z pracy i niesprzyjającej aurze, mamy zamiar rozpalić w nocy ognisko:) Bylica już zerwana, czeka na swoją kolej, obwiążemy się nią w pasie, żeby moje dzieci płodne bardziej były i dały mi w końcu wymarzonego wnuka:) , a mamusi bóle z krzyża wyszły:)

A na zakończenie, miłą niespodzianka którą otrzymałam od Penelopy,
i za którą ślicznie dziękuję.

Życzę wszystkim udanej nocy, przy blasku wesoło trzaskającego ognia.


poniedziałek, czerwca 22, 2009

Ogrodowe historie cz. IV - basen

Ogrodowe historie cz. IV - basen

poniedziałek, czerwca 22, 2009

Ogrodowe historie cz. IV - basen

Ogród jest podzielony na dwie części, z przodu i z tyłu domu..Wiadomo, zaczęłam od frontu, coby ładnie było i sąsiedzi widzieli, że nie do końca taka fleja ze mnie:)
Z tyłu stały dosyć długo 3 garaże, czekając na rozbiórkę. Tak wyglądał teren po rozebraniu garaży( zdjęcie poniżej). Niestety po rozbiórce, odsłonił mi się widok na plac sąsiada i cytrynową koparkę... Częściowo w miejscu garaży, w jednym z nielicznych miejsc gdzie świeci słońce, zaplanowałam basen.

Ochoczo zabrałam się więc za łopatę, tym razem przy aktywnej pomocy domowników. Brak pomocy, oznaczał niemożność korzystania w przyszłości z basenu...z tego obowiązku została zwolniona najważniejsza siła robocza, czyli mój mąż, który najwyraźniej musiał wtedy gdzieś pracować, bo inaczej tak łatwo kopanie by mu nie umknęło!

JA ZE STARSZĄ CÓRKĄ

MŁODSZE DZIECIĘ W WIRZE PRACY

PEJK, KTÓRY UWIELBIA KOPAĆ DOŁY, BARDZO SIĘ PRZYDAŁ , GŁÓWNIE SPULCHNIAJĄC ZIEMIĘ, KTÓRĄ JA PÓŹNIEJ WYGARNIAŁAM.
PLASTER ,CWANIAK PATRZYŁ SIĘ NA NAS Z POLITOWANIEM Z GÓRY!

Na wykopanie dołu mieliśmy tylko dwa dni, później miał przyjechać basen. Ale jak wiecie z poprzednich postów, jestem mistrzu w kopaniu, więc wszystko było gotowe na czas!

W końcu przyjechał! Do przenoszenia zaprzęgliśmy ośmiu chłopa + ja i Magda ( nie ujmując płci męskiej i ich sile, wcale nie jesteśmy gorsze!). Basen okazał się potwornie ciężki i ledwo byliśmy go w stanie unieść w 10 osób.


Niestety okazało się, że jest za szeroki i nie mieści się pomiędzy bokiem domu, a ogrodzeniem! Trzeba było zrobić włam do sąsiada:) i przenosić przez jego plac.

WYRÓWNYWANIE I UBIJANIE DNA

Siła robocza, w postaci uczynnych sąsiadów już dawno poszła, a nam pozostało umieszczenie owego, wymarzonego cudu, we wcześniej przygotowanym dole. "No to jest problem", mówię do męża, "dzwoń po sąsiadów"... "no coś Ty, poradzimy sobie"...tłumaczę jak krowie na miedzy, że przeca skoro w 10 osób ledwo go unieśliśmy, to jak niby damy radę, tylko on i dwie baby! Nurka nie wchodziła w grę, bo takich małoletnich, aż tak nie wykorzystujemy.
Oj Ptysiu ( znaczy się ja jestem ten Ptyś:), zsunie się po dechach, a poza tym ,Ty to taka ruska baba jesteś i wszystko podniesiesz! No więc takie ma wyobrażenie o swoim cudownym, zwiewnym i delikatnym Ptysiu mój małżonek!!!
Słowo się rzekło, jak M coś postanowi , to nic nie jest w stanie odwieść go od tych myśli, więc chcąc nie chcąc, jakimś cudem boskim, nadwyrężając mocno kręgosłupy i nerwy( głównie moje), wtaszczyliśmy to na nasyp i zsunęliśmy do dołu!

Objawił się w pełnej krasie. wymarzony, wyśniony, wyczekany!

Kto sobie zasłużył- ten się kąpie!
Na około jeszcze bałagan, ale....
już drugiego dnia po wlaniu wody, moje dzieci szczękając zębami, twardo pływały!

No i oczywiście Osiołek. Kopał, więc może korzystać z basenu do woli:). A bardzo lubi się moczyć i pływać! Plastrowi głupio, że się obijał- teraz stoi z boku i się przygląda:)
Sagunia, nigdy nie przepadała za sportami wodnymi, ale zawsze wszystkie trzy psy latały szczęśliwe na około basenu:).(- Saga jest po środku między Plastrem , a Pejkiem)


Ujeżdżanie foki- najlepsza basenowa zabawa!
Usiłowałam znaleźć jakieś zdjęcie, na którym wyglądałabym bardziej dostojnie, a przynajmniej miała zamknięty dziób- niestety ujeżdżanie powoduje,że zamieniam się w neandertala. Foka -to takie dziwne stworzenie, na którym nijak nie daje rady usiąść, nie mówiąc już o dłuższym utrzymaniu się na jej grzbiecie!

Później zostały dorobione drewniane podesty, posadzone tuje, usypane górki i porobione nasadzenia, ale o tym już innym razem.

Dla zainteresowanych: utrzymanie basenu wcale nie musi być drogie, pod warunkiem, że nie kupujemy gotowej chemii basenowej w sklepach. Przed podjęciem decyzji o kupnie basenu, rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, mój mąż wydzwaniał po filtrach warszawskich i basenach - tym sposobem dowiedział się jakie stosuje się mieszanki żeby woda była zawsze czysta. Kosztuje to naprawdę niewiele, a frajda z korzystania z basenu jest ogromna. Gdyby ktoś był zainteresowany, co on tam wsypuje, niech da znać.

piątek, czerwca 19, 2009

Ogrodowe historie cz. III - szkodniki hasające wśród róż

Ogrodowe historie cz. III - szkodniki hasające wśród róż

piątek, czerwca 19, 2009

Ogrodowe historie cz. III - szkodniki hasające wśród róż

Komputer odpuścił ( przynajmniej na czas jakiś) ,ale maili dalej nie mogę pisać- Aniu- jeśli to czytasz- wybacz. Odezwę się jak tylko mu się poprawi !!! .

Często pytacie mnie jak to jest,że pomimo tylu zwierząt mam ładny ogród. Sprawa nie jest prosta..Osiołek, bydle wstrętne, pseudo pies myśliwski, słynie z tego, że kopie wszędzie doły, w które wpadamy po pas! Niszczy mi wszystko, nurkuje do oczka i wynosi w pysku kamienie z dna i lilie wodne, rośliny cebulowe wyrywa za liście, a cebulki z reguły konsumuje...w ogóle jest wszystkożerny i wszystko niszczący, zaczynając na poduszkach, poprzez meble, a kończąc na kwiatach, liściach i owocach.

Szkodnik szykujący się do nurkowania


Coby Osioł mógł jednak szczęśliwie dożyc w naszym domu późnej starości, dostał swój pokój, a w ogrodzie, no cóż...wszystko planuje z myślą o zwierzętach...

Poniżej zdjęcia szkodnika wylegującego się w biurze ( uwielbia łazić i spać na sprzętach biurowych) oraz przeciskającego się pod siatką do warzywniaka

Z przodu domu psom właściwie nie można wychodzić,o nie, nie myślcie sobie, że taka podła jestem, robię to z troski o nie, gdyż pierwszego psa, otruli nam uczynni miejscowi trutką na nornice...tak więc, zwierzęta mają odgrodzony tył placu, bez dostępu do ludzi i tam mogą brykać do woli- niestety. Na wiosnę zaczyna się od rekultywacji trawnika..zasypuję doły, sieję nową trawę i stawiamy zasieki, bydle uwielbia grzebać w świeżo skopanej ziemi...Zasieki wysokie na dwa metry, bo Plaster jest bardzo skoczny, a uwielbia wchodzić tam, gdzie mu nie można:( Zasieki jako,że tymczasowe, nie mają furtki, więc kosiarkę Misiek ( znaczy się mąż) podaje mi z drabiny, dobrym rozwiązaniem jest też zjeżdżalnia dla dziecięcia, którą to stawiamy pomiędzy zaporami. Nawożę, podlewam i znowu nawożę, a jak trawka się wzmocni ściągamy zasieki....i znowu jest prawie ładnie! wygląd angielskiego trawnika, tył ogrodu uzyskuje gdzieś dopiero w połowie maja, wtedy dla moich uroczych psów są już inne rozrywki, niż kopanie, nie żeby całkiem zaprzestały, ale lubią sobie łamać i obgryzać roślinki na pieńkach- to z kolei jest ulubiona rozrywka Plastra, łapie łajza w połowie kij, bo przecież taki co stoi, a nie leży, fajniej się gryzie! Od lat usiłuję mieć z tyłu domu ogród, a nie coś co przypomina klepisko! Doszłam więc do wniosku, że trzeba sadzić takie rośliny, które nie dadzą się zjadać moim ukochanym czworonogom...Tak więc zaczęłam sadzić żywopłoty i żywopłociki:) Ale nim wpadłam na ten genialny pomysł posadziłam żywopłot z ligustru...biedak nie przetrwał nawet jednego roku, choć odporny jest jak diabli, ale nie na moje psy!
W następnym roku byłam już mądrzejsza...kupiłam liguster ( zdaje się, że mówi się ligustr, ale mnie jakoś nie pasuje, więc wybaczcie) i obsadziłam go kującym berberysem o kontrastowym kolorze liści, a wewnątrz posadziłam kaliny na pieńkach!


Byłam z siebie dumna...do czasu, Osiołek oprócz uszkodzonego słuchu, ma chyba uszkodzone nerwy czuciowe, któregoś dnia wyszłam do ogrodu, a on lata sobie z moim berberysem ( który ma olbrzymie kolce) w pysku! No mało mnie szlag nie trafił! Ponieważ roślinki są również systematycznie obszczywane przez psy, więc na piękny kolor żółci też długo nie trzeba było czekać...ale ja się tak łatwo nie poddaję. Zaczęła się mozolna budowa kamiennych murków do wysokości psich siusiaków, które bardzo skutecznie chronią rośliny przed psimi zębami i żrącym działaniem uryny. Wracając o 21 z pracy, rozstawiałam lampy i zawzięcie murowałam, ja murowałam, one się waliły...z kamienia jakoś tak ciężko...ale w końcu doszłam do perfekcji i wymurowałam wszystko. W następnej kolejności powstał żywopłot z róży, z nim też dzielnie sobie radzą, pomimo tego,że jest bardzo gęsty Plaster przepycha się pomiędzy gałęziami, na skróty, niestety łamiąc je dość często.


Jednak róża pomarszczona, jest bardzo odporna na ich niszczycielskie działania i radzi sobie wyśmienicie, tym bardziej,że jest co roku mocno przycinana.
Nie wspomniałam jeszcze o tym, że jestem zagorzałą fanką sekatora! Tnę dokładnie wszystko co się da, ale o tym już innym razem:)

Ponieważ róża cudnie kwitnie przyszedł czas na pierwsze zbiory płatków i sporządzenie nalewki różanej. Niebo w gębie...polecam wszystkim.
Na początku zbieram świeże płatki róż, przesypuję cukrem i zalewam dobrą gatunkowo wódką. Jak wszystko nabierze wspaniałego aromatu, a płatki róż staną się szkliste, odcedzam i zlewam do butelek. Proste to, jak budowa cepa, a na zimowe i pochmurne dni wyśmienite!




Poniżej róże które zostały mi z zakończenia roku u Nurki, z której mogę być dumna:)
Ogólnie to moje biedne dziecko trafiło do klasy geniuszy. Jako klasa są ze sobą od przedszkola i nie wiem, czy jest to wynikiem przebywania w jednej grupie , ale efekty są . Wyobrażacie sobie, że średnia klasy to 4,39 ! Wiecznie zdobywają jakieś nagrody i gdzieś wyjeżdżają...niestety to już ostatni wspólny rok, ale biorąc pod uwagę, że w klasie jest 12 świadectw z czerwonym paskiem, więc pewnie w większości i tak będą razem w gimnazjum! No ale miało być o różach, a ja się tu chwalę:) Ale fakt pozostaje faktem, że tak jak mam niegrzeczne bydlęta, tak bardzo grzeczne i ułożone dzieci:) Dominika wielokrotnie dostawała nagrody za najgrzeczniejsze i najlepiej wychowane dziecko w szkole, a Magdzie, choć na studiach i w pracy dyplomów
nie dają, też niczego nie brakuje:)





Życzę Wszystkim odwiedzającym miłego weekendu, przesyconego upojnym zapachem, rozgrzanych w słońcu róż:)
Copyright © Utkane z marzeń , Blogger